Zawracanie przy pierwszeństwie łamanym czyli... łamanie głowy

W ruchu drogowym istnieją takie sytuacje, o których nie śniło się nawet filozofom. Tak chciałoby się powiedzieć za Szekspirem, parafrazując znany cytat z Hamleta. Wielokrotnie już pisałem, że polski kodeks drogowy jest bardzo (za bardzo!) skomplikowany, a przez to niezrozumiały dla przeciętnego kierowcy. Nawet jeśli w gronie ekspertów uda się wyjaśnić jakąś sytuację, na przykład kwestię pierwszeństwa, wypracować consensus w zakresie interpretacji przepisów, to przecież wcale nie znaczy, że zmotoryzowani zaczną się do tego stosować.

Jest to bardzo mało prawdopodobne również dlatego, że polscy kierowcy sami są ekspertami! Rzecz jasna, we własnym mniemaniu. Widać to chociażby po komentarzach pod moimi tekstami. Zdecydowana większość wypowiada się autorytatywnie: tak jest, a tak nie jest, ten ma pierwszeństwo, tamten nie ma, to jest bzdura, to nieprawda itd. Oczywiście mało kto powołuje się przy tych swoich twierdzeniach na jakiekolwiek podstawy prawne, no ale po co zawracać sobie głowę takimi błahostkami. Kierowca rodem znad Wisły wie wszystko najlepiej, bo tak powiedzieli mu znajomi, których pytał, bo tak przeczytał na jakimś forum, bo tak wyjaśnił mu tatuś albo kolega...

Reklama

Wiele osób ma problemy ze zrozumieniem skomplikowanych przepisów ruchu drogowego, pisanych językiem prawnym. Trudno się zresztą temu dziwić. Jak wykazują badania PISA (Programme for International Student Assessment), organizacji prowadzącej testy również w Polsce, 40% ludzi nie rozumie tego co czyta, a dalsze 30% rozumie w niewielkim stopniu. Tak, tak, to nie moja złośliwa opinia, ale wyniki naukowych analiz. Okazuje się, że połowa nie potrafi zrozumieć nawet instrukcji obsługi pralki czy mapy pogody. No niestety, taka jest rzeczywistość, a więc i kodeks drogowy musi być z natury rzeczy dostosowany do poziomu odbiorców.

Zagadka dla specjalistów

Sytuację drogową, którą wam opiszę, znalazłem na pewnym forum dla instruktorów nauki jazdy. Toczył się tam zażarty spór o to, który z pojazdów ma pierwszeństwo. Pomyślałem sobie, że skoro instruktorzy, czyli ci, którzy uczą innych jeździć, mają takie wątpliwości, to warto ten przypadek przeanalizować.

Zacznijmy od skrzyżowania. Oto ono:

Do tego skrzyżowania zbliżają się dwa pojazdy: żółty bus i czerwona osobówka. Oba te auta znajdują się na drodze z pierwszeństwem, co wynika ze wskazań tabliczki T-6a umieszczonej pod znakami. Który pojazd przejedzie pierwszy? Mam nadzieję, że nie macie tu żadnych wątpliwości - oczywiście żółty bus. Dlaczego? Zazwyczaj przyjmuje się, że dlatego, bo znajduje się on z prawej strony względem auta czerwonego. Ta interpretacja w przypadku pierwszeństwa łamanego nie jest formalnie prawidłowa, ale w zasadzie niczego złego nie czyni. Stanowi za to dla kierowców pewne ułatwienie. Za chwilę wyjaśnię to obszerniej.

Teraz mamy na skrzyżowaniu jeszcze jeden pojazd, zielony samochód osobowy:

To zielone auto znajduje się na drodze podporządkowanej, a więc oczywiście przejedzie jako ostatnie. Kolejność będzie zatem następująca: żółty bus, potem czerwona osobówka,  a na końcu zielona:

Sytuacja zaczyna się jednak komplikować, gdy okaże się, że kierowca żółtego busa ma zamiar zawrócić, a nie skręcić w lewo:

No i co teraz? Odpowiedź na to pytanie stała się dla wielu instruktorów podłożem do zajadłego sporu.

