Będą zmiany w przepisach o emisji spalin. Samochody nie muszą drożeć
Unia Europejska reaguje na pogarszającą się sytuację producentów samochodów. Dostaną oni trzy lata na dostosowanie się do norm emisji spalin, które weszły w życie 1 stycznia 2025. Są one tak radykalne, że żaden silnik spalinowy nie jest w stanie ich spełnić, wobec czego producenci musieliby płacić wysokie kary.

Spis treści:
1 stycznia 2025 roku wprowadzona została nowa norma emisji spalin Euro 6e-bis, która obniżyła średnią emisję ze 120 do 93,6 g CO2/km. Jest to kolejny punkt planu dążenia do zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych od 2035 roku. Kolejny taki punkt to rok 2030 i obniżenie normy do 49 g CO2/km.
Radykalne normy emisji spalin od 1 stycznia 2025 roku
93,6 g CO2 na km to wartość średnia dla całej floty samochodowej danego producenta. To oznacza, że jeśli sprzedaje on samochód spalinowy, który przekracza ten poziom, to dla równowagi musi sprzedać samochód elektryczny, o zerowej emisji, dzięki czemu średni poziom spadnie o połowę.
I na tym właśnie polega problem, że nie da się spełnić nowej normy bez sprzedaży samochodów elektrycznych, a te sprzedają się znacznie poniżej oczekiwań. Słynąca z rozwijania napędu hybrydowego Toyota, w 2024 roku miała średnią emisją na poziomie 105 g CO2 na km, a przecież hybrydowe Toyoty palą realnie naprawdę niewiele.
Analitycy policzyli, że aby producenci uniknęli płacenia kar za emisję, udział samochodów elektrycznych w całym rynku europejskim powinien wynosić 25 proc., tymczasem w 2024 roku było to odrobinę ponad 15 proc.
Płać kary albo daj zarobić Chińczykom i Amerykanom
A kary są potężne, wynoszą 95 euro za każdy gram dwutlenku węgla ponad normę, pomnożony przez liczbę sprzedanych samochodów.
Co to oznacza w praktyce? Przykładowo w 2020 roku samochody sprzedane przez Volkswagena emitowały o 0,75 g CO2/km więcej niż wynosiły ówczesne normy, za co niemiecki producent zapłacił 100 mln euro kar. W sumie za 2020 rok wszyscy producenci samochodów zapłacili 2,2 mld euro kar.
Dlatego producenci za pośrednictwem Europejskiego Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA) apelowali do Unii Europejskiej o przesunięcie terminu wejścia w życie nowych norm. Luca de Meo – szef ACEA – oceniał, że kary za 2025 rok sięgną kwoty 15 mld euro.
Zeszłoroczne apele nie przyniosły skutku, Unia Europejska parła naprzód. W efekcie producenci zostali zmuszeni do kupowania praw do emisji. Ford, Mazda, Subaru, Stellantis i Toyota porozumieli się z Teslą, której emisja wynosi 0 g CO2 na km, więc dysponowała "nadwyżką" praw do emisji. W efekcie na zaostrzonych przepisach zarobiłaby firma Elona Muska. Zresztą już w 2023 roku ze sprzedaży praw do emisji pochodziło 3 proc. przychodów Tesli. Obecnie byłoby znacznie więcej.
Na nowych przepisach zarobiliby również Chińczycy. Z koncernem Geely, do którego należy Volvo, Smart i Polestar, porozumiał się np. Mercedes.
Całe zaostrzanie przepisów nie zmniejszyłoby więc może emisji spalin, ale uderzyło w europejskie firmy produkujące samochody, które i tak mają wiele problemów i zmuszone są do wdrażania programów naprawczych, często oznaczających po prostu zwolnienia.
Oczywiście ostatecznie wszystko i tak odbiłoby się na kierowcach. Producenci musieliby doliczyć kary czy koszty zakupu praw do emisji do cen samochodów. Podwyżka była nieunikniona.
Będą zmiany przepisów. Producenci samochodów zadowoleni
Władze Unii Europejskiej na szczęście dostrzegły problem. Przewodnicząca Komisji Europejskiej zdradziła, że przepisy zostaną zmienione.
W tym miesiącu zaproponuję ukierunkowaną poprawkę do rozporządzenia w sprawie norm CO2 Zamiast rocznej zgodności firmy otrzymają trzy lata – to zasada bankowości i pożyczek; jednak cele pozostają takie same i firmy muszą je spełnić.
Co to oznacza? Szczegółów technicznych brak, ale najwyraźniej średnia emisja nie będzie liczona za rok, ale za lata 2025-2027 łącznie. I chociaż sam dopuszczalny poziom się nie zmieni, to dla producentów to lepsze rozwiązanie. Jeśli bowiem przekroczą normę w tym roku, to będą mogli ją "odrobić" w roku przyszłym lub nawet za dwa lata.
Jeśli rynek samochodów elektrycznych w tym czasie się rozwinie, to producenci będą mogli uniknąć kar. Jeśli nie - to perspektywa ich płacenia i tak oddala się o dwa lata.
A czasy mamy bardzo dynamiczne i dziś nikt nie wie, jak sytuacja w przemyśle i w ogóle w Europie będzie wyglądać za dwa lata.
Nie wszyscy producenci samochodów są zadowoleni ze zmiany przepisów o emisji spalin
Propozycję Ursuli von der Leyen pozytywnie przyjęły już Włochy i Czechy, które głośno oponowały przeciw nowym normom. Pozytywne sygnały popłynęły również ze strony grupy Volkswagena, Stellantisa czy Renault, a także ACEA.
Nie jest większą niespodzianką, że liberalizacja przepisów nie spodobała się za to Volvo. Należąca do chińskiego Geely szwedzka marka mocno rozwija auta elektryczne, a analitycy oceniali, że na sprzedaży prawa do emisji może zarobić 300 mln euro.
Przeciw zmianom, które przypomnijmy, nie zmieniają dopuszczalnego poziomu emisji, wypowiedziały się również organizacje ekologiczne.
Szczegóły dotyczące propozycji von der Leyen mają zostać opublikowane 5 marca.