Polskę zalewa fala samochodowego złomu. Będzie zdrowiej i bezpieczniej
Stare samochody zalewają Polskę, która staje się właśnie złomowiskiem Europy. Taki ponury obraz rysuje się z najnowszych doniesień mediów, które alarmują o największej fali importu używanych aut od dekady. Tyle, że dekada trwa dla nich 4 lata, a skandal polega na... bogaceniu się Polaków.
"Tsunami samochodów używanych zalewa Polskę. Ich stan jest tragiczny", "Często po wypadku i z cofniętym licznikiem. Takie auta sprowadzają do Polski", "Polska szrotem Europy. Zalewają nas zniszczone używki" - to tylko niektóre tytuły, jakie pojawiły się ostatnio w mediach. Dziennikarze odkryli nową prognozę Instytutu Badania Rynku Motoryzacyjnego SAMAR, który donosi, że w tym roku do Polski sprowadzono już 518 tysięcy używanych aut. I zakłada, że sumaryczny roczny import zamknie się liczbą 940-960 tys. sztuk. Czy to dużo? Jak przekonuje np. redakcja "Rzeczypospolitej" - "najwięcej od dekady".
W alarmujących publikacjach czytamy, że nawet 95 proc. sprowadzonych do Polski samochodów może mieć za sobą powypadkową historię. Przykładowo - redakcja "Rzeczpospolitej" powołuje się na dane firm CarVertical i Carfax, z których wynika np. że uszkodzenia dotyczą nawet 93 proc. aut sprowadzanych do Polski z Belgii czy 89 proc. pojazdów, jakie trafiają do Polski z Niemiec. Piętnowany jest też średni wiek sprowadzonego do Polski samochodu, który wynosi obecnie 12,5 roku.
Tyle tylko, że dane Carfaxa czy CarVerticala nie odnoszą się do ogółu rynku lecz pojazdów, wobec których wygenerowano raporty o przeszłości. Nic nadzwyczajnego nie ma też w owymi "milionie". Powiem więcej, powrót do takich wartości oznacza normalizowanie się rynku i świadczy o poprawie kondycji finansowej Polaków.
Każdy, kto - nawet pobieżnie - śledzi rynek samochodów używanych w Polsce wie, że wynik zbliżony do miliona sprowadzonych aut rocznie osiągamy regularnie. Chociaż bardziej osiągaliśmy, bo ostatni raz przekroczono go w 2019 roku. Samych osobówek sprowadziliśmy wówczas skromne 920 tys., a całkowity import zamknął się wynikiem 1,01 mln pojazdów. Rok wcześniej import samochodów o DMC do 3,5 tony zamknął się wynikiem 1 003 290 sztuk.
Co takiego wydarzyło się w roku 2019, że - począwszy od roku 2020 - import samochodów używanych do Polski systematycznie malał? Wynikało to z takich czynników, jak pandemia Covid-19, kryzys półprzewodnikowy, rosnąca inflacja i rosyjska agresja na Ukrainę. Splotu okoliczności, przy których mniej osób decyduje się na ponoszenie dużych, nie zawsze koniecznych, wydatków.
Biorąc powyższe pod uwagę trudno nie dojść do wniosku, że alarmistyczne doniesienia o zalewającej Polskę "największa od dekady fali samochodów używanych" to świetna wiadomość. Oznacza to, że po kilku chudych latach, rynek samochodów używanych wraca właśnie do ustawień domyślnych. Polacy nie boją się już wydawać swoich oszczędności na samochody i spoglądają w przyszłość z nieco mniejszym niepokojem.
Co więcej, na zachodzie zaniknęły już echa kryzysu półprzewodnikowego, który wywindował ceny samochodów używanych na astronomiczny poziom i skokowo ograniczył dostępność samochodów używanych. Przypomnijmy, że na popularne auto pokroju Volkswagena Golfa czekać trzeba było nawet po 15 miesięcy, co w naturalny sposób przełożyło się na podaż aut na rynku wtórnym.
Z punktu widzenia dziennikarza motoryzacyjnego w alarmistycznych doniesieniach ogólnopolskich mediów dostrzegam tylko jeden powód do niepokoju, czyli średni wiek importowanych pojazdów, który w ostatnich miesiącach systematycznie rośnie. Ale widzę też możliwe źródła takiego zjawiska Jakie? Chociażby systematycznie kurczenie się polskiego parku samochodów napędzanych silnikami wysokoprężnymi i ich topniejący udział w ogóle importu. Przez wiele lat średni wiek sprowadzanego samochodu obniżały właśnie auta z silnikami Diesla, które były z reguły o 2-3 lata młodsze niż sprowadzane do polskich samochody benzynowe. Działo się tak, bo często po 7/8 latach eksploatacji miały już na liczniku po pół miliona kilometrów, a jak powszechnie wiadomo, dystans dzielący Berlin i Warszawę to minus 200 tys. km.
Na całe szczęście Polacy, podobnie jak ma to miejsce w całej Europie, coraz rzadziej decydują się na zakup auta z jednostką wysokoprężną w obawie przed drogimi naprawami czy widmem upowszechnienia się stref czystego transportu. A mniejszy popyt oznacza też mniejszy udział w imporcie, co znajduje odzwierciedlenie w statystykach.
Każdego roku na polskich drogach przybywa dobre 100 tys. używanych samochodów wyposażonych w instalacje gazowe. A gaz zakłada się tanio tylko do samochodów z klasycznym, pośrednim wtryskiem paliwa, czyli właśnie tych starszych. Nie przez przypadek najchętniej importowanym do Polski autem jest obecnie Opel Astra, który jeszcze w 2018 roku oferowany był z silnikiem 1,4 l (100 KM) - idealnym pod LPG. Niestety nie wszyscy producenci tak długo utrzymywali w ofercie benzynowe jednostki z wtryskiem pośrednim, więc zwolennicy LPG często zmuszeni są sięgać po auta starsze, niż by sobie tego życzyli.
I mówię to z całą odpowiedzialnością - te "stare graty" bywają często w dużo lepszym stanie niż, młodsze nawet o 1/3 samochody z silnikami Diesla, bo z reguły legitymują się zdecydowanie mniejszym przebiegiem.
Cały ten wywód nie zmienia też faktu, że 12,5 roku, czyli średni wiek sprowadzanego do Polski samochodu, to wciąż o ponad 3 lata mniej niż średni wiek samochodu osobowego w Polsce, który wynosi obecnie 15,7 roku.
Na koniec pozostaje jeszcze kwestia ceny. Średnia cena nowego samochodu w Polsce przekracza obecnie 180 tys. zł. Dla porównania, średnia cena samochodu używanego oferowanego na sprzedaż w największym w Polsce serwisie ogłoszeniowym wynosi obecnie około 44 tys. zł. Oznacza to za jeden że statystyczny nowy samochód sprzedawany w Polsce kupimy obecnie cztery statystyczne samochody używane.
Nawet gdyby wyjąć poza nawias pompowany przez klientów firmowych segment premium, okaże się, że w lipcu średnia cena nowego samochodu popularnego w Polsce przekroczyła 145 tys. zł. To 3,5 statystycznego samochodu osobowego sprzedawanego w tym roku na Otomoto. A podkreślam, że mowa o samym Otomoto, bez uwzględnia siostrzanego serwisu OLX, gdzie trafiają z reguły tańsze pojazdy, których właściciele nie mogą sobie pozwolić na zamieszczenie anonsu na droższej platformie.
Podsumowując, albo czegoś nie rozumiem, albo dziennikarze poważnych mediów utyskują właśnie nad tym, że Polacy odbili się od finansowego dna i przestali obawiać o przyszłość. A prawda jest taka, że nawet milion kierowców w Polsce zdecyduje się w tym roku na wymianę swojego auta na młodsze, bezpieczniejsze i przyjaźniejsze dla środowiska. Skandal!