Auta spalinowe w UE znikną szybciej niż myślisz. Kupuj, póki możesz
Parlament Europejski przyjął zmiany w zasadach naliczania kar za emisję spalin, co część mediów odebrała jako odwrót od elektromobilności. Tymczasem cele dekarbonizacji pozostają bez zmian – nowe przepisy mają jedynie złagodzić tempo transformacji dla nabywców. Niestety, to wciąż oznacza, że w nadchodzących miesiącach spodziewać się można wycofania z rynku kolejnych popularnych aut spalinowych.

Spis treści:
Uściślijmy - 8 maja przyjęto proponowane przez Komisję Europejską przepisy zakładające mechanizm uśrednienia emisji CO2 z nowych pojazdów w latach 2025-2027. Ten zapewniać ma producentom samochodów większą elastyczność w dostosowaniu się do stawianych przez Komisję Europejską celów. Trzeba jednak pamiętać, że same cele pozostały bez zmian - zarówno w zakresie dopuszczalnej emisji CO2, jak i kar za jej przekroczenie. W nowych przepisach nie więc ma mowy o rezygnacji z naliczania kar. Zmieniają one jedynie sposób ich pobierania.
To ważny krok w stronę większego realizmu regulacyjnego, ale wciąż niewystarczający. Potrzebujemy szerszej dyskusji nad całościową reformą systemu, która uwzględni realia ekonomiczne, społeczne i infrastrukturalne. Tylko w ten sposób możliwe będzie skuteczne wspieranie różnorodnych technologii i ochrona miejsc pracy w europejskim przemyśle motoryzacyjnym
Kary za samochody spalinowe. Co faktycznie się zmienia?
Przypomnijmy - planowany na 2035 rok zakaz rejestracji na terenie UE samochodów spalinowych to końcowy etap stopniowego obniżania emisji CO2 z transportu. Jego kolejne stopnie określają przepisy CAFE (Clean Air For Europe). Wyznaczane przez nie limity dopuszczalnej emisji prezentują się następująco (zaokrąglone do pełnych gramów):
- cel na 2021-2024 (118 gramów CO2/km),
- cel na lata 2024-2029 (94 gramów CO2/km),
- cel na lata 2030-2034 (50 gramów CO2/km),
- cel na rok 2035 (0 gramów CO2/km).
Przyjęte przez Parlament Europejski przepisy nie zmieniają tych założeń. Wydłużają jedynie okres, w jakim producent samochodu musi rozliczyć się z emisji CO2.
Nowe przepisy nie zmieniają też wysokości kar. Zgodnie z europejskimi przepisami, każdy gram wyemitowany przez samochód powyżej ustalonego limitu (wyżej podajemy wartości uśrednione, cele emisji ustalane są indywidualnie dla każdego producenta) wiąże się z naliczeniem kary w wysokości 95 euro.
Unia Europejska dała producentom kredyt. Mają 3 lata, żeby go spłacić
Wyjaśnijmy - począwszy od 2020 roku - jeżeli średnia emisja przekraczała dopuszczalne normy - producenci aut musieli rozliczać się z kar corocznie. Zgłoszony przez Komisję Europejską wniosek dotyczył:
ukierunkowanej zmiany rozporządzenia (UE) 2019/631 w celu zapewnienia producentom dodatkowej elastyczności w realizacji ich obowiązków w zakresie zapewnienia zgodności poprzez ustanowienie trzyletniego okresu dostosowania się do wymagań w odniesieniu do lat 2025, 2026 i 2027 zamiast okresu rocznego.
W przyjętej bez poprawek propozycji Komisji Europejskiej czytamy, że:
W odniesieniu do lat 2025–2027 producenci powinni zapewnić, aby średni indywidualny poziom emisji CO2 związanych z ich pojazdami nie przekraczał docelowego poziomu emisji, obliczonego jako średnia ich rocznych docelowych indywidualnych poziomów emisji w tym okresie.
Wniosek precyzuje, że zgodność z docelowymi poziomami emisji powinna zostać oceniona pod koniec trzyletniego okresu.
Dla producentów oznacza to, że Komisja Europejska udzieliła im "kredytu zaufania" w dążeniu do wyznaczonych limitów. Słowo "kredyt" trzeba traktować całkiem dosłownie. Kary i tak zostaną naliczone, tyle że producenci pojazdów zapłacą je jednorazowo, po 2027 roku, a nie w trzech transzach, z końcem każdego kolejnego roku.
Jakie kary za emisję CO2. Dziś to prawie 1500 euro za auto
Rozwiązanie rzeczywiście zapewnia producentom większa elastyczność, bo przy obecnym miksie sprzedażowym, rozliczenie się z kary za 2025 rok mogłoby poważnie nadszarpnąć budżety wielu motoryzacyjnych gigantów. Przykładowo - z najnowszych danych Federalnego Urzędu ds. Ruchu Drogowego (KBA) wynika, że średnia emisja CO2 z nowych pojazdów wyniosła w kwietniu 2025 roku wynosiła 109,3 grama CO2/km. To o 15,7 grama powyżej wyznaczonego limitu - 93,6 CO2/km. Średnio daje to kwotę 1491,5 euro (6 386 zł) kary za każdy sprzedany w Niemczech w kwietniu samochód osobowy.
Biorąc pod uwagę, że w ubiegłym roku na niemieckie drogi trafiło ponad 2,8 mln samochodów osobowych, dla producentów aut oznacza to rozdzielenia między siebie dodatkowych kosztów w wysokości ponad 4,2 mld euro. A mowa przecież o karach naliczonych zaledwie na jednym rynku motoryzacyjnym w UE!
Dlatego właśnie przedstawiciele branży apelują o dalsze zmiany w przepisach dotyczących emisji CO2 z nowych samochodów.
Doraźne działania muszą wpisywać się w długofalową, technologicznie neutralną wizję. Potrzebna jest szczera debata o wykonalności obecnych regulacji CO₂ w oparciu o realne uwarunkowania techniczne i gospodarcze. Europejska konkurencyjność zależy od transformacji, która będzie możliwa do zrealizowania
Organizacja zrzeszająca m.in. producentów części dla przemysłu motoryzacyjnego wnosi np. o "pełną rewizję" regulacji dotyczących CO2 do końca roku. I ostrzega, że aż 62 proc. firm z sektora motoryzacyjnego dostrzega obecnie problem nadwyżki mocy produkcyjnych i wysokich kosztów stałych. Oba czynniki drastycznie zwiększają ryzyko redukcji zatrudnienia i przenoszenia działalności poza UE.
Wyrok na samochody spalinowe utrzymany. Znikną z rynku szybciej niż myślisz
Najlepszym sposobem na uniknięcie kar jest zwiększenie sprzedaży zeroemisyjnych samochodów elektrycznych. Za "bezpieczny" uznaje się poziom około 1/4 ogółu takich aut w ogóle sprzedaży danego producenta.
Niewykluczone, że na bogatszych rynkach ambitny cel uda się osiągnąć. Przykładowo w kwietniu w Niemczech udział aut elektrycznych w ogóle rejestracji w kwietniu sięgnął już niemal 19 proc. Problem w tym, że kary liczone są na podstawie emisji we wszystkich krajach UE. Dla porównania, udział aut elektrycznych w ogóle sprzedaży nowych pojazdów w Polsce wyniósł na koniec kwietnia niespełna 3,6 proc. Rachunki są więc dla producentów pojazdów bardzo skomplikowane, bo estymowane jako "bezpieczne" 25 proc. rejestracji dotyczyć musi całości UE.
Nowe przepisy nie oznaczają więc wcale, że samochody spalinowe będą mogły dłużej pozostawać w ofercie europejskich producentów. Nawet jeśli w tym roku ci będą ich mogli sprzedać więcej niż planowali, by zminimalizować wpływ kar w latach 2026-2027 udział w rynku aut spalinowych będzie musiał być odpowiednio mniejszy.
Myślisz nad zakupem spalinowego auta? Będzie już tylko drożej
Oznacza to, że im dłużej do elektryków przekonywać się będą klienci w bogatych i największych wolumenowo rynkach Starego Kontynentu, tym szybciej z oferty znikać będą przystępne cenowo samochody spalinowe. Śmiało prognozować można, że zjawisko obejmie w pierwszej kolejności marki popularne, które - za sprawą niskich marży - w przeciwieństwie do marek premium, nie są w stanie ukryć w cenniku wpływ kar na ostateczną cenę pojazdu.
Można więc prognozować, że w kolejnych miesiącach czeka nas fala kolejnych pożegnań modeli z silnikami spalinowymi, jak w tym roku stało się to już np. z Fiatem Tipo czy benzynową Toyotą Corollą.
Osoby, które zastanawiają się właśnie nad zakupem nowego auta z napędem spalinowym powinny też wziąć dobie do serca słowa szefów koncernów Renault i Stellantis - Luca De Meo i John Elkann wspólnie udzielili niedawno poruszającego wywiadu francuskiemu "Le Figaro". W ich opinii, do 2030 roku, w związku z kolejnymi regulacjami unijnymi ceny samochodów zwiększą się nawet o 40 proc.