Pogląd I

Część dyskutantów twierdziła, że żółty bus znajduje się z prawej strony w stosunku do czerwonej osobówki (porównaj pierwszy rysunek), a ponieważ kwestię pierwszeństwa rozstrzyga się przed wjechaniem na skrzyżowanie, zatem niezależnie od dalszego zamierzonego kierunku jazdy ten żółty samochód będzie miał pierwszeństwo, również w razie zawracania:

Powoływano się tutaj na art. 25 ust. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym, który stanowi, że:

"Kierujący pojazdem, zbliżając się do skrzyżowania, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pojazdowi nadjeżdżającemu z prawej strony, a jeżeli skręca w lewo - także jadącemu z kierunku przeciwnego na wprost lub skręcającemu w prawo."

W praktyce sformułowanie "zbliżając się do skrzyżowania", zawarte w tym przepisie, istotnie oznacza, że pierwszeństwo ustala się przed skrzyżowaniem, a nie na skrzyżowaniu. Można by zatem sądzić, że istotnie żółtemu busowi przysługuje pierwszeństwo i zwolennicy poglądu I mieliby wtedy rację.

Pogląd II

Większość dyskutantów opowiadała się jednak za drugim wariantem, przyznając pierwszeństwo skręcającej czerwonej osobówce przed zawracającym żółtym busem, ale mało kto potrafił to logiczne uzasadnić:

Lansowano pogląd, że kierowca busa ma osobówkę z prawej strony, więc dlatego musi jej ustąpić pierwszeństwa. W rzeczywistości czerwone auto znajduje się z prawej strony busa dopiero w końcowej fazie zawracania, więc jest to argument chybiony. Na rysunku 4 pokazałem, że w pewnym momencie oba pojazdy zwrócone są do siebie przodem. Ich wzajemne położenie może być bardzo różne, w zależności od tego, w jakim momencie wjechały na skrzyżowanie i z jaką prędkością poruszają się. Posługiwanie się taką argumentacją było nieprawidłowe.

Znaleźli się i tacy specjaliści, którzy twierdzili, że zamiar zawracania można sygnalizować kierunkowskazem i dodatkowo... sygnałem dźwiękowym! Pozostawię to bez komentarza.

Niektórzy wymyślili nawet taki argument, że bus podczas zawracania zmienia pas ruchu, więc dlatego rzekomo musi ustąpić pierwszeństwa czerwonemu autu. Dziwi bardzo, że to właśnie instruktorzy tworzą takie teoryjki, zamiast bazować na obowiązującym prawie. Z drugiej strony wskazuje to, jak bardzo skomplikowane są przepisy w polskim kodeksie drogowym.

Który jest słuszny?

W przypadku pierwszeństwa łamanego obowiązuje zasada szczególna. Zmienia ona reguły stosowane na "zwykłych" skrzyżowaniach, na których droga z pierwszeństwem przebiega prosto, a drogi podporządkowane są poprzecznymi wlotami. Wówczas o pierwszeństwie decydują znaki  A-7 "ustąp pierwszeństwa" (albo B-20 "Stop"), oraz D-1 "droga z pierwszeństwem."  

Wskazanie za pomocą umieszczonych pod znakami tabliczek T-6c i T-6d innego (łamanego) przebiegu drogi z pierwszeństwem powoduje, że chociaż topograficznie mamy do czynienia z dwiema drogami dochodzącymi do skrzyżowania pod kątem prostym (albo pod innym kątem), to w myśl przepisów jest to jedna droga:

Wynika to z zapisów w Rozporządzeniu Ministra Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych, § 5 pkt. 7:

"Umieszczona pod znakiem A-7 tabliczka T-6c lub T-6d wskazuje rzeczywisty przebieg drogi z pierwszeństwem przez skrzyżowanie."

Zwróćcie uwagę, że mowa tu o drodze z pierwszeństwem, o jednej drodze, a nie dwóch drogach. Samochód żółty i auto czerwone znajdują się więc na tej samej drodze, jadą w przeciwnych kierunkach (nie geometrycznie, ale formalnie).  Bus zawraca, a wykonując ten manewr przecina tor jazdy samochodu czerwonego. Jasne jest zatem, że pojazd zawracający musi ustąpić pierwszeństwa, podobnie, jak miałoby to miejsce, gdyby zawracał na prostym klasycznym skrzyżowaniu.

W przypadku skrzyżowań z pierwszeństwem łamanych nie są więc istotne kierunki, z jakich pojazdy zbliżają się do siebie, lecz to, na jakiej drodze znajdują się i w jaki sposób przecinają się kierunki ich jazdy. Zapamiętajcie tę zasadę! Dodam od razu, że nie jest to jakiś mój wymysł, ale opinia kliku znanych ekspertów.

Prostowanie pierwszeństwa łamanego

Proponuję, abyście mogli łatwiej zrozumieć te zasady, "wyprostować" drogę z pierwszeństwem widoczną na poprzednim rysunku. Wówczas wyglądałaby ona tak:

W tej sytuacji nikt chyba nie ma wątpliwości, że zawracający bus musi ustąpić pierwszeństwa jadącemu z przeciwka na wprost czerwonemu autu.

I drugie porównanie. Powróćmy do naszego oryginalnego skrzyżowania. Jeżeli samochód czerwony będzie jechał prosto (wyjeżdżając z drogi z pierwszeństwem), to wówczas pierwszeństwo przysługuje oczywiście żółtemu pojazdowi:

Tak naprawdę nie wynika to jednak z faktu, że bus jest z prawej strony czerwonego auta, ale warunkowane jest tym, że czerwona osobówka przecina tor jazdy poruszającego się po drodze z pierwszeństwem żółtego busa (tak jakby skręcała w lewo).

Znowu "wyprostujmy" naszą drogę z pierwszeństwem:

Co teraz widzimy? Czerwone auto, chcąc wjechać na drogę podporządkowaną, wykonuje manewr skręcania w lewo. Oczywiste jest zatem, że musi ustąpić pierwszeństwa jadącemu prosto busowi.

Przepisy sobie, a realia sobie

Niezależnie od interpretacji obowiązujących przepisów warto także spojrzeć na praktyczne możliwości zastosowania ich w praktyce. Tu okaże się, że zawracanie na skrzyżowaniu z pierwszeństwem łamanym może spowodować spore zamieszanie, a nawet zagrożenie na drodze.

Powróćmy jeszcze raz do sytuacji wyjściowej:

Kierowca czerwonego samochodu zbliża się do skrzyżowania i dostrzega nadjeżdżający z prawej strony żółty pojazd z włączonymi lewymi kierunkowskazami.  Przypuszcza zapewne, że bus pojedzie w lewo, zgodnie z przebiegiem drogi z pierwszeństwem. Z kolei kierowca żółtego busa wie oczywiście, że będzie zawracał, ale nie ma możliwości powiadomienia o tym innych uczestników ruchu.

Zakładamy, że kierowca tego żółtego pojazdu zna dobrze przepisy i wie, że w tej sytuacji, podczas zawracania musi ustąpić pierwszeństwa czerwonemu pojazdowi. Zatrzymuje więc swój samochód. Podobnie czyni także kierowca czerwonej osobówki, bo zakłada, że bus będzie skręcał w lewo. No i co? Oba pojazdy stoją:

Co będzie działo się dalej? Mamy tu zasadniczo  dwa możliwe warianty.         

Wariant 1 - kierowca busa widząc, że czerwone auto zatrzymało się, postanawia to wykorzystać i rozpoczyna swój manewr zawracania. Nie może jednak przejechać obok prawego boku osobówki, bo jest już na to za mało miejsca, więc zaczyna objeżdżać ją z drugiej strony:

W tym czasie za czerwonym autem nadjeżdżają kolejne samochody. Ich kierowcy nie wiedzą, co tu się w ogóle dzieje i skąd wziął się ten żółty bus ustawiony niejako "pod prąd". Skrzyżowanie blokuje się. Jeśli kierowca busa chce kontynuować zawracanie, to de facto wymusi pierwszeństwo na niebieskiej ciężarówce i granatowej osobówce. O ile tamci kierujący mu na to pozwolą.

Wariant 2 - Istnieje jeszcze inny, możliwy scenariusz, o wiele bardziej niebezpieczny.

Kierowca busa widzi, że czerwona osobówka zatrzymała się, chcąc ustąpić mu pierwszeństwa i przypuszczając, że będzie skręcał w lewo. On jednak zamierza zawrócić, a więc nie rusza i gestem ręki zachęca kierowcę czerwonego auta, aby przejechał przez skrzyżowanie:

Kierujący czerwoną osobówką korzysta z tej zachęty i rusza, lecz za chwilę dochodzi do kolizyjnego spotkania z niebieskim samochodem, który jechał pasem równoległym, obok busa i zamierzał skręcić w lewo.

Jak zatem widzicie, to ustępowanie pierwszeństwa przez zawracający pojazd też może okazać się zgubne i wprowadzić w błąd innych kierujących.

Najlepiej nie zawracać

Wprawdzie art. 22 ust. 6 pkt. 4 ustawy Prawo o ruchu drogowym zabrania zawracania w warunkach, w których mogłoby to zagrozić bezpieczeństwu ruchu na drodze lub ruch ten utrudnić, ale nie liczyłbym za bardzo na rozsądek kierowców. Wręcz przeciwnie, statystyczny polski kierowca - jeśli miałby przejechać 150 metrów dalej, to nie zrobi tego, ale będzie zawracał "na siłę".  Po przejściu, po pasie rozdzielającym, po trawniku.

Moje rozważania o pierwszeństwie podczas zawracania na skrzyżowaniu z pierwszeństwem łamanym mają w zasadzie charakter akademicki, gdyż  tak, jak zaznaczyłem na wstępie, nasi "mistrzowie" i tak wiedzą wszystko najlepiej, nie potrzebują więc porad i opinii ekspertów. Jedni nadal będą twierdzili, że to żółty bus ma pierwszeństwo podczas zawracania, inni wygłoszą jakieś wyssane z palca teorie.

Z drugiej jednak strony wykazałem, jakie komplikacje i niebezpieczeństwa może spowodować zawracanie na takim skrzyżowaniu. Widzę zatem jedyne wyjście pozwalające ich uniknąć. Oto ono:

Po prostu umieszczamy przed takim skrzyżowaniem znak B-23 "zakaz zawracania". Trudno, lepsze to, niż robienie zamętu na skrzyżowaniu. Kierowcy żółtego busa po prostu nie wolno zawracać i kropka.

Wyprostować przepisy

Po raz już nie wiem który wskazuję, jak potrzebna i wręcz konieczna jest nowelizacja przepisów kodeksu drogowego. Tak zawiłych sytuacji, jak ta zaprezentowana powyżej, jest sporo. Przepisy powinny być proste, łatwo zrozumiałe, ale jednocześnie muszą uwzględniać realia ruchu drogowego, możliwe niejasności, pułapki itd.

Opracowanie nowego prawa drogowego wymagałoby zatem całego sztabu ekspertów, praktyków, policjantów, prawników. Absolutnie nie nadają się do tego urzędnicy rozparci wygodnie za swoimi biurkami. Dlatego obawiam się, że niestety taki naprawdę nowoczesny i przejrzysty kodeks drogowy nigdy w Polsce nie powstanie.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy