Tak jeździ nowa Toyota Camry. Spalanie? Twój diesel nie ma szans
Po sześciu latach obecności na rynku Toyota Camry doczekała się face liftingu. Flagowy sedan marki ma teraz więcej mocy i częściej porusza się na prądzie, a Japończycy chwalą się też poprawionymi właściwościami jezdnymi i lepszym wyciszeniem kabiny. Ile w tym wszystkim prawdy? Sprawdziłem to na ponad 400-kilometrowym odcinku. Zużycie paliwa było najczęstszym tematem rozmów.
Gdybym wam powiedział, że Toyota Camry to prawdziwy hit sprzedaży, to czy byście mi uwierzyli na słowo? Zgaduję, że nie i ja też się zaskoczyłem. Okazuje się bowiem, że od 1982 roku na całym świecie sprzedało się w sumie ponad 21 milionów egzemplarzy. Jakby tego było mało, od przeszło 22 lat ten japoński sedan jest najlepiej sprzedającym się autem osobowym w Stanach Zjednoczonych. Te liczby robią wrażenie i prowadzą do jednego, bardzo ważnego pytania - dlaczego w Europie jest o tym aucie tak cicho?
Tak jak wy spodziewałem się, że rozwiązanie tej zagadki będzie bardzo skomplikowane, tymczasem to wszystko jest bardzo proste do wytłumaczenia. Dzieje się tak, ponieważ od paru dobrych lat Toyota Camry jest sprzedawana już tylko we wschodnich krajach Starego Kontynentu - tj. w Polsce, na Węgrzech i w Czechach. Wynika to z faktu, że klienci zachodnich rynków, jeśli już decydują się na zakup sedana, to chętniej wybiorą coś klasy premium, pokroju BMW serii 5, Audi A6 czy Mercedesa klasy E. I to wyjaśniałoby, dlaczego wszyscy producenci aut popularnych marek w ostatnim czasie odeszli już od takich limuzyn.
Zwróćcie uwagę, że Toyota Camry, pomijając auta wyższych klas, to tak naprawdę jedyny sedan na rynku. Kiedyś ten model mógł porównywać się z Fordem Mondeo, Renault Talisman, Volkswagenem Passatem, Kią Optimą czy Mazdą 6. Dzisiaj konkurencja dla Camry jest trochę naciągana, bowiem na polu boju ostała się tylko wspomniana Skoda. Taki stan rzeczy działa rzecz jasna na korzyść Toyoty Camry i potwierdzają to liczby. Od stycznia do sierpnia tego roku w Polsce zarejestrowano 2249 egzemplarzy sprzed liftingu. Z takim wynikiem Camry zapracowało sobie na 5. miejsce w klasyfikacji sprzedaży sedanów segmentu D+E, wyprzedzając m.in. BMW serii 5, Audi A6 czy Teslę Model 3.
Popyt na ten model jest więc w Polsce na tyle zadowalający, by trzymanie go w ofercie miało sens. Ba, opłacało się nawet wprowadzić do sprzedaży wersję po sporych zmianach, która w Stanach Zjednoczonych zadebiutowała już jakiś czas temu. My ten samochód widzieliśmy nad Wisłą już w styczniu, kiedy przedprodukcyjny egzemplarz zawitał na warszawskiej Pradze. Przypomnijmy sobie więc co dokładnie się zmieniło.
Nowa Toyota Camry ma zupełnie nowy front, który jest na swój sposób tożsamy z nowym Priusem czy C-HR. Reflektory są teraz smuklejsze, a światła LED - z przodu i z tyłu - jeszcze cieńsze. Znakiem rozpoznawczym odświeżonej wersji są też nowe oznaczenia na klapie bagażnika oraz miedziany lakier specjalny Precious Bronze czy 18-calowe felgi z oponami w rozmiarze 235/45 R18, dostępne od wersji wyposażenia Prestige i Executive. Linia boczna się nie zmieniła, choć z nowymi zderzakami nadwozie sedana wydłużyło się o 35 mm. Tym sposobem przedni zwis wydłużył się o 30 mm, a tylny o 5 mm. Podsumowując, nowa odsłona wciąż jest bardzo elegancka, ale teraz ma w sobie trochę więcej sportowego zacięcia.
Bardzo dużo nowości znajdziemy też w środku auta. Mamy bowiem do czynienia z kompletnie nowym, bardziej cyfrowym kokpitem. Toyota Camry w 2024 roku otrzymała konfigurowalne cyfrowe wskaźniki, większy ekran systemu multimedialnego (12,3 cala) i nową wersję systemu info-rozrywki z bezprzewodową obsługą Apple CarPlay i Android Auto. W nowym modelu wraz z deską rozdzielczą zmieniono także tunel środkowy, zamontowano inną kierownicę i wykorzystano do wykończenia wnętrza nieco lepsze materiały. Zmieniło się więc sporo, ale najważniejsze zostało bez zmian - wszystkim ciągle sterujemy dużymi i fizycznymi przyciskami.
Pod maską nowej Toyoty Camry - zarówno w Europie, jak i w USA - znajdziemy napęd hybrydowy 5. generacji, którego sercem jest czterocylindrowy silnik benzynowy o pojemności 2,5 litra. Różnica polega tylko na tym, że w Stanach Zjednoczonych sedan występuje też z napędem na wszystkie koła. Do tego mamy nową przekładnię planetarną, nowy falownik, nowy silnik elektryczny i nową baterię litowo-jonową. W efekcie łączna moc układu napędowego to 230 KM (+12 KM względem poprzednika) i 221 Nm momentu obrotowego. Wraz z podniesieniem mocy skrócił się czas przyspieszenia - teraz od 0 do 100 km/h sedan rozpędza się w 7,2 sekundy (wcześniej 8,3 sekundy).
Toyota Camry jest więc mocniejsza, szybsza i przy tym wszystkim bardziej oszczędna - wynika to z faktu, że jednostka może teraz pracować na niższych obrotach. Na pierwszym testowym odcinku (ok. 200 km) samochód zużył 4,7 l/100 km. W drugim etapie więcej czasu spędziliśmy na autostradzie, a spalanie wzrosło tylko nieznacznie do poziomu 5,2 l/100 km. Zaznaczę przy tym, że uzyskanie takich wartości nie wymagało od nas specjalnych umiejętności czy stosowania eko-sztuczek. Jak na sedana o długości niemal pięciu metrów, to naprawdę świetna sprawa.
Model po zmianach to również większy komfort akustyczny i lepsze prowadzenie. W aucie po liftingu maska ma nieco inny kszałt, w słupkach A pojawiły się nowe uszczelki, a w klamkach dodatkowe wygłuszenia. W tylnym zawieszeniu zmodyfikowano amortyzatory, sprężyny i stabilizator, co - zdaniem producenta - przekłada się na lepsze właściwości jezdne. Trudno było mi jednak ocenić, jak dużo się zmieniło w tej kwestii.
Toyota Camry swoim kanapowym charakterem nie zachęca do dynamicznej jazdy. Wręcz przeciwnie! Na drogach krajowych w pochmurny dzień prowokowała do ucięcia sobie drzemki. Przy autostradowych prędkościach wciąż można usłyszeć szum dobiegający z okolic lusterek i przednich szyb, jednak jeśli sięgnę pamięcią, to w schodzącym modelu ten hałas bardziej mi doskwierał.
Jak wszystkie nowe modele Toyoty, również Camry zostało wyposażone w standardzie w najnowsze systemy bezpieczeństwa T-Mate. Oznacza to, że nad skupieniem kierowcy stale czuwa kamera, która szybko zainterweniuje, gdy zaczniesz podziwiać krajobraz za oknem czy rozglądać się po kabinie. Odświeżony sedan rozpoznaje już ograniczenia prędkości i doraźnie protestuje, gdy pojedziemy choć odrobinę szybciej. System RSA (Road Sign Assist) można wprawdzie dezaktywować, jednak trzeba to zrobić przed każdą podróżą. A gdy już zdecydujemy się go wyłączyć, nie będziemy wiedzieli jakie obowiązuje ograniczenie na drodze. Flagowiec w 2024 roku jest też domyślnie wyposażony w:
- proaktywny asystent jazdy
- układ awaryjnego zatrzymania pojazdu
- asystenta bezpiecznego wysiadania z pojazdu
- system ostrzegania o ruchu poprzecznym z przodu pojazdu
- asystenta bezpiecznego wysiadania z pojazdu
- system automatycznego ostrzegania tylnymi światłami awaryjnymi
- system ograniczania przyspieszenia przy małych prędkościach
Choć samochód po liftingu jest wyraźnie poprawiony i znacznie lepiej wyposażony, względem schodzącej wersji podrożał tylko nieznacznie. Ceny Toyoty Camry z roku modelowego 2024 startują od 185 900 zł w wersji Comfort - to zaledwie 3 tys. zł więcej, niż wcześniej. Odmiana Comfort Business kosztuje od 190 900 zł, zamiast od 192 900 zł - w tym przypadku jest nawet taniej. W już bogato wyposażonej odmianie Prestige startuje od 205 900 zł, a topowa odmiana Executive została wyceniona na 225 900 zł - wcześniej najwyższa wersja startowała od 221 900 zł. Od sugerowanej ceny należy jednak odliczyć tzw. ekobonus, czyli rabat naliczany przez dilera - ten wynosi 7,3 proc. Wówczas ceny nowej Camry prezentują się następująco:
W erze crossoverów i SUV-ów dobrze jest wciąż mieć możliwość wyjechania z salonu klasycznym, eleganckim sedanem. Toyota Camry ósmej generacji po liftingu będzie więc chętnie wybierana przez floty, a zwłaszcza przez kadrę kierowniczą. Trudno jednak powiedzieć, przez jak długi czas będzie jeszcze oferowana w Europie. W końcu z roku na rok normy emisji są coraz surowsze.