Świąteczne życzenia od "Polskiego kierowcy"

Grudzień to taki specyficzny miesiąc, w którym myślimy już o świątecznym odpoczynku i o nowym roku. Dokonujemy podsumowań, snujemy plany na przyszłość, podejmujemy postanowienia. Tyle tylko, że aby móc je zrealizować, trzeba… przeżyć!

W Polsce niestety szanse na przeżycie są najmniejsze w całej Europie. Mam oczywiście na myśli wypadki drogowe. Mimo rosnącej sieci autostrad, mimo różnych działań na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowego, zmian prawa itd. nasz kraj nadal zajmuje niechlubne, pierwsze miejsce pod względem liczby zabitych na 100 wypadków:

Informacja prasowa (moto)

Z tej mapki widać wyraźnie, że np. w Niemczech w 100 wypadkach ginie tylko jeden człowiek, a w Polsce 9 osób. Podobnie przedstawia się ten obraz, jeśli porównamy liczbę zabitych w wypadkach na milion obywateli.

Informacja prasowa (moto)

Tutaj znajdujemy się na 3. miejscu (licząc od najgorszego), a wyprzedzają nas tylko Rumunia i Bułgaria...

Pamiętajcie zatem każdego dnia, zasiadając za kierownicą samochodu, że macie 9-krotnie większe szanse na utratę życia, niż np. Niemiec, 8-krotnie większe, niż Anglik i 1,5 razy większe niż Francuz. Smutne to informacje, zwłaszcza w okresie świątecznym, ale taka jest niestety rzeczywistość.

Życzę wam przede wszystkim, abyście odbywając świąteczne i noworoczne podróże wrócili cali i zdrowi do domu. Przykro to powiedzieć, ale będą tacy, którzy już nigdy nie wrócą. Jedni z powodu własnej głupoty i brawury. Inni staną się ofiarami takich właśnie bezmyślnych, pozbawionych rozumu kierowców albo drogowych pijaków. Obejrzyjcie sobie poświąteczne informacje policji o wypadkach...

Życzę wam, abyście pamiętali, że wypadki w naszym kraju przynoszą niestety niezwykle brutalne skutki. Polskie drogi są wciąż bardzo niebezpieczne i nie brakuje na nich kierowców, którzy nigdy nie powinni uzyskać prawa jazdy.

Oczywiście samo myślenie o statystykach niewiele wnosi. Trzeba umieć wyciągać z nich wnioski. Prowadząc pojazd po polskich drogach macie o wiele większe prawdopodobieństwo napotkania kogoś, kto zachowa się w sposób zupełnie nieodpowiedzialny czy wręcz idiotyczny. Gwałtownie skręci bez sygnalizowania zamiaru wykonania takiego manewru, będzie wyprzedzał na czołówkę i zmuszał was do zjechania na pobocze, zajedzie wam drogę nie patrząc w lusterka podczas zmiany pasa ruchu, na autostradzie wyprzedzi was poboczem albo wjedzie wam w tył auta, bo właśnie pisał SMSa.

Życzę wam zatem, abyście umieli myśleć i przewidywać, kierować się wyobraźnią i intuicją. Myśleć także za innych! To niejednokrotnie pozwala uniknąć wypadku, nawet jeśli napotkacie kogoś inteligentnego inaczej. Jazda po polskich drogach to w pewnym sensie szkoła przetrwania. Warto jednak zadać sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tylu jest kierowców jeżdżących powyżej swoich umiejętności? Dlaczego tylu jest bezmyślnych pieszych?

Bez wątpienia to wynik niskiej motoryzacyjnej świadomości społeczeństwa. Najlepiej widać to na autostradach, których mamy i tak wciąż za mało. Mimo to wielu zmotoryzowanych zachowuje się na nich tak, jakby dopiero co wyjechali z gminnej drogi gruntowej i wcześniej tylko po takich jeździli. Okazuje się, że do wszystkiego trzeba dorosnąć.

Wynika to także z mentalności moich rodaków. Szwed, Niemiec czy Norweg, jeśli zobaczy jakiś zakaz, to stosuje się do niego. Rozumie, że ten zakaz to nie przejaw represji, lecz dbałości o bezpieczeństwo. Polak niestety myśli inaczej. Zakaz? Ja muszę tu wjechać! Ja muszę tu zaparkować! Przejechałem zjazd z autostrady? No to cofnę albo zawrócę, przecież nie będę pokonywał dodatkowych 20 kilometrów. Ograniczenie prędkości? To nie dla mnie, ja wiem co potrafię i mam wspaniałe auto pełne elektroniki...

Zmienić mentalność jest bardzo trudno. Mimo to życzę wam, abyście podchodzili z rezerwą do swoich umiejętności i zawsze traktowali je krytycznie. Nie ma nic gorszego, jak pycha, zarozumiałość za kierownicą. W prostej linii prowadzą one do brawury, lekceważenia zasad bezpieczeństwa i do wypadku. Wielu już widziałem takich mistrzów (we własnym mniemaniu) i drogowych cwaniaczków, którzy dopiero gdy znaleźli się w kawałkach w szpitalu albo kogoś zabili, nabierali trochę pokory.

Oprócz niechęci polskich kierowców do respektowania kodeksu drogowego nietrudno zauważyć u nich także niski poziom umiejętności. Składają się na to: kiepski, archaiczny system szkolenia, oderwany od rzeczywistości system egzaminowania, a także - co tu ukrywać - żenująca niechęć do nauki osób ubiegających się o prawo jazdy. Uczenie się wyłącznie pod testy, bez żadnego zrozumienia.

Ale czy można się temu dziwić? Polskie przepisy ruchu drogowego liczą setki artykułów i paragrafów, punktów i podpunktów. Czy da się tego nauczyć w ciągu 30 godzin wykładów? Chyba sami twórcy przepisów w to nie wierzą...

Informacja prasowa (moto)

W dodatku te ustawy i rozporządzenia zawierają tyle nieścisłości, niejasności, sprzeczności, że nawet instruktorzy, egzaminatorzy i policjanci często wyrażają skrajnie odmienne ich interpretacje. Wielokrotnie apelowałem, by maksymalnie uprościć przepisy ruchu drogowego. By nie stwarzać łamigłówek, nad którymi głowią się nawet eksperci.

Życzę wam, żeby wreszcie znaleźli się prawdziwi profesjonaliści, którzy zastąpią urzędasów, popracują nad tym miesiąc, dwa albo nawet pół roku i  stworzą prosty, jasny, nie budzący wątpliwości kodeks drogowy.

Życzę wam również, aby stworzono taki system szkolenia kierowców, który pozwoli wpoić osobom ubiegającym się o prawo jazdy to i tylko to, co jest im naprawdę potrzebne. Na przykład: jak wjeżdżać na autostradę, jak zachować się, jeśli utknąłeś na przejeździe kolejowym, co zrobić, by nie potrącić pieszego na przejściu. Zamiast drętwych wykładów filmy z życia wzięte, bo o wiele łatwiej uczyć się na cudzych błędach, niż na własnych.

Życzę wam, aby zamiast durnego i bezmyślnego wkuwania odpowiedzi na pytania testowe wymagano od was na egzaminie myślenia, aby oceniano wasz refleks, koncentrację, koordynację psychoruchową, opanowanie.

Prawo nie jest nic warte, jeśli państwo nie potrafi wyegzekwować jego przestrzegania. Kierowca, który jawnie i bezczelnie łamie zasady bezpieczeństwa, naraża innych na utratę życia lub zdrowia, jedzie pijany albo odurzony narkotykami, powinien ponieść bardzo surową karę i zostać wyeliminowany z ruchu drogowego na zawsze. A contrario, kierowca, który przekroczył w nocy na pustej drodze dopuszczalną prędkość o 20 km/h, nie powinien być z automatu karany, tylko dla zrobienia wyników. Nie ma nic bardziej demoralizującego, niż surowe ukaranie kierowcy, który będzie miał poczucie, że został skrzywdzony i potraktowany niesprawiedliwie. Taki człowiek natychmiast traci szacunek do prawa, przestaje rozumieć jego sens.

Jeszcze gorzej, gdy prawo jest niejasne, gdy stwarza furtki do jego kwestionowania czy odmiennego interpretowania. Tak, jak np. z kwestią odbierania prawa jazdy za przekroczenie prędkości czy w sprawie rutynowych kontroli trzeźwości. Jedni twierdzą, że wszystko jest ok, inni wysuwają argumenty przeciw, a biedny kierowca nie wie, na czym stoi.

Życzę wam, abyście spotykali na drodze tylko rzetelnych i fachowych policjantów, którzy nie będą działać według schematów, ale ocenią prawidłowo stopień zagrożenia i winy, jaką ewentualnie ponosicie. I którzy z całą surowością będą eliminować drogowych piratów.

Życzę wam, aby prawo tworzyli prawdziwi profesjonaliści, prawnicy z dużym doświadczeniem, a nie amatorzy i urzędnicy.

Odrębna sprawa to sądy. Okazuje się, że zostać biegłym w dziedzinie ruchu drogowego nie jest wcale tak trudno. Wystarczy być działaczem jakiegoś motoryzacyjnego stowarzyszenia. Sędziowie często nie znają się na niuansach prawa drogowego, a więc bazują na opiniach biegłych. Także takich biegłych...  Ci sami sędziowie wydają wyroki w sprawach o kradzież, o rozbój i w sprawach dotyczących wypadków drogowych.

Życzę wam zatem kompetentnych biegłych i sędziów, którzy będą specjalizować się tylko i wyłącznie w zagadnieniach ruchu drogowego. Prawdziwych fachowców.

I jeszcze jedna kwestia. To obyczaje panujące na polskich drogach. Jaka jest reakcja przeciętnego kierowcy, jeśli ktoś zajedzie mu drogę, jeśli pieszy nieostrożnie wejdzie na jezdnię? Oczywiście: ty baranie, ty taki owaki... Agresja, chamstwo, prostactwo, brak wzajemnego szacunku. Trąbienie i wygrażanie. W tej sferze widzę jednak pewien postęp. Mniej już jednak spotyka się oszołomów, drogowych chuliganów, a więcej przejawów życzliwości.

Życzę wam, abyście jak najczęściej uśmiechali się na drodze do bliźnich, abyście umieli wybaczyć im drobne błędy, potrafili przepuścić pieszego, ułatwić włączenie się do ruchu albo zmianę pasa innemu kierowcy. To naprawdę nie kosztuje tak wiele. A karma wraca! Zrobisz dobry uczynek? Za chwilę ktoś inny tobie okaże uprzejmość. Tego też oczywiście wam życzę.

W gruncie rzeczy jednak jestem realistą i dlatego nie wierzę w szybkie reformy prawa, w uproszczenie kodeksu drogowego, w zasadniczą zmianę systemu szkolenia i egzaminowania. Dlaczego? Bo w naszym kraju nie ceni się prawdziwego profesjonalizmu. O wiele większe znaczenie mają układy, znajomości itd. O polskim kodeksie drogowym decydują więc wciąż różni urzędnicy siedzący na ciepłych posadkach, bojący się zmian, podchodzący do wszystkiego asekuracyjnie i według biurokratycznych procedur. A wiecie, jaki obecnie jest w tym kodeksie jest bałagan? Ten artykuł uchylony, tamten dopisany... To są skutki wielokrotnych zmian, przeróbek, rzekomych ulepszeń. Partactwo, a myślenia wciąż za mało. Nie można czegoś zrobić raz i dobrze?

Sami popatrzcie - oto obecna ustawa.

Informacja prasowa (moto)

Mamy zbiór ważnych definicji: pas ruchu, pobocze, chodnik, skrzyżowanie... I nagle ktoś tu wstawił ni z gruszki ni z pietruszki punkt 10a) "Szkoda istotna".  Co za niechlujstwo! Gdyby takie rzeczy robił uczeń w podstawówce, można by mu to wybaczyć. Ale jeśli tak czyni ustawodawca?

Niektórzy działacze na rzecz BRD chwalą się, jaki to wspaniały postęp poczyniliśmy w tej dziedzinie, jak bardzo zmniejszyła się liczba wypadków. To poniekąd prawda, na początku obecnego stulecia na polskich drogach panował prawdziwy horror. Trup słał się gęsto. Jak wynika jednak z europejskich statystyk, inni w dziedzinie bezpieczeństwa zrobili dużo więcej.

Informacja prasowa (moto)

Na przykład Francuzi zmniejszyli liczbę zabitych w wypadkach o 60%, Hiszpanie o 70%, Anglicy, Niemcy i Szwedzi o ponad 50%. My zaś tylko o 39%. Biorąc pod uwagę, że tamte kraje miały już w punkcie wyjścia proporcjonalnie o wiele mniej śmiertelnych ofiar niż my, to nasz postęp wcale nie jest taki rewelacyjny. Po prostu mogliśmy zdziałać znacznie więcej.

Skoro więc nie wierzę w szybkie i profesjonalne zmiany, to pozostaje tylko jedno: w tej drogowej dżungli trzeba umieć się poruszać. Trzeba myśleć i  czynić wszystko, by nie dać się zabić, a także nie przysporzyć sobie kłopotów, nie trafić przed oblicze wymiaru sprawiedliwości... Tego właśnie wam życzę!

Polski kierowca

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas