Rewolucja w handlu autami. Kto zyska, a kto straci na porozumieniu UE–USA?
Unia Europejska pracuje nad mechanizmem, który może całkowicie zmienić układ sił w handlu autami między USA a Europą. Zmiany te wpłyną nie tylko na producentów, ale także na cały łańcuch dostaw.

Spis treści:
Zasady porozumienia UE-USA
Bruksela rozważa wprowadzenie specjalnego mechanizmu handlowego, który pozwalałby europejskim producentom samochodów uzyskiwać preferencyjne warunki celne przy eksporcie aut z UE do USA. Warunkiem byłoby jednoczesne prowadzenie produkcji na terenie Stanów Zjednoczonych. To odpowiedź na 25 proc. cła, które obowiązują obecnie na import aut i części z UE do Stanów Zjednoczonych.
W 2024 roku z Europy do USA wyeksportowano 758 tys. samochodów o łącznej wartości 38,9 mld euro - to ponad czterokrotnie więcej niż w odwrotnym kierunku. To nie spodobało się Donaldowi Trumpowi, który nałożył na europejskie samochody cła w wysokości 25 proc.
Obecnie Wspólnota negocjuje z USA umowę handlową, na mocy której każdy producent mógłby wyeksportować do Stanów Zjednoczonych tyle samochodów z obniżoną stawką celną, ile sam produkuje w USA i eksportuje z tego kraju.
Kto zyska na nowych przepisach handlowych?
Największymi beneficjentami tych regulacji mogą zostać niemieccy giganci motoryzacyjni - BMW i Mercedes. Obie marki mają duże zakłady produkcyjne na terenie USA i już dziś eksportują stamtąd auta za ocean.
BMW w 2024 roku wyeksportowało ze swojej fabryki w Spartanburgu około 225 tys. aut, przy sprzedaży 400 tys. sztuk w USA. Z tej liczby tylko 175 tys. sprowadzono z Europy. W podobnej sytuacji jest Mercedes. Jego zakład w Alabamie wyprodukował 255 tys. aut, z czego dwie trzecie - ok. 170 tys. - trafiło na eksport.
Dzięki nowym przepisom BMW i Mercedes mogliby ograniczyć koszty związane z cłami i zwiększyć zyski z produkcji w USA. To także potencjalna przewaga konkurencyjna na rynku amerykańskim, gdzie presja cenowa jest coraz większa.
Zobacz również:
- Chińczycy zakręcili kurek. Brakuje części, fabryki motoryzacyjne stają
- Jak trwoga to do Trumpa. Niemieccy giganci w poważnych tarapatach
- Donald Trump nie podniesie ceł na samochody europejskie. Przynajmniej na razie
- USA porozumiały się z Wielką Brytanią. Amerykańscy producenci aut są wściekli
- Koniec tanich samochodów. Szef Renault rysuje czarny scenariusz
Kto straci na zmianach?
Najwięksi przegrani to producenci, którzy nie mają własnej produkcji w USA lub nie eksportują wyprodukowanych tam samochodów. Volkswagen, mimo posiadania fabryki w Chattanooga, skupia się na rynku lokalnym i nie prowadzi dużego eksportu z USA. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja Porsche - wszystkie auta tej marki trafiają do USA z Europy.
Volvo również może ucierpieć. Aż 16 proc. globalnej sprzedaży marki przypada na rynek amerykański, a większość aut pochodzi z europejskich zakładów. Firma próbuje ratować sytuację, rozwijając produkcję w Charleston (Karolina Południowa), gdzie już powstaje elektryczny SUV EX90. Wkrótce ma tam ruszyć produkcja kolejnego modelu - prawdopodobnie hybrydowego SUV-a klasy średniej.
Stellantis, właściciel marek takich jak Jeep, Ram czy Fiat, pozostanie w dużej mierze neutralny wobec nowych przepisów. Auta produkowane w USA są przeznaczone na lokalny rynek, a import i eksport między USA a UE mają niewielki udział w sprzedaży grupy.
Planowana zmiana w polityce handlowej między UE a USA może przynieść korzyści tym producentom, którzy już wcześniej zainwestowali w zakłady za oceanem. BMW i Mercedes wyraźnie zyskają, z kolei Porsche, Volvo czy Volkswagen będą musiały podjąć kosztowne decyzje inwestycyjne, by nie wypaść z gry.
Dla całej branży to jasny sygnał - przyszłość handlu autami coraz bardziej zależy od lokalizacji produkcji, a nie tylko od technologii i designu. W obliczu rosnącej konkurencji z Chin i presji politycznej ze strony USA, europejscy producenci muszą szybko dostosować się do nowej rzeczywistości.