Polski kierowca

Stłuczka - nie daj się wyrolować

Stłuczka, czyli kolizja drogowa, może przydarzyć się każdemu z nas. Nawet jeśli jesteśmy dobrymi kierowcami, nietrudno napotkać na drodze kogoś inteligentnego inaczej, kto np. wjedzie nam w bagażnik, bo akurat wysyłał esemesa albo myślał o czymś innym, albo niewiastę, której lusterko służy do poprawiania makijażu...

Bardzo istotne jest to, jak zachowamy się w takiej sytuacji. Chodzi przede wszystkim o nasze bezpieczeństwo, ale nie tylko. Nie pozwólmy się oszukać i zastraszyć, nie dajmy się wyrolować firmom ubezpieczeniowym. Znam bardzo wiele przypadków, kiedy to zdenerwowany kierowca - uczestnik kolizji - popełniał błąd za błędem i potem bardzo tego żałował.

Tylko spokojnie

Zderzenie pojazdów jest zawsze dla kierowcy dużym stresem, bo przecież nie trenujemy takich zdarzeń, nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Jest to sytuacja nadzwyczajna. Nigdy jednak nie wyskakujcie pochopnie z pojazdu, starajcie się opanować nerwy. Dobrze jest spokojnie głęboko dwa razy odetchnąć, uspokoić się, a następnie rozejrzeć się, sprawdzić, czy nie stoimy np. na jezdni tuż za zakrętem i za chwilę następny pojazd może wpaść na nas.

Reklama

Jeżeli macie rejestrator w samochodzie, zabezpieczcie go, wyłączcie nagrywanie, aby przypadkiem zarejestrowane zdarzenie nie uległo wykasowaniu lub nadpisaniu. Upewnijcie się też, czy sprawca kolizji nie ucieka lub nie ma takiego zamiaru. Zapiszcie na wszelki wypadek numer rejestracyjny jego auta, chociażby robiąc fotkę telefonem.

Czy to wypadek, czy kolizja

Najważniejsze jest stwierdzenie, czy w zdarzeniu drogowym ktoś odniósł choćby najmniejsze obrażenia. Od tego zależy sposób dalszego postępowania. Po zaistnieniu kolizji upewnijmy się więc natychmiast, czy jesteśmy cali i zdrowi, czy nikt z naszych pasażerów nie ucierpiał, a także spytajmy o to drugiego uczestnika kolizji.

Stwierdzenie zaistniałych obrażeń nie zawsze jest takie łatwe. Bywa, że ktoś czuje się dobrze, bo "trzymają go nerwy", a dopiero potem okazuje się, iż odniósł uraz kręgosłupa szyjnego, głowy... Pamiętajcie, że jeśli komukolwiek coś się stało (na zranioną dłoń, głowę itp.), nie jest to kolizja, leczy wypadek! Wówczas mamy obowiązek natychmiast udzielić poszkodowanemu pomocy i nie wolno nam przemieszczać pojazdów.

Usunięcie pojazdu po kolizji to konieczność

Bardzo częstym zjawiskiem jest coś takiego: drobna stłuczka, nieznacznie uszkodzone pojazdy, a uczestnicy zdarzenia stoją na lewym pasie ruchliwej jezdni i debatują, telefonują gdzieś, kręcą się wokół pojazdów. Tworzy się natychmiast korek, a inni kierowcy przejeżdżają powolutku obok, zwalniają albo nawet zatrzymują się, bo chcą się pogapić.

O jakie ciekawe! Ten ma urwany zderzak, a tamten pęknięty reflektor. No proszę, jak mu przywalił, a może zrobię fotkę i wrzucę na fejsa...?

No cóż, głupota i prostackie zachowania są na porządku dziennym. Szkoda, że taki ciekawski dureń nie pomyśli, że tamuje ruch. Pamiętajcie,  że zgodnie art. 44 ust. 1 pkt. 3  Prawa o ruchu drogowym macie obowiązek niezwłocznie usunąć pojazd z miejsca wypadku, aby nie powodował zagrożenia lub tamowania ruchu, jeżeli nie ma zabitego lub rannego. Za zaniechanie usunięcia pojazdów policja ma prawo wymierzyć wam mandat. Na nic zdadzą się tłumaczenia, że chcieliście ułatwić ustalenie przyczyn, zabezpieczyć ślady. Jeśli już, wystarczy przed zjechaniem zrobić fotkę usytuowania pojazdów. 

Oczywiście nie dotyczy to sytuacji, w których pojazdy są tak poważnie uszkodzone, iż nie da się ich przemieścić. Wówczas trzeba koniecznie oznakować miejsce awaryjnego postoju, nie tylko włączając światła awaryjne, ale koniecznie ustawiając w odpowiedniej odległości trójkąt ostrzegawczy. Chodzi o to, by następny "mistrz kierownicy" nie wpadł na wasze auto. 

Masz prawo zażądać dokumentów

Art. 44 ust. 1 pkt. 4 stanowi, że musisz podać swoje dane personalne, dane personalne właściciela lub posiadacza pojazdu oraz dane dotyczące zakładu ubezpieczeń, z którym zawarta jest umowa obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej, na żądanie osoby uczestniczącej w wypadku (kolizji). Ty również masz prawo zażądać tych danych od drugiego uczestnika kolizji. Powinien pokazać ci prawo jazdy, polisę OC, dowód osobisty, dowód rejestracyjny samochodu.

Dobrze jest też poprosić osoby, które widziały kolizję, be zechciały wystąpić w charakterze świadków.  Wprawdzie niewiele osób czyni to chętnie, gdyż nikt nie chce być ciągany po sądach i wplątywany w czyjeś sprawy. No, ale może trafi się ktoś, kto jednak zechce poświadczyć, jak było.

Czy wzywać policję?

Niestety, w Polsce jest tak, że firmy ubezpieczeniowe potrafią kwestionować oświadczenia sprawców kolizji, a i oni sami czasem zmieniają zdanie i potem twierdzą, że byli w szoku i nie wiedzieli, co podpisują. W rezultacie policyjne załogi jeżdżą do różnych drobnych stłuczek, a tym samym w dużych miastach czas oczekiwania na przybycie policji może wynieść nawet 2 godziny.

Są firmy ubezpieczeniowe, które wręcz wymagają, by wzywać policję przy najdrobniejszej nawet kolizji. W praktyce lepiej wezwać policję, gdyż sprawcy ukaranemu mandatem trudniej będzie wykręcić się od odpowiedzialności.

Koniecznie wzywajcie policję, jeśli uczestnik kolizji:

- odmawia okazania dokumentów i polisy OC albo jej nie ma

- jest pijany lub pod wpływem narkotyków, albo macie podejrzenie, że tak jest

- jest obcokrajowcem

-  nie ma tablic rejestracyjnych na samochodzie

- ucieka

- zachowuje się agresywnie, krzyczy na was, zastrasza, zarzuca, że to wyłącznie wasza wina

- odmawia napisania oświadczenia.

Oświadczenie czy dogadanie się?

Oświadczenie może sporządzić wyłącznie dobrowolnie sprawca kolizji. Nie ma jednak takiego obowiązku. W dokumencie tym muszą być zawarte następujące dane:

- Data, godzina i miejsce zdarzenia (ulica, nr najbliższej posesji, miejscowość),

- Dane sprawcy i poszkodowanego oraz ewentualnych świadków,

- Informacje dotyczące pojazdów uczestniczących w zdarzeniu, w tym dane właściciela,

- Dane o ubezpieczycielach sprawcy i poszkodowanego, w tym nr polisy,

- Opis okoliczności zajścia zdarzenia,,

- Opis wyrządzonych szkód (wszystkie uszkodzone elementy w pojazdach).

Najważniejszym jest potwierdzenie autora oświadczenia, że to on jest sprawcą i kolizja zaistniała z jego wyłącznej winy. Uwaga! Nic nie jest warte wspólne oświadczenie o kolizji, podpisane przez obu uczestników. To błąd, który czasem się zdarza. Taki dokument można sobie jedynie schować do szuflady "na pamiątkę".

Czasem sprawcy proponują "dogadanie się", czyli zapłacenie od ręki pewnej kwoty i rezygnację z jakichkolwiek formalności. Bywa to ryzykowne. Jeśli istotnie w naszym aucie pękła tylko lampka kierunkowskazu albo na drzwiach mamy małą rysę, to można przyjąć 200 zł. i uniknąć czasochłonnych procedur.

Ale co będzie, jeśli potem okaże się, że oprócz tego nadwozie uległo zdeformowaniu, że mamy nie tylko pęknięty zderzak, ale także pogięty tylny pas, wsporniki, podłogę bagażnika? Takie uszkodzenia trudno stwierdzić na pierwszy rzut oka, zwłaszcza w nerwach i w pośpiechu.

Nie dajcie się laweciarzom i ubezpieczycielom

Na miejscu kolizji zazwyczaj jako pierwsi pojawiają się laweciarze, czyli pojazdy pomocy drogowej. Z pewnością zaproponują wam odwiezienie uszkodzonego auta do wspaniałego zaprzyjaźnionego warsztatu. Nie podejmujcie pochopnie żadnych decyzji. Ustalcie cenę transportu pojazdu. Sami wybierzcie warsztat.

Nie podpisujcie też żadnych dokumentów! Nie zgadzajcie się na naprawę auta, zanim nie ustalicie szczegółowo warunków. Nie korzystajcie z auta zastępczego, jeśli nie sprawdzicie dokładnie, jakie są warunki jego udostępnienia. Potem może okazać się, że słono za to zapłacicie.

Pod tym względem Polska to dżungla. Wszyscy dookoła czyhają, by wyrwać wam kasę i zarobić na waszej stłuczce.

Nie bądź gnojkiem

Niestety, w dzisiejszych czasach takie pojęcia, jak uczciwość, przyzwoitość nie są w cenie. Mimo sloganów o wspaniałej cywilizowanej Europie tak naprawdę oszustwo goni oszustwo, kłamstwo kłamstwem pogania.

Jeżeli to ty wjechałeś w czyjeś auto, nie postępuj jak dzieciak lub niepoważny gnojek, który stara się wymigać i uniknąć odpowiedzialności. Miej odwagę cywilną i odrobinę honoru. Powiedz: tak, to moja wina, przepraszam.

Ilu z was potrafi się na to zdobyć?

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama