50 tys. pracowników na bruk. Tak źle nie było od dawna
W obliczu rosnącej konkurencji ze strony chińskich firm oraz malejącego zainteresowania pojazdami elektrycznymi europejska branża motoryzacyjna mierzy się z coraz większymi trudnościami. Pogłębiający się kryzys już teraz doprowadził do zamknięcia wielu zakładów i masowych zwolnień pracowników. W konsekwencji w bieżącym roku pracę stracić ma aż 50 tys. osób.
Europejska branża pogrąża się w coraz większym kryzysie, a piętrzące się problemy dotykają nie tylko producentów samochodów, ale też dostawców części motoryzacyjnych. Coraz więcej firm boryka się z problemami związanymi ze spadkiem popytu na samochody elektryczne, a co za tym idzie zapotrzebowaniem na podzespoły do takich modeli.
Według najnowszego raportu Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Części Motoryzacyjnych (CLEPA) od 2020 roku na Starym Kontynencie zniknęło aż 86 tysięcy miejsc pracy w branży motoryzacyjnej. Tylko w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 2024 roku europejscy dostawcy ogłosili plany redukcji 32 tys. miejsc pracy - to więcej niż w najgorszych okresach pandemii. Szczególnie mocno dotknięte redukcją zatrudnienia i zamykaniem zakładów zostały Niemcy.
Bosch - największy dostawca w branży motoryzacyjnej pod względem sprzedaży - zapowiedział redukcję ponad 12 tys. miejsc pracy na całym świecie, w tym około 7 tys. w Niemczech. Drugi w rankingu ZF Friedrichshafen planuje do 2028 roku zlikwidować od 11 tys. do 14 tys. stanowisk, natomiast ósmy w zestawieniu Continental przewiduje redukcję 7150 miejsc pracy na całym świecie, z czego około 3 tys. przypadnie na Europę. Cięcia kosztów i restrukturyzację zaplanował także lider branży technologii motoryzacyjnej - firma Forvia - która do 2028 r. zlikwiduje ponad 10 tys. miejsc pracy w Europie, czyli 13 proc. swojej całej siły roboczej. W sumie najwięksi dostawcy w Europie zapowiedzieli w tym roku redukcję zatrudnienia na całym świecie o blisko 50 tys. osób, z czego co najmniej 10 tys. dotyczy Niemiec, a kolejne 10 tys. – reszty Europy.
Podobnie przedstawia się sytuacja w przypadku koncernów motoryzacyjnych. Zdaniem ekspertów produkcja samochodów w Europie staje się coraz mniej opłacalna. Z uwagi na rosnące ceny energii, wysokie płace i coraz gorszą dostępność surowców, przyszłość wielu zakładów z sektora motoryzacyjnego jest lub będzie zagrożona. Nie bez znaczenia jest także narastająca presja ze strony chińskich firm, które coraz dynamiczniej zdobywają pozycję na europejskim rynku.
Przykładem może być Volkswagen, którego wyniki finansowe za trzeci kwartał 2024 roku spadły do poziomów nienotowanych od czasu pandemii. W przypadku niemieckiego giganta problemem okazują się przede wszystkim samochody elektryczne, których sprzedaż jest aż o 60 proc. mniejsza, niż zakładano. Tymczasem jeszcze do niedawna plan inwestycyjny producenta zakładał nacisk właśnie na pojazdy bezemisyjne i przyspieszenie elektrycznej transformacji.
Z podobnymi kłopotami mierzą się także Audi, Nissan, Mercedes, a także cały koncern Stellantis, którego tegoroczne wolumeny produkcyjne nawet nie zbliżyły się początkowych oczekiwań. Niedawno rezygnację ze skutkiem natychmiastowym ogłosił Carlos Tavares pełniący dotychczas funkcję prezesa zarządu koncernu. Niewiele lepiej jest w przypadku bawarskiej marki BMW, która już we wrześniu musiała skorygować prognozy zysków na ten rok. Zgodnie z najnowszymi danymi - wskaźnik rentowności producenta spadł w trzecim kwartale do najniższego poziomu od ponad czterech lat.
Jakby tego było mało, eksperci ostrzegają przed możliwością kolejnej fali tzw. kryzysu półprzewodników, który trzy lata temu uniemożliwił wyjazd dziesiątek tysięcy samochodów z fabryk. Wiele wskazuje na to, że Unia Europejska nadal nie zadbała wystarczająco o niezależność w produkcji tych komponentów. Jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie w najbliższym czasie, europejska branża motoryzacyjna może stanąć w obliczu kolejnych poważnych zakłóceń w dostawach.