Szlabany podnoszą i wjeżdżasz pod pociąg

Do tej pory uważałem, że winnymi wypadków na przejazdach kolejowych są w 99 % kierowcy samochodów. Okazuje się jednak, że kolej też nie jest bez winy. Są przejazdy, na których podniesione zapory mogą stać się śmiertelną pułapką. Oczywiście każde urządzenie czasem potrafi odmówić posłuszeństwa, ale filmy, które zobaczycie wskazują, że te awarie na polskich przejazdach kolejowych wcale nie są takie rzadkie.

Z pociągiem naprawdę nie ma żartów. Ci, którzy pod niego wjechali, zazwyczaj leżą już na cmentarzach, a w najlepszym razie pozostali kalekami do końca życia. Jeżeli ktoś zawdzięcza taki wypadek wyłącznie swojej nieostrożności, bezmyślności, brawurze lub głupocie - to ma na co zasłużył. Niestety na przejeździe kolejowym czasem możemy zostać po prostu oszukani.

Zawsze upewnić się

Art. 28. ust 1. Prawa o ruchu drogowym brzmi: Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejazdu kolejowego oraz przejeżdżając przez przejazd, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność. Przed wjechaniem na tory jest on obowiązany upewnić się, czy nie zbliża się pojazd szynowy.

Reklama

Ten obowiązek upewnienia się, czy nie nadjeżdża pociąg dotyczy wszystkich przejazdów, także tych z zaporami. Z drugiej strony, kiedy stojąc przed przejazdem widzimy, że zapory podnoszą się, jesteśmy przekonani, iż w takiej sytuacji pojazd szynowy nie nadjedzie. Mamy zaufanie do dróżnika, który podniósł zapory albo do automatu, który nimi steruje. I to może być właśnie fatalny błąd. Popatrzcie sami.

Zapory podnoszą się i kierowcy ruszają. Nagle słychać sygnał dźwiękowy pociągu. Autor tego filmu na szczęście zachował się bardzo rozsądnie i przytomnie, dzięki czemu uniknął tragedii. Dobrze, że nie miał włączonej na cały regulator muzyki albo gadających pasażerów, bo wówczas syreny pociągu by nie usłyszał. Z kolei kierowca czarnej Skody, który wjechał na przejazd z przeciwnej strony, miał po prostu niesamowite szczęście. Gdyby pociąg nadjechał 3 sekundy wcześniej, niewątpliwie uderzyłby w to auto.

Jakim prawem te zapory zostały podniesione? Kto do tego dopuścił? Zwróćcie uwagę, że dla maszynisty pociągu ta sytuacja też była ogromnym zaskoczeniem. On również postąpił prawidłowo, nadał ciągły sygnał dźwiękowy (Rp1) i uruchomił nagłe hamowanie. Widzimy jednak, że ostatni człon tego pociągu zatrzymał się dopiero za przejazdem. Maszynista nie miałby więc szans na uniknięcie zderzenia.

Chciałbym wiedzieć, czy Polskie Linie Kolejowe w ogóle wiedzą, co zaszło na tym przejeździe i czy przeprowadziły w tej sprawie jakieś postępowanie wyjaśniające?

Kierowca ciężarówki miał niesamowity refleks

Pomyślicie być może, iż pokazana wyżej niebezpieczna sytuacja to tylko jakiś jednostkowy niefortunny przypadek, który zdarza się raz na milion. Otóż nie! Z filmików nadsyłanych przez kierowców wynika, że na polskich kolejach takie sytuacje powtarzają się często. Oto kolejny przykład:

Na tym przejeździe zapory podnoszą się. Wprawdzie działa jeszcze sygnalizator dwukomorowy migający przemiennie czerwonymi światłami, ale pojazdy zaczynają wjeżdżać na przejazd. Tak zresztą dzieje się bardzo często. Podnoszące się zapory zdają się wskazywać, że ruch na przejeździe zostaje właśnie otwarty. Widzimy, że na przejazd wjeżdża m.in. ciągnik siodłowy z naczepą, tzw. patelnią. Kierowca tego zestawu zauważa nagle z prawej strony pędzący pociąg. Wciska gaz do deski i odchyla pojazd nieco w lewo. Dzięki temu udaje mu się uciec tuż przed lokomotywą. Wielki szacunek za refleks i opanowanie.

Trzeba jednak znowu zadać sobie pytanie; Jak nieodpowiedzialny musiał być człowiek, który podniósł zapory albo dopuścił do takiej sytuacji. Po drugiej stronie przejazdu widać budynek nastawni i stamtąd zapewne odbywało się sterowanie tymi zaporami. Zwróćcie uwagę, że do przejazdu zbliżał się pociąg pasażerski. Gdyby uderzył w ciężką naczepę, załadowaną np. żwirem lub stalą, obrażenia mogłoby odnieść wiele pasażerów. Co na to kolej? Czy w tej sprawie przeprowadzono jakieś służbowe dochodzenie?

