Handlarz objaśnia ogłoszeniowy slang. Igła, struna, pięciometrowiec
Zastanawialiście się kiedyś, skąd jak rodziły się takie określenia, jak np. "igła", które na dobre zadomowiły się w świecie ogłoszeń o sprzedaży samochodów? Zapytałem handlarza, skąd wziął się ich charakterystyczny żargon. Odpowiedź może was zaskoczyć.

W skrócie
- W świecie handlarzy samochodów używane są specyficzne określenia, takie jak "igła" czy "glassfaza", które mają swoje unikalne znaczenia.
- Żargon handlarzy samochodów wywodzi się z potrzeby szybkiej komunikacji
- Określenia używane w internetowych artykułach często są wymyślone
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Zapraszam na kolejny fragment naszego wywiadu z handlarzem używanymi samochodami, którego - na potrzeby materiału (prosił o zachowanie anonimowości), ochrzciliśmy stereotypowym "Mirkiem".
- Zróbmy sobie może taki "słowniczek handlarza". Wytłumacz proszę, bo często sam stosuje zapożyczone od Ciebie określenia. Co to jest np. "glassfaza"?
- (Śmiech). "Glassfaza" to jest włókno szklane stosowane do wypełnień tudzież zakrywania dziur. Perforacji karoseryjnych mówiąc ładnie, po polsku (śmiech).
- A np. "struna"?
- No "struna". Czyli linia boczna samochodu się "zgadza w 100 proc.". Analogicznie - "nypel", czy słynna "igła". Mówiąc wprost - ładny samochód. Blacharsko w takim stanie, jak wyjechał z fabryki.
- Jasne. A samochód "ostrzelany" to jaki?
- "Ostrzelany" to taki, który sprawdziłeś miernikiem grubości lakieru. Ale te mierniki to raczej domena kupujących. Ludzie z doświadczeniem, co zresztą doskonale wiesz, bo przecież nie raz widziałem cię z pistoletem lakierniczym…
- Co poradzę, że lubię stare Mercedesy, a z nimi - jak wiadomo - jak z płotem. Raz w roku musisz pomalować...
- No więc właśnie. Ludzie z doświadczeniem już gołym okiem widzą, co temu autu dolegało. Bo w ogóle trzeba wiedzieć, że samochody dzielimy właśnie na te ładne, czyli "struny" czy "igły" i tzw. "pięciometrowce".
Pięciometrowiec to auto, które wygląda w porządku z odległości od 5 metrów. Ale bliżej od razu będziesz widzieć, że "nasi tu byli". Tylko wiadomo, oko to wyrabia się z czasem. A dla większości klientów to czarna magia.
- To wytłumacz jeszcze proszę, skąd w ogóle wzięła się ta nietypowa "handlarska" nomenklatura? Ten wasz slang, z którego wiele określeń weszło przecież do języka potocznego. Wiele osób może odnieść wrażenie, że to jakiś przestępczy gryps, ale prawda jest zupełnie inna.
- Nie. To nie gryps. Tu chodzi o szybką komunikację. Na moje oko to się chyba jeszcze wzięło z czasów płatnego roamingu. "Gimby nie znajo" (śmiech), ale w naszym przypadku (rozmowa odbyła się w Legnicy na Dolnym Śląsku - przyp. red). będąc czasami 100 km od domu płaciłeś po 5 złoty za minutę połączenia zagranicznego. A realnie ludzie zarabiali przecież po kilkaset złotych miesięcznie. To są czasy zamierzchłe, ale to było tak, że po prostu chciałeś szybko przekazać informacje.
Dzwoniłeś do wspólnika i licznik bił - słuchaj, mam tu Bejcę, trójkę w "kupecie". A gość pytał jak wygląda? I tak to szło dalej - burta jest struna, progi podlepione, po gradzie, po tym, po tamtym. Szybka nawijka bo kasa leci.
I tak się tworzyły kolejne określenia. W środku "zajazd". "Bo biorę to na plecy i lecę do ciebie". I właśnie stąd się wziął ten cały żargon. Czysty pragmatyzm, po prostu szybko rozmawialiśmy przez telefon.
- Myślę, że "zajazd" w środku rozumieją wszyscy. "Bierzesz ją na plecy"?
- Na nasze to będzie, że kupuje auto, pakuje na lawetę i wracam do Polski.
- Wytłumacz nam jeszcze proszę, co oznacza np. auto "na zwykłej świeczce"?
- O tym mówiłem w kontekście samochodów sprowadzonych z USA. Patrzysz na taką Audi Q5 czy Q7 w ogłoszeniu w Polsce, a ona stoi "na zwykłej świeczce". Czyli z lampami, które świecą na żółto, jakby ktoś wsadził w nie zwykłą świeczkę. Chodzi o zwykłe reflektory halogenowe. Patrzysz na taką Audiczkę "na świeczce" i już wiesz, że była "po przodzie".
- Czyli miała rozbity przód...
- Jasne. Umówmy się, kupiłbyś nowe Q5 czy Q7 w topowej wersji bez świateł LED? Nikt by nie kupił. Ale jeden taki reflektor to nawet 5-7 tys. zł. Więc handlarze radzą sobie jak potrafią. Więc wsadzają te tańsze graty licząc na to, że klient nie będzie wydawał dodatkowej kasy na jakieś raporty czy rozkodowanie wyposażenia po numerze VIN. Siedzisz w tym i to widzisz. Ale normalni ludzie kupują samochód raz na kilka lat i nie muszą się na tym znać...
- A czy - w kontekście waszego żargonu - widzisz też wkład nas, czyli dziennikarzy? Tych spowiedzi handlarzy trochę już było, i trudno nie odnieść wrażenia, że spora część to radosna twórczość autorów...
- Jasne, że tak. Każdy musi z czegoś żyć.. Szczerze mówiąc, nigdy nie słyszałem określeń, z którymi spotkałem się w internecie. Przykładowo - "na świniaku", "na patyku". Prędzej "na papie" - że skóra to papa to się zgodzę. Ale, przynajmniej wśród moich znajomych, wszyscy mówią automat, manual itd. Kijki i patyki to raczej domena "internetów". Uważam, że akurat te nazwy są wymyślone na potrzeby medialne.
Pozostałe części rozmowy z handlarzem "Mirkiem" znajdziesz tutaj: