To najdroższe auto na świecie. Prywatny kolekcjoner zapłacił za nie krocie
Jeżeli jesteście przekonani, że ceny nowych samochodów marki Bugatti czy Pagani należą do jednych z najwyższych na świecie, to jesteście w sporym błędzie. Znacznie więcej za samochody używane są w stanie zapłacić kolekcjonerzy i mówimy o bajońskich sumach. Najdroższym samochodem w historii motoryzacji jest Mercedes 300 SLR Uhlenhaut z 1955 r., który trafił w prywatne ręce za 135 mln euro, czyli grubo ponad pół miliarda złotych.

Spis treści:
Mówią, że samochód jest warty dokładnie tyle, ile ktoś jest w stanie za niego zapłacić. To porzekadło idealnie sprawdza się w przypadku samochodów kolekcjonerskich, których wycena jest wyjątkowo trudna. Rekord w historii motoryzacji został pobity 5 maja 2022 r., gdy podczas poufnej aukcji, która odbyła się w muzeum Mercedesa w Stuttgarcie we współpracy z RM Sotheby's, sprzedano jeden z dwóch egzemplarzy Mercedesa 300 SLR Uhlenhaut.
Mercedes 300 SLR Uhlenhaut to najdroższy samochód na świecie. Sprzedano go za 135 mln euro
W specjalnie zorganizowanej aukcji mogli wziąć udział wyłącznie personalnie zaproszeni klienci Mercedesa oraz kolekcjonerzy dzieł sztuki z całego świata. Jeden z dwóch egzemplarzy 300 SLR Uhlenhaut trafił w ręce prywatnej osoby za kwotę 135 mln euro, czyli ponad pół miliarda złotych, pobijając tym samym rekord w historii motoryzacji, który należał do Ferrari 250 GTO z 1962 r., wylicytowanego za ok. 45 mln euro.

Tym oto sposobem tytuł najdroższego samochodu przejął Mercedes 300 SLR Uhlenhaut z 1955 r., ale to nie koniec ciekawostek - według RM Sotheby's sprzedany egzemplarz znajduje się obecnie na liście dziesięciu najdroższych przedmiotów, jakie kiedykolwiek sprzedano na aukcjach. Absolutny rekord wszech czasów należy natomiast do obrazu Leonarda da Vinci "Salvator Mundi", który w listopadzie 2017 r. sprzedano za ponad 450 mln dolarów.
300 SLR Uhlenhaut został kupiony przez prywatnego kolekcjonera, a dochód z transakcji został przeznaczony na fundację Mercedes-Benz Fund, która finansuje edukację i badania poświęcone ochronie środowiska naturalnego. Drugi z istniejących egzemplarzy pozostaje w zbiorach muzeum Mercedes-Benz w Stuttgarcie.
Powstały tylko dwa egzemplarze. Mercedes 300 SLR Uhlenhaut to samochód wyścigowy
Od samego początku planowano, że 300 SLR Uhlenhaut będzie samochodem wyścigowym, dlatego powstały zaledwie dwa egzemplarze. Konstrukcyjnie auto bazowało na modelu W 196 R, który m.in. zwyciężył w mistrzostwach świata Formuły 1 (prowadził je Juan Manuel Fangio) i od którego wzięło się słynne określenie wyścigowych Mercedesów "Silver Arrow" (Srebrna Strzała). Sama nazwa pochodzi od nazwiska osoby, która odpowiadała za konstrukcję zarówno 300 SLR Coupé, jak i W 196 R czy słynnego 300 SL Gullwing, czyli Rudolfa Uhlenhauta.

Ile mocy ma Mercedes 300 SLR Uhlenhaut? V8 pod maską pozwalało rozpędzić się do 300 km/h
Samochód ten zdecydowanie wyprzedzał swoje czasy. Wyobraźcie sobie, że w 1955 r. pod jego maską znajdował się silnik V8 o mocy 302 KM, który współpracował z pięciostopniową skrzynią biegów i ważył zaledwie 998 kg. To właśnie od jego masy wzięło się oznaczenie SLR, czyli Super Leicht Rennsport (superlekki samochód wyścigowy).
Powstały zaledwie dwa egzemplarze i oba były srebrne, jednakże różniły się przede wszystkim detalami oraz kolorem wnętrza, od którego otrzymały przydomki "niebieski" i "czerwony". Żaden z nich nigdy nie wystartował w zawodach sportowych, ponieważ ich ukończenie zbiegło się w czasie z wycofaniem Mercedesa z rywalizacji w wyścigach.

Mercedes 300 SLR Uhlenhaut nigdy nie wystartował w wyścigach. Był autem służbowym
Zamiast tego 300 SLR Uhlenhaut używany był przez jego konstruktora jako auto służbowe. Przypominam, że mówimy o najszybszym wówczas samochodzie na świecie, który osiągał prędkość 300 km/h, podczas gdy konkurencyjne modele sportowe z trudnością przekraczały barierę 200 km/h. Wśród nieoficjalnych legend dotyczących tego auta prym wiedzie jedna, mówiąca o tym, że Rudolf Uhlenhaut nie tylko był wybitnym inżynierem, ale świetnie radził sobie również za kierownicą. Pewnego razu pokonał 220-kilometrową trasę ze Stuttgartu do Monachium w godzinę. Było mu o tyle łatwiej, że korki wówczas należały do rzadkości, a policyjne radary trafiły na drogi dopiero w 1959 r.