Przejazd z niespodzianką         

W pokazanych powyżej przypadkach można by zarzucić kierowcom, że wjechali na przejazd gdy zapory zostały podniesione, ale migała jeszcze sygnalizacja świetlna. Zobaczcie więc kolejny przykład.

Kierowca samochodu jadąc drogą dostrzega najpierw znak "przejazd kolejowy z zaporami", potem słupki wskaźnikowe i kiedy dojeżdża do przejazdu widzi podniesione zapory oraz wyłączoną sygnalizację. Na szczęście zwalnia i to pozwala mu dostrzec zbliżającą się drezynę spalinową. I znowu powstaje pytanie: jak to się stało, że ten pojazd kolejowy przejeżdżał, a zapory były podniesione i sygnalizacja wyłączona? A może to taki prezent od kolei - przejazd z niespodzianką?

Po raz trzeci powtórzę pytam: czy odpowiednie służby kolejowe wiedzą o tym przypadku i czy podjęły działania wyjaśniające? Maszynista drezyny przejeżdżając przez ten przejazd zapewnie również zauważył, że zapory są podniesione. Powinien to natychmiast zgłosić. Istnieje jeszcze inne możliwe wytłumaczenie tej sytuacji: zapory i sygnalizacja uległy awarii, a maszynista otrzymał tzw. rozkaz szczególny, który zobowiązywał go do zmniejszenia prędkości na tym przejeździe do 5 km/h. Nie zmniejsza to jednak wcale zaistniałego zagrożenia. Kierowca samochodu nie miał obowiązku zatrzymania się przed tym przejazdem. Gdyby jechał nieco szybciej, mogłoby dojść do zderzenia z tą drezyną.

Zapory włączają się, gdy pociąg jest na przejeździe

Tutaj zobaczycie taki właśnie przypadek. Zapory opuszczają się i włącza się sygnalizacja, ale dopiero wtedy, gdy czoło pociągu znajduje się już na przejeździe.

Wprawdzie pociąg zbliża się do przejazdu z minimalną prędkością i nadaje sygnał dźwiękowy Rp1, a to oznacza, że ten maszynista był uprzedzony o awarii rogatek i sygnalizacji na przejeździe. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, gdyż dla kierowcy samochodu taka sytuacja jest zupełnym zaskoczeniem.

Służby kolejowe bazują widocznie na artykule 28. Prawa o ruchu drogowym, który nakazuje kierującemu ZAWSZE upewnić się czy nie nadjeżdża pociąg. W ten sposób kolej ma alibi:  Wjechałeś pod lokomotywę? To widocznie nie upewniłeś się, czy nie zbliża się pojazd szynowy a przecież miałeś taki obowiązek. No i umywa ręce.

Ja nie neguję bynajmniej obowiązku upewnienia się przed każdym przejazdem, czy nie zbliża się pociąg. Z drugiej jednak strony zapory i sygnalizacja mają przecież ułatwiać kierowcom sprawne pokonywanie przejazdów. Jest kwestią naturalną, że kiedy zapory są podniesione, a sygnalizacja nie miga, kierowca nabiera przekonania, iż żaden pociąg mu nie zagraża. Chodzi tu zresztą nie tylko o szukanie winnych wypadków, ale przede wszystkim o zapobieganie im.

Wyobraźcie sobie, że wjeżdżacie na skrzyżowanie, widzicie na sygnalizatorze światło zielone, a tu nagle z poprzecznej ulicy wyjeżdża rozpędzona ciężarówka i taranuje wasze auto. Bo okazuje się, że ona również miała sygnał zielony... W takim przypadku też można by zarzucić, że sygnał zielony to nie wszystko, bo nie upewniliście się, czy boczną drogą nie zbliża się inny pojazd. W takich przypadkach trzeba by zatem zmniejszać prędkość do 5 km/h, mimo widocznego sygnału zielonego. Czy byłoby to racjonalne?

Gratulacje dla tego kierowcy, który zgłosił policji awarię zapór i sygnalizacji. Nie powinniśmy, widząc taką sytuację, przejeżdżać obojętnie. Być może uratujemy w ten sposób komuś życie.

Jak być powinno - recepta dla kolei gratis

Uważam, że w przypadku awarii zapór lub sygnalizacji na przejeździe kolej powinna wystawić tam niezwłocznie dróżnika, który ostrzegałby kierowców. Jeżeli jest to niemożliwe, należałoby przed przejazdem umieścić dużą tablicę ostrzegawczą "Stop! Sygnalizacja i rogatki nieczynne! Zatrzymaj się przed przejazdem!".

