Złośliwa statystyka polskiego kierowcy
Wypadek może oczywiście wydarzyć się na każdej drodze i o każdej porze dnia i nocy. Statystyki wykazują jednak pewne reguły i prawidłowości. Nie oznacza to, rzecz jasna, iż należy unikać jazdy na przykład w piątki w godz. 17-20, albo omijać pewne miejscowości czy województwa. Warto jednak dowiedzieć się, kiedy być szczególnie czujnym i uważnym.
Polscy kierowcy bardzo lubią narzekać na kiepskie drogi i to je obwiniają za wszelkie kolizje i wypadki. Droga jednak, jakakolwiek by nie była, sama nie wpycha pojazdu na skrzyżowanie z drogą z pierwszeństwem, pod inny samochód, sama nie wsuwa go złośliwie na przejście wprost na idącego pieszego, sama nie zmusza do karkołomnego wyprzedzania...
To wy sami jesteście winni ogromnej większości drogowych tragedii poprzez wasz brak wyobraźni, brawurę, lekkomyślność, a często wręcz głupotę. Zobaczcie zatem, gdzie i kiedy najłatwiej możecie siebie lub kogoś zabić.
Najgorsze województwa
Mając na względzie różnice pomiędzy poszczególnymi województwami w liczbie mieszkańców, powierzchni, natężeniu ruchu oraz w zakresie innych uwarunkowań, w celach porównawczych przyjmuje się wskaźniki liczby zabitych i liczby rannych na 100 wypadków drogowych. Innymi słowy, wskaźnik ten pokazuje, gdzie zdarzają się najgroźniejsze wypadki, o najgorszych skutkach.
Jeśli chodzi o wskaźnik zabitych, najgorzej prezentuje się województwo podlaskie. Tam w 100 wypadkach ginie 17,1 osoby. Niewiele lepiej jest też w woj. kujawsko-pomorskim (15,2 osoby) oraz lubelskim (15 osób). Najmniejszą liczbą zabitych na 100 wypadków może poszczycić się woj. małopolskie (5,2 osoby), a także województwa pomorskie (6,4) oraz śląskie (6,7).
Odmiennie jednak prezentuje się wskaźnik rannych na 100 wypadków.
Tutaj najgorzej wygląda woj. dolnośląskie (130,2 rannych na 100 wypadków). Na drugim miejscu jest znowu woj. podlaskie (125,2), a potem pomorskie (125,1), podkarpackie (124,5), świętokrzyskie (123,9).
Skąd ta rozbieżność pomiędzy wskaźnikiem zabitych i wskaźnikiem rannych? Zwróćmy uwagę, że wskaźnik rannych wykazuje stosunkowo niewielki zakres: od 112,6 do 130,2 osób, natomiast wskaźnik zabitych od 5,2 do 17,1 osób. W woj. podlaskim ginie ponad trzykrotnie więcej osób, niż w małopolskim!
Bardziej miarodajny wydaje się zatem wskaźnik zabitych na 100 wypadków. Tak czy inaczej uważajcie szczególnie woj. podlaskim, bo tam wyniki są najgorsze w skali całego kraju.
Najgorszy sierpień i grudzień
W jakich miesiącach zdarza się najwięcej wypadków?
W tej niechlubnej statystyce przodują sierpień (9,9%), grudzień (9,3%) i lipiec (9,2%). Natomiast najwięcej osób ginie w grudniu (11,1%).
Duża liczba wypadków w miesiącach letnich spowodowana jest zwiększonym natężeniem ruchu związanym z okresem wakacyjnym, natomiast w grudniu związana jest ona ze świąteczno-noworocznymi wyjazdami oraz - w zgodzie z polską tradycją - wzmożoną konsumpcją alkoholu przez kierujących.
Najbezpieczniejszymi miesiącami są luty i styczeń, a to wynika z faktu, iż część zmotoryzowanych w trudnych warunkach atmosferycznych rezygnuje z korzystania z własnego samochodu. Najmniej jest także na drogach motocyklistów i rowerzystów.
Najgorszy jest piątek
A teraz analiza według dni tygodnia. Tu przoduje od wielu lat piątek. W ten dzień statystyki odnotowują najwięcej wypadków, zabitych i rannych.
Wynika to niewątpliwie z poprzedzającej weekend "gorączki" i pośpiechu. Ponadto nasila się ruch, gdyż znaczna część osób zamieszkujących czasowo w dużych miastach w związku z zatrudnieniem, w piątki właśnie wyjeżdża do swoich rodzinnych miejscowości. Na przykład z samej Warszawy w piątki wyjeżdża około 150-250 tysięcy osób do różnych zakątków Polski.
Zobacz również:
- System Red Light nie działa. Odcięty prąd na skrzyżowaniu
- Nowy odcinkowy pomiar prędkości we Wrocławiu już działa
- Zwracają do 85 proc. ceny samochodu. Rusza nowy program
- Zakaz rejestracji samochodów spalinowych chwieje się w posadach
- Toyota Urban Cruiser rusza na podbój miast. Podgryzie Yarisa Cross
- Rozwiązali problem płatności za mandaty. Koniec z gotówką w schowku
- Jak zostać instruktorem jazdy Porsche? Janusz Dudek zdradza sekrety swojej pracy
- Elektryczny DS N8 imponuje zasięgiem. Ale ta kierownica to pomyłka
Z analogicznego powodu na drugim miejscu w statystyce tragicznych dni jest poniedziałek. Wówczas następują poranne powroty, a ponadto niektórzy dochodzą jeszcze do siebie po weekendowych libacjach.
Zwraca też uwagę bardzo wysoki wskaźnik zabitych i rannych w soboty i niedziele. Na to składają się dwie przyczyny: na drogi wyjeżdżają wtedy niedoświadczeni, a przy tym często nieobliczalni "niedzielni" kierowcy, a przede wszystkim nasza radosna młodzież bawi się na dyskotekach. Potem radosne i niejednokrotnie naćpane albo zapite towarzystwo wraca gromadnie autem pożyczonym od tatusia albo jakimś gratem kupionym od zachodniego sąsiada i ląduje na drzewie.
Najbezpieczniejszym dniem jest środa. Ci, którzy balowali w weekend, spalili już doszczętnie resztki alkoholu, a do następnej soboty jeszcze daleko...
Najgorzej pomiędzy 17.00 a 18.00
W tym okresie trup ściele się gęsto, a szpitale zapełniają się rannymi. Jest to pora powrotów z pracy, kiedy to zmęczeni i zniecierpliwieni kierowcy popełniają najwięcej błędów.
W dodatku o tej porze przez większą część roku jest już ciemno, zapada zmierzch. Popatrzcie uważnie na przebieg tej statystyki, a zwłaszcza niebieskie słupki (zabici). Mimo, że w porze nocnej wypadków jest znacznie mniej, są one o wiele groźniejsze.
W nocy wielu kierowców ciśnie gaz do dechy, bo jest pusto, bo ruch maleje do minimum. No i wtedy właśnie, gdy spotka się dwóch takich, co uważają się za mistrzów, krew leje się strumieniami, a firmy pogrzebowe zacierają ręce.
Bezpieczniej po ciemku
Generalnie rzecz ujmując, zdecydowana większość wypadków zdarza się w ciągu dnia (68,9%).
Ciekawostką jest to, iż w nocy dwa razy więcej tragicznych wydarzeń następuje na drogach oświetlonych, nie na nieoświetlonych. Dlaczego? Po prostu tam, gdzie jezdnię oświetlają silne latarnie, czujecie się jak w dzień i zasuwacie ile fabryka dała.
A zatem, im mniej widzicie, tym wolniej jedziecie i bardziej uważacie. A gdyby tak wygasić oświetlenie w miastach? Zapewne liczba wypadków by spadła.
Najbezpieczniej we mgle i na gołoledzi
To kolejny paradoks. Najwięcej drogowych tragedii zdarza się przy pięknej, słonecznej pogodzie.
Wtedy właśnie dostajecie małpiego rozumu. W głowie macie plaże i ciepłe morza, a nie drogę przed sobą. Ponadto znacznie więcej wyjeżdża wówczas rowerzystów, skuterzystów, motocyklistów. Oni znacznie poprawiają grobowe statystyki. Piesi też myślą o niebieskich migdałach, a faceci oglądają się za kusymi spódniczkami no i mamy efekty...
Okazuje się, że śnieg i mgła wcale nie są takie groźne. Wtedy budzą się w was resztki instynktu samozachowawczego i zaczynanie jeździć ostrożnie. A poza tym część bardziej samokrytycznych kierowców zostawia auto w garażu.
Nie umiecie jeździć w mieście, wolicie wiochę
Prawie 3/4 wypadków zdarza się na obszarze zabudowanym. Wynika stąd, że dla części kierujących skomplikowane skrzyżowania, przejścia dla pieszych, torowiska to zbyt trudne. Tu trzeba myśleć, mieć refleks. Wielu to przerasta.
Z drugiej jednak strony na drogach poza obszarem zabudowanym błąd kosztuje i to bardzo. Znowu popatrzcie na niebieskie słupki, prezentujące liczbę zabitych. Właśnie na drogach pozamiejskich ginie o wiele więcej osób! Wynika to z dwóch przyczyn: znacznie większych prędkości i potrąceń pieszych, którzy łażą poboczami albo skrajem drogi w ciemnych ubraniach, bez żadnych odblasków. W tym ostatnim przypadku wychodzi na jaw poziom edukacji motoryzacyjnej społeczeństwa.
Zabijacie się na prostej drodze
W dodatku najwięcej wypadków następuje na prostych odcinkach dróg. Czyli tam, gdzie możecie dusić pedał gazu i wydaje się wam, że nie trzeba myśleć. Proste drogi obejmują także przejścia, na których rozjeżdżacie przechodniów, bo ich nie zauważyliście...
Tak tak, to wcale nie ironia. Coraz więcej jest takich zdarzeń. Ostatnio w okolicach Sochaczewa kierowca zabił niemowlę w wózku, na przejściu właśnie. Bo jechał trochę szybko, a więc zauważył pieszą zbyt późno... No bo któżby mógł się spodziewać kobiety z wózkiem na przejściu? Zaiste bardzo to zaskakujące, prawda?
Na drugim miejscu pod względem liczby wypadków są skrzyżowania. Nie potraficie jakoś ogarnąć na nich sytuacji, spieszycie się, jesteście nieuważni. No i trzecie miejsce to zakręty. Tu kłaniają się znajomość praw fizyki i zdrowy rozsądek, no ale nie każdy może się nimi pochwalić.
Na jezdni i na chodniku
Jeżeli chodzi o miejsca wypadków, to oczywiście króluje tutaj jezdnia, a zaraz za nią przejścia dla pieszych. Co ciekawe, ponad 2% wypadków zdarza się na chodnikach. Nie są to oczywiści zderzenia pojazdów, lecz potrącenia pieszych. Okazuje się, że i na chodniku nie mogą być oni bezpieczni. Wśród sprawców pokaźną grupę stanowią tu rowerzyści, którzy w ubiegłym roku poranili na chodnikach 166 osób, a jedną zabili. Niestety cykliści to nadal jedna z najbardziej odmóżdżonych grup wśród uczestników ruchu.
Najgroźniej na dwukierunkowej
Aż 81% wypadków zdarza się na drogach dwukierunkowych, jednojezdniowych. Powody są oczywiste: karkołomne wyprzedzanie przynosi tragiczne żniwo. Poza tym boczne drogi, liczne skrzyżowania, rowery, piesi...
Najbezpieczniej jest na autostradach i drogach ekspresowych, chociaż i na nich popełniacie mnóstwo błędów. No, ale nie ma tam skrzyżowań, nie pętają się rowerzyści (chociaż i takich durniów czasem można tam spotkać).
Nie potraficie jeździć po trudnych, ruchliwych drogach, gdzie trzeba wykonywać skomplikowane manewry. Najlepiej byłoby wytyczyć wam takie betonowe tunele, abyście nikogo nie napotkali po drodze, nikogo nie mogli wyprzedzić...
Im trudniej, tym jeździcie bezpieczniej
Taki wniosek nasuwa się po analizie danych. Jeżeli jest ciemno, leje deszcz, pada śnieg, nad jezdnią unosi się mgła, zaczynacie uważać. Niestety dopiero wtedy. Gdy warunki drogowe są dobre, przeceniacie z reguły swoje nikłe umiejętności. Wierzycie, że macie świetne auto, ABS, poduszki, kurtyny... Czujecie się lepsi od innych. I to właśnie was gubi.
Wypadki w tym ujęciu to oczywiście tylko suche dane liczbowe. Trzeba jednak pamiętać, że tak naprawdę ofiar jest znacznie więcej. Są to przecież rodziny, które straciły kogoś bliskiego albo muszą teraz zajmować się kaleką, a jeszcze nie tak dawno ojciec, mąż czy narzeczony był przecież pełnosprawnym człowiekiem. Takie zdarzenia często przekreślają całe życie, zostawiają trwały bolesny ślad. Dochodzą do tego ogromne straty materialne, koszty leczenia tysięcy ludzi.
Wszystkim, którzy mają jeszcze trochę rozsądku życzę, aby nigdy nie zagościli w tych ponurych statystykach.
Polski kierowca