Największe wpadki i wypadki kierowców BOR i SOP. Oni się rozbijają, my płacimy
Z wypadkami kolumn Służby Ochrony Państwa wiozących polityków jest jak z pożarami aut elektrycznych. Nie ma ich wiele, ale jak się wydarzą, to jest o nich głośno. Niezależnie od tego, kto zawinił. W przypadku SOP-u problem jest inny – jeśli zawinił rządowy kierowca, za naprawę płacą podatnicy.
Kierowcy Służby Ochrony Państwa, przed 2018 rokiem znanej jako Biuro Ochrony Rządu, nie mają dobrej prasy. Jeśli się o nich pisze, to głównie przy okazji wypadków, w których uczestniczą. Albo które powodują. I patrząc na nagrania takie, jak to z 2020 r., nie ma się co dziwić, że Polacy mają wątpliwości, czy tak powinny wyglądać ich przejazdy.
Czarna seria rządowej floty zaczęła się od pękniętej gumy prezydenckiego BMW. W marcu 2016 r. prezydent Andrzej Duda wracał z narciarskiej wizyty w Tatrach. To zdarzenie, czyli eksplozja zbrojonej opony w prezydenckiej limuzynie, było tak zaskakujące, że służby musiały wykluczyć możliwość wystąpienia zamachu.
Śledztwo nie wykazało uszkodzeń mechanicznych ani termicznych charakterystycznych dla "oddziaływania wybuchu ładunku skondensowanego materiału wybuchowego lub uszkodzeń mogących być skutkiem działania agresywnych środków chemicznych, takich jak rozpuszczalniki lub substancje żrące". Jak się okazało, opona była po prostu stara i zużyta. Jak na prezydencką limuzynę - trochę wstyd.
W styczniu 2017 r. kapcia złapała limuzyna, którą wieziony był Jarosław Gowin. Na oponach typu runflat, czyli pozwalających na jazdę po przebiciu, auto pokonało według różnych źródeł między 20 a 100 km.
W tym samym miesiącu samochód, którym jechał ówczesny szef MON Antoni Macierewicz, w okolicach Lubicza Dolnego pod Toruniem, na drodze krajowej nr 10, uczestniczył w karambolu 8 aut. Uderzenie było na tyle potężne, że w nieoznakowanym BMW X5 wystrzeliły wszystkie poduszki powietrzne.
Dwa lata później okazało się, że w dniu wypadku kierowca nie miał zezwolenia na kierowanie pojazdami uprzywilejowanymi, a i sama kolumna nie korzystała z sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Jak ustaliły... media, kierowcy wystawiono odpowiedni dokument kilkanaście dni po zdarzeniu. Tu należy zaznaczyć, że Macierewicza wiozła żandarmeria wojskowa, ale to żadne pocieszenie.
Najgłośniejszy wypadek z rządową kolumną wydarzył się w lutym 2017 r. Mowa oczywiście o kolizji rządowego A8, w którym przewożona była premier Beata Szydło, z niepozornym Fiatem Seicento. Kierowca chcąc uniknąć podczas wyprzedzania zderzenia ze skręcającym w lewo Fiatem, odbił w lewo i uderzył w drzewo. Pojazd został uszkodzony, a premier Szydło trafiła do szpitala. Śledztwo w tej sprawie zamknięto dopiero po 6 latach - tyle czasu oba auta biorące w wypadku spędziły na sądowym parkingu w Oświęcimiu.
Kierowca Fiata został uznany winnym nieumyślnego spowodowania wypadku, w którym obrażenia odniosła ówczesna premier - Beata Szydło, a samo postępowanie zostało warunkowo umorzone. Warto dodać, że zdaniem sądu Kościelnik formalnie ponosi odpowiedzialność za zdarzenie, chociaż w toku śledztwa okazało się, że kolumna rządowa poruszała się bez wymaganych przepisami sygnałów świetlnych i dźwiękowych (syreny nie były włączone), czyniących z niej pojazdy uprzywilejowane.
W 2018 r. zdecydowano o utworzeniu nowej formacji mającej za zadanie ochronę najważniejszych osób w państwie - Biuro Ochrony Rządu przemianowano na Służbę Ochrony Państwa.
Niedługo potem, bo już w marcu informowaliśmy o samochodzie SOP-u z kolumny marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, które w niedzielę w godzinach porannych wpadło w poślizg i otarło się o barierę ochronną na drodze w okolicach Przemyśla. Marszałka nie było wówczas na pokładzie.
W październiku było głośno o kolizji kolumny rządowej w Imielinie w woj. śląskim. Prowadzony przez 77-letniego kierowcę Peugeot stanął przed przejściem chcąc przepuścić pieszego. Kierujący BMW serii 7 pracownik SOP-u nie wyhamował na czas i wjechał w zatrzymujące się francuskie auto. To samo zrobił prowadzący SOP-owe Audi Q7 - nie zdążył wyhamować i wjechał w tył BMW. Nikomu nic się nie stało, a premier Szydło nazwała to zdarzenie "drobną stłuczką".