Handlarze nie bawią się już w szpachlę. Co robią z autami po wypadku?
Żaden handlarz nie bawi się dziś w lepienie progów pianką poliuretanową czy dorabianie ich z puszek po piwie. Takie akcje to w świecie handlu używanymi autami prehistoria. Dziś robią tak co najwyżej cwaniacy chcący sprzedać własny samochód za lepsze pieniądze. Jak obecnie naprawia się auta po kolizjach?

W skrócie
- Handlarze samochodów obecnie odchodzą od prymitywnych metod napraw, takich jak użycie pianki poliuretanowej czy puszek po piwie, a tego typu praktyki są już rzadkością i zdarzają się głównie wśród osób sprzedających własne auta.
- Współczesne samochody są bardziej zaawansowane technologicznie, a naprawy wymagają wiedzy, umiejętności oraz nowoczesnego sprzętu, co znacznie zwiększa koszt usług.
- Rynek motoryzacyjny w Polsce przeszedł ogromne zmiany na przestrzeni ostatnich 20 lat, zarówno pod względem jakości napraw, jak i bezpieczeństwa oferowanych pojazdów.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Przypomnijmy - udało mi się namówić na szczerą rozmowę handlarza samochodów z przeszło 15-letnim doświadczeniem. "Mirka", jak - zgodnie z konwencją - ochrzciliśmy go na potrzeby naszego materiału, poznałem blisko dwie dekady temu. Wraz z jego starszym bratem prężnie działaliśmy wówczas w legnickim Automobilklubie. Od tego czasu na rynku motoryzacyjnym zaszły gigantyczne zmiany. Jak duże?
Zapraszam na kolejny fragment naszego wywiadu z handlarzem używanymi samochodami:
- Zakładam, że większość z naszych czytelników chciałaby usłyszeć historie o lepieniu progów pianką budowlaną, kilogramach szpachli na dachach, składaniu jednego auta z czterech i tego rodzaju patologiach. Co masz im do powiedzenia?
- Ja jestem handlarzem a nie kustoszem w Muzeum Historii Polski. Dziś naprawdę nikt poważny nie bawi się już w takie rzeczy. Oczywiście nie mówię, że to się nie dzieje, bo zawsze znajdzie się jakiś Janusz czy Maciek, który będzie chciał sprzedać swoje auto za jak najlepszą cenę i utopi w baranku zalepione puszkami po piwie progi. Ale podkreślam słowo swoje. Pewnie, że dalej tak jest, ale takich akcji nie robią już handlarze.
Umówmy się. Nikt nie chce się narobić. Zresztą popatrz, jak wiele aut, które jeszcze niedawno były całkiem popularne, błyskawicznie zniknęło z rynku. Dajmy na to taka Mazda 5. Znajdź mi blacharza, co będzie chciał się babrać w tym skorodowanym bałaganie, jak o połowę szybciej i taniej można wymienić cały rozwalony przód w Golfie 6. Sam doskonale wiesz, że pod takim spróchniałym progiem jest 30 kg piachu i nie ma do czego spawać. I ja mam tracić swój czas na dorabianie tych poszyć i podciągów żeby zarobić 2 tys. zł?
- Ale jednak masz swój migomat, swoją "komorę lakierniczą", spotter, masę sprzętu. Czyli w blacharkę też się bawisz...
- Jasne, bo liczę pieniądze. Przecież jak kupisz auto przeorane bokiem, to nie wystarczy tylko kupić drzwi i błotnika w kolor. Zresztą często te "w kolor" są w gorszym stanie niż te twoje. A trzeba jeszcze "wyciągnąć" próg czy wymienić poszycie tylnego błotnika. Ale uwierz mi - zrobię to lepiej i szybciej niż zajmie mi naprawa zeżartego rdzą progu w jakiejś Maździe czy innym Subaru. Na takie wynalazki nawet nie chce patrzeć. Ja wiem, że każda potwora znajdzie swojego amatora, ale jakby zwykły człowiek wiedział jak to wygląda po 15 latach od spodu…
- Czyli zarabiasz nie tylko na marży, ale - a może przede wszystkim - na własnej pracy "fizycznej". Bo pomiędzy tanio kupić a drogo sprzedać zawsze jest jeszcze etap o nazwie "naprawić".
- Powiem tak. Nie polecam handlu autami osobom, które nie mają doświadczenia w kręceniu śrubek. To tylko wydaje się prosty zawód.
No i auta się zmieniły technologicznie. Kiedyś byłoby naciągnięte o śmietnik za blokiem pasem, a dzisiaj już tak nie zrobisz. Dzisiaj samochody są aluminiowe, klejone, całkowicie inna technologia.
I znowu wracamy - to robi fachowiec, a nie pan Józek, który kiedyś naciągnął pod blokiem o drzewo, zarzucił szpachli, pomalował jak potrafił i jakość to poszło. Mechanicy ciągle się szkolą, lakiernicy muszą ciągle się szkolić. Koszty rosną, ale też oferujemy coraz lepszy produkt. I w Polsce możemy się cieszyć, że naprawiamy samochody do dwóch, trzech razy taniej niż Niemcy.

A wracając do tych progów z pianki i takich akcji. Kiedyś samochody były bardziej skomplikowane blacharsko, a dziś - patrząc na kwestie ich budowy - od strony blacharskiej są złożone prościej. Sam wiesz, że dziś np. fronty w samochodach to element wymienny. Koszty rosną, bo są koszmarnie drogie części, ale też - zakładasz do takiego lekko rozbitego auta cały nowy przód. Lakierujesz to i nie ma śladów, że auto było rozbite. I tak, możesz mi powiedzieć, że jak nie ma śladów to łatwiej wcisnąć klientowi auto po wypadku. Tylko to nie jest już podklepana i poszpachlowana puszka, tylko wóz naprawiony zgodnie z technologią.
- Masz rację - koniec końców to jest lepsze dla klienta. Takie auto jest bez porównania bezpieczniejsze niż naciągnięty o drzewo stary Golf. Na przestrzeni ostatnich 20 lat konstrukcja aut zmieniła się w gigantycznym stopniu

Tak. Uważam że jest lepiej dla wszystkich. Jedynie - jak mówiłeś - świeższe auto jest droższe w remoncie. Ale rzeczywiście, można kupić auto, które było rozbite, ale jest naprawdę zrobione jakościowo. Założyłeś mu nowy front, kupiłeś drugie części całe - poskładałeś, polakierowałeś, jest po naprawie.
I jasne, zawsze znajdą się tacy, co to będą płakać, że handlarz chce im zrobić krzywdę, bo zamonontował "używane" poduszki powietrzne (z demontażu - przyp. red.) i nie można mieć gwarancji, że to zadziała.
Człowieku, ja nie mam gwarancji że nie zginę przechodząc przez ulicę, ale rozglądam się i minimalizuje ryzyko. I tutaj jest tak samo. Staramy się to zrobić jak najlepiej. Trzeba przecież wymienić i zaprogramować odpowiednie moduły, poskładać auto zgodnie z technologią. Sam wiesz, że w porównaniu z tym, co działo się na tym rynku 20 lat temu, dziś - przynajmniej pod względem bezpieczeństwa tych pojazdów - nie ma czego porównywać.
- Ładnie to ująłeś. "przynajmniej pod względem bezpieczeństwa".
- A co ja Ci będę tłumaczył? Doskonale wiesz, jak skomplikowane są dzisiejsze samochody, i że np. taki diesel w jakimś Audi czy BMW to maszynka do mielenia pieniędzy. I jasne, ryzyko kupienia miny wzrosło z punktu widzenia finansowego, bo w takich autach jedna pierdoła może generować gigantyczne koszty. Głupia wymiana podkładek pod wtryskami potrafi skończyć się na 20 tys. zł. A jedna spalona świeca żarowa za 3 miesiące rozwali ci DPF. I tak, handlarze wiele rzeczy ukrywają, w wiele miejsc wolą rozsądnie nie zaglądać. Wiadomo, oszukasz parę sterowników i przez jakiś czas będzie dobrze. Tak. To się dzieje.
Ale jeśli czytelnicy liczą na szpachlowe rewolucje i opowieści o dorabianiu progów z puszek po piwie czy blaszanych parapetów to mowa o sytuacji sprzed przynajmniej 15 lat.

I powiem więcej. Widzę, co ściągają koledzy, widzimy co jedzie lawetami. Zazwyczaj samochody z mocno uszkodzoną konstrukcją - słupkami, podłogą, podłużnicami trafiają do profesjonalnych warsztatów blacharskich w Polsce i - owszem takie rzeczy się zdarzają. Ale takie tematy, typu bez dachów, spalone czy bez tyłu jadą dziś głównie na wschód.
- Czyli w tej hierarchii społecznej jednak trochę awansowaliśmy w kierunku zachodu?
- Dużo awansowaliśmy. Kupujemy coraz ładniejsze samochody, zresztą widać na ulicach. Przecież ciężko jest dziś spotkać Forda Fiestę z 2003 roku…
- A masz dużą pretensję do dziennikarzy o nagonkę na handlarzy? O to, że nagłaśniamy pewne rzeczy, które - z twojej perspektywy - są zupełnie normalne i robimy z igły widły?
Hmmm. Jasne, że mam. Ale mam pretensje o mylenie słowa handlarz ze słowem oszust. To jest diametralna różnica. Sam byłem oszustem, więc wiem o czym mówię. Dziś jestem handlarzem.