Czy rowerzyści nadal są zakałą polskich dróg?
Co pewien czas lubię "przejechać się" po rowerzystach, ale sami na to zasługują. Znaczna część z nich całkowicie ignoruje nie tylko przepisy ruchu, ale wszelkie zasady bezpieczeństwa i kulturalnej jazdy. W ten sposób wizerunek polskiego rowerzysty jawi się jako szczególne połączenie bezmyślności, ryzykanctwa, chamstwa i agresji. Na szczęście część cyklistów zaczyna już dostrzegać głupotę i prostactwo swoich kolegów...
Uważacie, że jesteście uprzywilejowani, że wszystko wam wolno. Na zwróconą uwagę zazwyczaj reagujecie stekiem wulgarnych wyzwisk, a czasem jak najgorszy prymityw potraficie kopnąć samochód, kierowcę albo pieszego.
Jeździcie, jak wam się tylko podoba - po chodniku, po jezdni, po trawniku, na czerwonym świetle przejeżdżacie skrzyżowania. Domagacie się coraz większych praw, które lekkomyślnie przyznają wam nieprofesjonalni ustawodawcy, aby się podlizać rowerowej gawiedzi, a przyklaskują temu populistyczne media.
Rowerzysta kopnął samochód
Na jednym z trójmiejskich portali ukazał się tekst opisujący niezwykle chamskie i prostackie zachowanie pewnego cyklisty. Kobieta kierująca samochodem wyjeżdżała z drogi podporządkowanej, przecinając przejazd dla rowerów. Zatrzymała auto, widząc nadjeżdżających rowerzystów, ale nieco za daleko.
To tak zbulwersowało jednego z - jak to mówią kierowcy - "pedalarzy", iż przejeżdżając przed samochodem kopnął w jego maskę. Tu można obejrzeć filmik prezentujący to zdarzenie:
Zachowanie tego rodzaju nie wymaga chyba szerszego komentarza. Nawet jeśli kobieta zbyt późno zauważyła rowerzystę i zmusiła go do hamowania albo zmiany kierunku jazdy, to nic nie usprawiedliwia takiej agresji. Ta pani relacjonuje również, że na zwrócona uwagę rowerzysta zareagował plugawymi epitetami i uciekł.
Co znamienne, w komentarzach pod tekstem opisującym ten incydent można znaleźć treści nie tylko pochwalające chuligańskie zachowanie rowerzysty, ale wręcz bandyckie. Nie wierzycie? Oto przykład:
Szanowni miłośnicy dwóch pedałów, gdybym ja był równie agresywnie nastawiony do was, to codziennie któryś traciłby zęby. Czy jednak tak ma się odbywać ruch drogowy w tym cywilizowanym podobno społeczeństwie? Czy rowerzysta ma być kojarzony z bandytą?
Kto wymyślił tak durny przepis?
Wprowadzony niedawno art. 27 ust. 1a. ustawy Prawo o ruchu drogowym stanowi: "Kierujący pojazdem, który skręca w drogę poprzeczną, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa rowerzyście jadącemu na wprost po jezdni, pasie ruchu dla rowerów, drodze dla rowerów lub innej części drogi, którą zamierza opuścić".
Oznacza to, iż skręcając w drogę poprzeczną np. samochodem albo motocyklem muszę się upewniać, czy jakiś pozbawiony wyobraźni rowerzysta nie wyprzedza mnie z prawej strony na jezdni albo czy nie pędzi chodnikiem zamierzając wpakować mi się tuż przed maskę. Skoro muszę ustąpić pierwszeństwa rowerzyście jadącemu "po innej części drogi", to także po chodniku albo po przejściu! Ten bezsensowny wymysł ustawodawcy pozostaje zresztą w rażącej sprzeczności z innym przepisem kodeksu drogowego (art. 26 ust. 3 pkt. 3), który przecież zabrania jazdy wzdłuż po przejściu dla pieszych, czyli de facto zabrania cykliście przejeżdżania po zebrze.
Niby nie wolno rowerzyście jeździć po przejściu, powinien przeprowadzić rower, ale jeśli już jednak nie raczył zsiąść z roweru, to ja mam ustąpić mu pierwszeństwa?
To może wprowadźmy zasadę, że rowerzyście nie wolno przejeżdżać przez skrzyżowanie przy czerwonym sygnale, ale jeśli jednak przejeżdża, to ma pierwszeństwo?
Kierowca nie widzi rowerzysty
Generalny błąd przepisu omawianego powyżej polega na tym, że kierowcy w wielu sytuacjach, a zwłaszcza podczas skręcania w prawo bardzo trudno jest dostrzec rowerzystę, nawet tego jadącego po drodze dla rowerów i przejeżdżającego po wyznaczonym przejeździe. Popatrzcie na kolejne rysunki.
Szykując się do skrętu w prawo kierowca często ma drogę dla rowerów zasłoniętą drzewami, krzakami lub innymi przeszkodami. Jak to w Polsce, gdzie nikt nie dba o widoczność skrzyżowania lub przejścia. Kierowca nie widzi więc rowerzysty.
Nawet gdy auto już zaczyna skręcać w prawo, widoczność jest nadal ograniczona. Nie sposób dostrzec cyklisty ani przez lusterka, ani przez boczne szyby.
Dopiero gdy przód auta znajdzie się na przejeździe dla rowerów, kierowca może ocenić sytuację, upewnić się, czy nie nadjeżdża jakieś "cudowne dziecko dwóch pedałów" (jak powiedział onegdaj klasyk). Ale w tym momencie rozpędzony rowerzysta wpada na maskę i ma wielkie pretensje.
Błąd przepisu prawa polega też na tym, że rower porusza się znacznie szybciej, niż pieszy zbliżający się do przejścia. O ile - widząc pieszego - kierowca może zdążyć zahamować, o tyle rower w ułamku sekundy jest tuż przy samochodzie, wyłaniając się nagle zza krzaków. Tego ustawodawca zupełnie nie uwzględnił.
Ochrona rowerzystów to hipokryzja
Oczywiście wszelkie modyfikacje przepisów kodeksu drogowego czynione są po to, by podlizać się elektoratowi i sprawić wrażenie, jak to my dbamy o rowerzystów, rzekomo niechronionych uczestników ruchu, jakim to jesteśmy nowoczesnym państwem.
W rzeczywistości żadna ochrona rowerzystom potrzebna nie jest, bo trudno chronić kogoś, kto nie ma za grosz wyobraźni, kto lekceważy swoje bezpieczeństwo i naraża na szkodę także innych.
Popatrzcie, czy temu rowerzyście coś pomogłaby jakakolwiek ochrona? No, chyba, żeby zamknąć ruch na ulicach. Facet z dużą prędkością wyjeżdżą zza ogrodzenia na przejście, wprost przed jadący samochód.
Selekcja naturalna
W przypadku kierowców samochodów lub motocyklistów ofiarami wypadków nie zawsze są tylko drogowi piraci, ale często inni, niczemu niewinni ludzie, których ci lekkomyślni durnie potrącili, przejechali, zabili.
W przypadku rowerzystów plusem jest to, iż pozbawieni wyobraźni drogowi cykliści - anarchiści często sami siebie eliminują z ruchu, a niekiedy także z tego świata.
Nie jestem zakłamany, więc powiem wprost: to dobrze, że rowerowi piraci stają się najczęściej ofiarami wypadków, że odnoszą obrażenia. To brutalna edukacja, ale chyba tylko taka pozostaje, skoro ci ludzie za nic mają przepisy, przestrogi, apele itd. A poza tym często pozostają anonimowi i bezkarni, bo rowery nie mają żadnych cech i oznaczeń identyfikacyjnych. Może więc wypadek kolegi przemówi do twojej wyobraźni?
Rowerzysta wjechał ci pod auto? Wystąp o odszkodowanie
Najczęściej jednak potrącenie rowerzysty to także duże problemy dla kierowcy. Chodzenie na przesłuchania, po sądach, stres itd. Zachęcam zatem zmotoryzowanych do występowania na drogę sądową o odszkodowanie za straty moralne, za doznane przeżycia, które spowodował pozbawiony rozumu rowerzysta.
Wystarczy jeszcze pójść przedtem do psychologa (to przecież teraz w modzie) i opowiedzieć, że po zderzeniu z rowerzystą mam teraz koszmary senne, nie mogę pracować, a sam widok cyklisty w opiętych leginsach napawa mnie strachem i stąd stałem się nerwowy... Przy odrobinie starań rowerzysta będzie wam płacił odszkodowanie albo nawet rentę.
Są jednak mądrzy rowerzyści. Tylko ilu?
Aby nie kończyć tego tekstu w duchu totalnego pesymizmu muszę zaznaczyć, że zauważam też mądrych rowerzystów. Takich, którzy nie tylko jeżdżą bezpiecznie, ale potrafią także dostrzec durnotę i prostactwo swoich kolegów. Na chodniku grzecznie jadą za pieszymi, potrafią powiedzieć "przepraszam", którzy nie ignorują sygnału czerwonego...
Apeluję do tych mądrych rowerzystów: zwracajcie uwagę waszym kolegom, którym Bozia poskąpiła szarych komórek, a rodzice i szkoła wychowania. Piętnujcie ich, wyśmiewajcie, okazujcie pogardę. Oni właśnie wystawiają wam wszystkim taki wizerunek, jaki opisałem na wstępie. A to chyba nie leży w waszym interesie...?
Polski kierowca