Sam taką tablicę zaprojektowałem i mogę ten projekt bezpłatnie ofiarować PKP i służbom drogowym. Tablica powinna znaleźć się w katalogu znaków drogowych. Widząc ją kierowca wiedziałby, że nie może ufać zaporom i sygnalizacji, że nawet jeśli zapory są podniesione, a sygnalizator nie miga, w każdej chwili może nadjechać pociąg. Wówczas z pewnością zatrzymałby się przed przejazdem i uważnie rozejrzał.

Istnieje wprawdzie znak zakazu B-32 " Stój - rogatka uszkodzona", ale tenże znak zabrania wjazdu na przejazd bez uprzedniego uzyskania na to zgody dróżnika. Jeśli dróżnika nie ma, nie wolno nam ruszyć i wjechać na przejazd. Mamy stać i czekać. Wprawdzie i tak mało który kierowca wie o tym wymogu, ale proponowana przeze mnie tablica byłaby o wiele bardziej jednoznaczna i wymowna.

Poza tym, jeśli rogatki lub sygnalizacja uległy awarii, powinny zostać natychmiast wyłączone. Nie może być tak, że szlabany podnoszą się kiedy chcą, a sygnalizacja miga w sposób przypadkowy. Przy obecnej technice można oczywiście stworzyć przy każdej rogatce i każdym sygnalizatorze moduł obsługiwany chociażby przez się komórkową, który sygnalizowałby np. dyżurnemu ruchu, że przejazd lub sygnalizator uległy awarii. Wówczas dyżurny mógłby niezwłocznie skierować na taki przejazd odpowiednie służby.

Wiem jednak, że to co proponuję, nie będzie zapewne zrealizowane, bo najpierw musi się zebrać sztab różnych mądrych urzędasów, a oni muszą z kolei stworzyć dziesiątki czy setki pism, analiz, opinii. Pokazać, że są potrzebni. A tak naprawdę komu zależy, by zrobić coś mądrego i pożytecznego?

Przejazd na żądanie

Na polskich kolejach są natomiast inne bardzo ciekawe patenty. Jeden z nich za chwilę zobaczycie. Chcesz przejechać lub przejść? Naciśnij przycisk na słupku.

Ten dialog jest bezcenny:

- Będzie pan przejeżdżał czy przechodził?

- Przechodził.

- To niech pan obejdzie sobie dookoła.

Może na każdym przejeździe powinien być taki domofon, kolejofon czy przejazdofon? Chcesz przejechać to zadzwoń i czekaj. Albo wrzuć monetę... Oczywiście ten przykład podaję jako ciekawostkę. Można się domyślać, że jest to przejazd rzadko uczęszczany. A swoją drogą autor filmiku to wyjątkowo zdyscyplinowany pieszy. Ogromna większość rodaków już dawno by obeszła szlaban dookoła, bo przecież Polak zawsze wie lepiej.

Nie ufajcie nigdy rogatkom i sygnalizacji

Taki wniosek nasuwa się nieodparcie po obejrzeniu awaryjnych i niebezpiecznych sytuacji na polskich przejazdach. Zawsze przed wjechaniem na tory rozejrzycie się, bo mimo podniesionych zapór i wyłączonej sygnalizacji może okazać się, że wprost na was pędzi pociąg.

Przykre jest natomiast to, że kolej tak niewiele czyni, by informować i ostrzegać kierowców w przypadku awarii urządzeń na przejeździe. Co roku organizuje mądrą skądinąd akcję "Bezpieczny przejazd", w której zwraca się uwagę kierowcom, jak powinni postępować na przejazdach kolejowych. Może podobną akcję "Niebezpieczny przejazd" kolej powinna przygotować dla swoich prezesów, dyrektorów itd.? Może powinni oni zobaczyć, co dzieje się na przejazdach i jak często dochodzi na nich do niebezpiecznych sytuacji z winy kolei? Czy w ogóle o tym wiedzą czy może mają na głowie znacznie ważniejsze sprawy?

Kiedyś przejazdy kolejowe były obsługiwane przez dróżników. To też nie dawało pełnej gwarancji bezpieczeństwa, bo zdarzały się przypadki zaśnięcia czy pełnienia służby pod wpływem alkoholu, ale jednak w większości przypadków to człowiek czuwał nad bezpieczeństwem na przejeździe. Potem, gdy Polska wkroczyła na wspaniałą, świetlaną drogę kapitalizmu i demokracji, posterunki dróżników zaczęto masowo likwidować. Automat jest tańszy niż człowiek. Nie trzeba za niego płacić ZUS-ów, zapewniać mu urlopów itd. Co tam! Zdarzy się wypadek, media będą miały pożywkę na kolejnego newsa, a po tygodniu wszyscy o tym zapomną. W dodatku zrobimy kolejną edycję akcji "Bezpieczny przejazd" i wszyscy będą zachwyceni tym, jak to dbamy o bezpieczeństwo.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy