Darmowe autostrady to nie wszystko. Co jeszcze partie proponują kierowcom

Które partie mają w programie zapisane wspieranie kierowców? I którzy politycy rzeczywiście robią coś, by kierowcom żyło się lepiej? Sprawdzamy.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłosił, że państwowe odcinki autostrad będą jeszcze w tym roku bezpłatne dla samochodów osobowych. Co więcej, w przyszłym roku PiS chce - oczywiście o ile utrzyma władzę po wyborach - sprawić, by kierowcy samochodów osobowych nie płacili również za przejazd odcinkami autostrad, które dziś są zarządzane przez prywatnych koncesjonariuszy.

To prowokuje do pytania - czy PiS jest jedyną partią, która w programie wyborczym oferuje cokolwiek kierowcom? 

Darmowe państwowe autostrady dla samochodów osobowych

Obecnie opłaty pobierane są tylko na dwóch odcinkach państwowych autostrad: A2 Konin - Stryków (około 99 km) oraz A4 Wrocław - Sośnica (około 162 km). Całkowicie bezpłatna jest za to jazda samochodem osobowym np. autostradą A4 od Krakowa aż do granicy z Ukrainą.

Reklama

Stawki na państwowych odcinkach autostrad nie są wygórowane i wynoszą około 10 groszy za kilometr. To oznacza, że przejazd z Konina do Strykowa kosztuje 9,9 zł, z Wrocławia do Sośnicy - 16,2 zł.

Co jeszcze PiS obiecuje kierowcom? Zamierza - na zasadzie dialogu - porozumieć się z koncesjonariuszami, by w 2024 roku przejazd autostradami zarządzanymi przez prywatne firmy był darmowy dla samochodów osobowych. Oczywiście mowy nie ma o wypowiadaniu koncesji. Dialog zapewne będzie polegał na wypłacaniu z budżetu państwa ekwiwalentu za utracone dochody. 

Darmowe odcinki koncesyjne? Obietnica palcem na wodzie pisana

W przypadku autostrad prywatnych zysk dla kierowców byłby już znacznie większy. Na zarządzanym przez Stalexport 61-kilometrowym odcinku A4 z Krakowa do Katowica za przejazd autem osobowym trzeba zapłacić 30 zł, czyli pięć razy więcej niż na odcinkach państwowych. Z kolei za przejazd A4 na odcinku Świecko - Konin (ok 255 km) zapłacimy 102 zł. Trzeba jednak pamiętać, że te kwoty zawierają podatek VAT w wysokości 23 proc. Na państwowych odcinkach VAT-u nie płacimy. 

Obietnica darmowych odcinków prywatnych to na razie tylko hasło. Najpierw PiS musi wybrać wybory, a następnie - dogadać się z koncesjonariuszami. A negocjacje mogą zakończyć się fiaskiem.

Jednak PiS to jedna z nielicznych partii, które chociaż obiecują coś kierowcom. W samorządach radni PiS zwykle głosują przeciw powiększaniu stref płatnego parkowania, przeciw podnoszeniu opłat za parkowanie czy przeciw wprowadzaniu stref czystego transportu (tak było np. w Krakowie). Trzeba jednak pamiętać, że mogą tak głosować ponieważ w dużych miastach po prostu są w... opozycji.

Podwyżka mandatów i nowe podatki to sprawka PiS

Za to drastyczna podwyżka mandatów i punktów karnych, wprowadzona w 2022 roku to tylko i wyłącznie inicjatywa PiS, która dopiero później została wsparta przez inne partie.

PiS ma jeszcze jeden niewygodny temat, czyli KPO (Krajowy Plan Odbudowy). Chodzi o potężne pieniądze, które można wziąć z Unii Europejskiej - ogółem 158,5 mld złotych, w tym 106,9 mld złotych w postaci dotacji i 51,6 mld złotych w formie preferencyjnych pożyczek.

By je otrzymać, trzeba było opracować Krajowy Plan Odbudowy, w którym zapisane były tzw. kamienie milowe, czyli zaproponowane przez Polskę, a następnie zaaprobowane przez Unię Europejską cele, które należy spełnić, by otrzymać wypłatę.

A wśród kamieni milowych znaleźć można bardzo ciekawe rzeczy, o których w mediach było głośno, ale tylko przez chwilę. Przed wszystkim PiS zobowiązał się do wprowadzenia dwóch nowych podatków - od posiadania samochodu spalinowego oraz podatku rejestracyjnego. Oba będą powiązane z poziomem emisji spalin, ich wysokość nie jest ustalona. Ten pierwszy ma być płacony co rok (ponieważ jest podatkiem od posiadania), ten drugi będzie jednorazowy.

Na razie jednak oba podatki nam nie grożą, podobnie zresztą, jak wypłata pieniędzy z KPO. Wszystko rozbija się bowiem o upolitycznienie władzy sądowniczej, Unia domaga się cofnięcia zmian w sądownictwie, PiS tego robić nie zamierza. Pieniędzy z KPO więc nie będzie, podobnie jak (na razie?) nowych podatków. 

Które partie chcą zakazać rejestracji samochodów spalinowych?

W lutym Parlament Europejski uchwalił zakaz sprzedaży aut spalinowych, który ma wejść w życie w 2035 roku. Dla biedniejszej części Unii Europejskiej to fatalna wiadomość. Abstrahując od możliwości ładowania, samochody elektryczne są po prostu znacznie droższe niż spalinowe, przez co Polaków po prostu nie będzie na nie stać (już dziś przecież Polacy kupują głównie auta używane). Za nowym prawem głosowali m.in. Marek Belka (KO), Robert Biedroń, Włodzimierz Cimoszewicz, Bogdan Liberadzki, Leszek Miller i Sylwia Spurek (wszyscy Lewica). Europosłowie PiS głosowali przeciw, podobnie jak duża część PO.

Na szczęście nieco później po rozum do głowy poszedł rząd Niemiec, dzięki czemu pod 2035 roku możliwe będzie rejestrowanie samochodów spalinowych zasilanych paliwami syntetycznymi. Czy przemysł motoryzacyjny wykorzysta tę szansę, czy uzna, że jednak więcej zarabia na samochodach elektrycznych? Czas pokaże, ale warto wiedzieć, kto jest przeciw samochodom spalinowym.

Głosowanie europosłów pokazuje, że kierowcy nie mogą liczyć na wsparcie Lewicy, dla której chyba jedynym dopuszczalnym środkiem transportu miejskiego są rowery, ewentualnie akceptowalna jest komunikacja miejska. Cóż, kiedyś już tak było, ale są Polacy którzy ten czas pamiętają i chyba niespecjalnie chcą do niego wracać...

A główna siła opozycji, czyli PO? Oficjalnie o kierowcach mówili niewiele, za to posłowie tej partii gremialnie, pod rękę z PiS, głosowali za drastyczną podwyżką mandatów i punktów karnych, wprowadzoną w 2022 roku.

Ciężki los kierowców w miastach. Kto za to odpowiada?

Ponadto w miastach, w których rządzą samorządowcy związani z PO, sytuacja kierowców robi się coraz bardziej nieciekawa. Sztandarowym przykładem jest oczywiście rządzona przez Rafała Trzaskowskiego Warszawa. Zwężanie dróg, likwidowanie miejsc postojowych, słupkoza, poszerzanie stref płatnego parkowania, wprowadzenie coraz wyższych opłat za parkowanie, zamienianie dróg na strefy relaksu (co polega na oddawaniu drogi do dyspozycji knajp lub wręcz rzucaniu na asfalt drewnianych palet) to codzienność, z którą muszą zmagać się warszawscy kierowcy. Oczywiście wszystko w imię "poprawy komfortu życia" mieszkańców. Zupełnie, jakby samochodami, komfortowo nie jeździli właśnie mieszkańcy...

Warszawa jest zresztą ciekawym, ale symptomatycznym przypadkiem. Radni PiS postanowili "strollować" władze miasta, zgłaszając do budżetu obywatelskiego, projekt sprzedaży samochodów służbowych urzędu miasta i zakupu rowerów. Urzędnicy ów projekt odrzucili, argumentując - w skrócie - że samochody są im potrzebne, by szybko i wygodnie przemieszczać się po mieście. Dokładnie do tego samego chcą używać samochodów mieszkańcy.

Podobnie jest winnych miastach. W Krakowie od wielu lat rządzi oficjalnie bezpartyjny Jacek Majchrowski, który popierany jest przez PO. I w tym mieście dzieje się dokładnie to samo, co w Warszawie. A nawet więcej, przecież radni uchwalili obowiązującą w całym Krakowie strefę czystego transportu, która oznacza mniej więcej tyle, że około 100 tys. samochodów, sprzedanych w Polsce legalnie i legalnie dopuszczonych do ruchu, nagle straci prawo do poruszania się po ulicach miasta.

Kierowcom miasto oferuje w zmian... dopłaty do rowerów. Dziękuję, postoję. W korku, które w Krakowie tworzone są celowo, przez coraz gorszą organizację ruchu.

W Krakowie mieszkańcy również zgłosili do budżetu obywatelskiego ciekawy projekt - likwidacji parkingu pod urzędem miasta i zamiany go na park. Niestety, projekt został odrzucony, bo parking jest urzędnikom potrzebny. Oczywiście... jest on darmowy, za to znajduje się w samym centrum Krakowa, tuż obok rynku, w strefie do której przeciętny krakowski płatnik podatków nie ma wjazdu autem.

Kierowców i samochody zwalcza się również m.in. we Wrocławiu (prezydent Jacek Sutryk, bezpartyjny, z rekomendacji KO) czy w Łodzi (prezydent Hanna Zdanowska, PO). Z tej strony pomocy raczej nie należy się więc spodziewać.

Wprost kierowców wspiera tylko jedna partia

Znaczącą siłą jest Polska 2050 Szymona Hołowni. Tutaj konkretów wiele nie ma. W programie znajdziemy jedynie wspieranie rozwoju elektromobilności, stąd można wnioskować, że jednocześnie ze wsparciem nie spotkają się kierowcy samochodów spalinowych. Natomiast podczas głosowania za podwyżką mandatów, posłowie Polski 2050 wstrzymali się od głosu. Chwała im za to, bo jako jedni z nielicznych mieli odwagę się wyłamać.

Niewiele o kierowcach i samochodach mówi również PSL. Głośniejsze i bardziej konkretne sformułowania dotyczyły zakazu rejestracji aut spalinowych (ludowcy są przeciw). Posłowie PSL, podważali również w dyskusjach pomysł podniesienia stawek mandatowych, ale ostatecznie zagłosowali za wprowadzeniem nowego taryfikatora.

Jedyną partią, która dużo mówi o kierowcach i faktycznie głosuje tak, by ich wspierać okazuje się być... Konfederacja. Siła sprawcza tej partii dziś jest praktycznie żadna, stąd przejawiało się to głównie m.in. demonstracjami w obronie aut spalinowych. Ponadto - uwaga - posłowie Konfederacji - jako jedyni głosowali przeciw drastycznej podwyżce mandatów wprowadzonej w 2022 roku. 

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy