Europa pogrąży się w chaosie? Chiny mają sposób na karne cła

Jest chińska odpowiedź na karne cła, jakie Unia Europejska nałożyć ma na chińskie samochody elektryczne. Władze Chin naciskają na lokalnych producentów, by wstrzymali się ze swoją ekspansją na rynki europejskie. Chodzi o wycofanie się z inwestycji w budowę fabryk chińskich samochodów elektrycznych w Europie. To mocno zaskakujący scenariusz, który może postawić rządy wielu europejskich krajów, w tym Polski, w kłopotliwej sytuacji.

Jak informuje branżowy serwis Automotive News, władze Chin naciskają na chińskich producentów, by wstrzymały się z inwestycjami w budowę fabryk samochodów elektrycznych w Europie. Ma to być odpowiedź na niedawne głosowanie, gdy większość państw UE opowiedziała się za wprowadzeniem karnych ceł na samochody bateryjne importowane z Chin. 

Pojawienie się w mediach tej informacji sugeruje, że to element wywierania presji na Brukselę przed kolejną, dziewiątą już, rundą negocjacji w sprawie karnych ceł na samochody elektryczne z Chin. Głosy płynące z Pekinu stawiają w kłopotliwej sytuacji rządy wielu europejskich krajów, jak chociażby Włoch, które w chińskich inwestycjach dopatrywały się szans na ratowanie miejsc pracy w przemyśle motoryzacyjnym. 

Reklama

Karne cła na samochody z Chin. Europa pogrąży się w chaosie?

Przypomnijmy, 4 października, Komisja Europejska przegłosowała nałożenie karnych ceł na samochody elektryczne z Chin. Dochodzenie przeciwko chińskim producentom wszczęto z inicjatywy Francji, przeciwko wprowadzeniu ceł od początku opowiadały się m.in. Niemcy. Ostatecznie, w czasie głosowania, przeciw cłom opowiedziały się jedynie Malta, Niemcy, Słowacja, Słowenia i Węgry. 12 państw członkowskich wstrzymało się od głosu. Wprowadzenie karnych ceł poparło dziesięć krajów członkowskich Wspólnoty, w tym Polska. 

Opór Niemiec przeciwko wprowadzeniu karnych ceł jest zrozumiały. Chiński rynek jest kluczowym dla funkcjonowania niemieckiej wielkiej trójki - Audi, BMW i Mercedesa. Ponad 40 proc. globalnej sprzedaży tych producentów trafia właśnie do Chin. Działania odwetowe ze strony Państwa Środka mogłyby więc mieć dramatyczne skutki dla niemieckich gigantów. 

Sprawa ma też drugie dno i można ją łączyć z wprowadzanymi w Europie od stycznia 2025 roku nowymi limitami emisji CO2. Warto pamiętać, że Volkswagen rozlicza się z emisji CO2 wspólnie z chińskim koncernem SAIC. Zahamowanie napływu elektrycznych aut (np. MG) na Stary Kontynent, może więc sprawić, że ostatecznie europejski producent płacić będzie musiał wyższe - idące w miliony euro - kary za przekroczenie emisji.  

Chińczycy wywracają stolik? Plan Włochów i Francuzów legnie w gruzach?

Presja na wprowadzenie ceł to m.in. efekt inwestycji poczynionych chociażby przez koncern Stellantis, który w Tychach, z myślą o europejskich rynkach, rozpoczął montaż chińskich samochodów elektrycznych Leapmotor. W zamyśle części zwolenników karnych ceł takie rozwiązanie sprawić miało, że chińskie koncerny chętniej inwestować będą w Europie na zasadzie partnerstwa joint-venture. A te co tego nie zrobią, ze względu na wyższe ceny swoich samochodów, przestaną być konkurencyjne.

W istocie mielibyśmy więc odwrócony scenariusz wykorzystywany latami przez samych Chińczyków, którzy otwierali swój rynek zbytu wyłącznie na zasadzie inwestycji joint-venture z lokalnymi firmami. W zamyśle chińskie koncerny partycypowałyby w kosztach zatrudnienia europejskich robotników (i zapewniały miejsca pracy), a odstające w dziedzinie elektryfikacji europejskie marki zyskałyby chińskie know-how w tym zakresie.  

Naciski ze strony chińskich władz na wstrzymanie rozmów o inwestycjach pokazują, że Pekin nie godzi się na taki scenariusz. Co oznacza to dla europejskiego rynku motoryzacyjnego? 

Chińczycy obrażą się na UE? Problem włoskiego rządu

Zalecenia chińskich władz dotyczące wstrzymania inwestycji w UE nie są wiążące, ale w gospodarce centralnie sterowanej przekaz płynący z Pekinu jest jasny. W odpowiedzi na wezwanie władz Dongfeng Motor Group Co. wstrzymał plany potencjalnej produkcji samochodów we Włoszech. W nieoficjalnych rozmowach przedstawiciele koncernu przekazać mieli włoskim władzom, że to efekt wsparcia Rzymu dla pomysłu wprowadzenia karnych ceł na chińskie elektryki. Umowa miedzy włoskim rządem a Dongfeng Motor Group Co, która miała zapewnić miejsca pracy w przemyśle motoryzacyjnym we Włoszech, miała zostać podpisana jeszcze w tym miesiącu.   

Do czasu zakończenia negocjacji w sprawie karnych ceł, rozmowy na temat swojego zakładu produkcyjnego w UE zawiesił też inny chiński gigant motoryzacyjny - Chongqing Changan Automobile Co. W kontekście tych decyzji niepewna wydaje się też przyszłość zakładu Chery Automobile Co, który miał zostać uruchomiony w 2025 roku w Barcelonie i zapowiadane inwestycje Geely (zakład Izery w Polsce; lub Hiszpanii). 

To  zła wiadomość dla pracowników sektora motoryzacyjnego w Europie. Przypomnijmy, że najnowsze dane Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Części Motoryzacyjnych mówią, że w ostatnich czterech latach w sektorze automotive pracę straciło na Starym Kontynencie ponad 86 tys. osób. Dla porównania, z planowanych ponad 100 tys. miejsc pracy związanych z elektromobilnością, jakie miały przybyć w UE do 2025 roku, na ten moment udało się utworzyć niespełna 19 tys. 

Załamanie sprzedaży samochodów bateryjnych w trudnej sytuacji postawiło zwłaszcza producentów, którzy mocno postawili na ten napęd, jak Stellantis czy Volkswagen. Niemiecki koncern zmuszony jest wdrożenia drastycznego programu oszczędnościowego. Związki zawodowe mówią, że Volkswagen chce zamknąć trzy niemieckie fabryki i zwolnić "kilkadziesiąt" spośród 300 tys. pracowników w Niemczech.


Czy Chiny stać, by nie sprzedawać elektryków w Europie?

Twarde stanowisko Chin w sprawie inwestycji w UE to oczywiście element negocjacji między Pekinem a Brukselą. Wstrzymanie się z ekspansją na europejskie rynki nie służy chińskim producentom poszukującym nowych rynków zbytu. Jednak dane płynące z Chin wskazują, że przynajmniej na jakiś czas, Chińczycy rzeczywiście mogą wstrzymać się z inwestycjami w UE. 

W ostatnim roku udział chińskich marek w sprzedaży samochodów w Chinach wzrósł o rekordowe 10 proc. i wynosi już ponad 63 proc. Oznacza to, że Chińczycy mogą czasowo wstrzymać się z poszukiwaniem nowych ryków zbytu swoich aut i kompensować apetyty lokalnych gigantów motoryzacyjnych liczyć na rosnącą sprzedażą na rynku krajowym. 

Inna sprawa, że ewentualne wycofanie się Unii Europejskiej z planowanego na 2035 rok zakazu rejestracji samochodów spalinowych, a głośno mówi się, że może to nastąpić już w 2025 roku, będzie stanowić kolejną rewolucję na targanym niepewnościami europejskim rynku motoryzacyjnym.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne | chińskie samochody
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy