Twoje auto nie chce się grzać? Sprawdź, dlaczego!

Pierwsze poważniejsze przymrozki i opady śniegu sprawiły, że kierowcy na dobre przeprosili się z miotełkami i skrobaczkami do szyb.

Niskie temperatury dają się we znaki nie tylko nam, ale i samochodom. Oprócz akumulatora, na największe wyzwania narażony jest układ chłodzenia. Jakie elementy warto sprawdzić, by uniknąć dużych wydatków i cieszyć się przytulnym ciepłem we wnętrzu auta?

Silniki niemal wszystkich współczesnych aut chłodzone są cieczą. Na sprawność układu kluczowy wpływ ma kilka elementów - do najważniejszych należą chłodnica, termostat i sam płyn.

Kontrolę najlepiej zacząć od tego ostatniego. Za kilkanaście złotych w większości supermarketów kupić można ręczne testery płynu chłodzącego. Te są w stanie stwierdzić nie tylko temperaturę wrzenia, ale też - co w zimie szczególne ważne - temperaturę zamarzania płynu. Nie można zapominać, że płyny chłodnicze (najczęściej na bazie glikolu) są higroskopijne, co oznacza, że pochłaniają wodę z otoczenia.

Reklama

Jej zbyt duża zawartość obniża zarówno temperaturę wrzenia, jak i zamarzania. Nie musimy chyba wyjaśniać, że zamarzając woda zwiększa swoją objętość, co może mieć dla silnika opłakane skutki. W najlepszym wypadku uszkodzeniu ulegną węże, chłodnica czy - niezwykle trudna w wymianie - nagrzewnica. W gorszym może dojść od wysadzenia broków (korki w bloku) a nawet pęknięcia bloku silnika!

Wymieniając płyn trzeba pamiętać o zastosowaniu cieczy o takich parametrach, jakie przewidział producent auta. W ostateczności najbezpieczniej będzie dobrać płyn "po kolorze". Trzeba wiedzieć, że nie wszystkie oferowane przez producentów płyny nadają się do naszego samochodu (niektóre reagują np. z aluminium). Zastosowanie taniego zamiennika może np. skutkować szybką degeneracją gumowych uszczelnień i licznymi wyciekami.

Kolejnym kluczowym dla sprawności układu chłodzenia (i nagrzewania) elementem jest termostat. Proste urządzenie steruje przepływem płynu chłodzącego między tzw. dużym a małym obiegiem. Gdy - zaraz po odpaleniu - ciecz w układzie chłodzenia pozostaje zimna, termostat zamyka jej drogę do chłodnicy, dzięki czemu silnik szybciej osiąga temperaturę roboczą. Gdy ta osiągnie zbyt dużą wartość, termostat otwiera się na tzw. "duży obieg", w którym ciecz trafia również do chłodnicy oddając nadmiar ciepła.

To właśnie "zwieszający" się (zabrudzony lub - po prostu - zużyty) termostat najczęściej odpowiada za większość problemów z ogrzewaniem. Jeśli silnik (a co za tym idzie, wnętrze auta) długo się nagrzewa, poszukiwania winnych należy zacząć właśnie od termostatu. Jego wymiana rzadko kiedy pochłania więcej niż 150-200 zł, a efekt odczujemy nie tylko w kabinie, ale i portfelu. Silnik, który szybciej osiąga temperaturę roboczą, zużywa przecież mniej paliwa.

Jeśli, mimo wymiany płynu i termostatu, kabina naszego samochodu nagrzewa się bardzo powoli nie pozostaje nam nic innego, jak zająć się nagrzewnicą. W tym przypadku winny może być jej zawór lub sama nagrzewnica. Zaniedbania dotyczące systematycznej wymiany płynu skutkują korozją kładu, która - z czasem - zamienia się w szlam. Ten potrafi zatkać rurki nagrzewnicy, czyniąc ją zupełnie bezużyteczną.

Niestety, w większości współczesnych pojazdów dostępu do tego elementu broni deska rozdzielcza. W takim przypadku można oczywiście próbować przepłukać układ środkami czyszczącymi, ale zdecydowanie lepszym wyborem - z reguły - okazuje się inwestycja w nową nagrzewnicę. Specjalistyczne preparaty świetnie usuwają rdzę i kamień, ale to właśnie one, w wiekowych autach "wspomagają" nadgryzione zębem czasu uszczelki. Po takim zabiegu może się okazać, że w układzie pojawią się liczne przecieki, więc - dla wymiany uszkodzonych uszczelnień - i tak trzeba będzie "dokopać" się do nagrzewnicy. Oznacza to, że czyszcząc układ, bardzo często, odraczamy jedynie (czasami o kilka dni) wyrok i - niepotrzebnie - dokładamy sobie pracy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy