Polaku, nie jedź na zderzaku!
Co czwarty wypadek na polskiej autostradzie lub drodze ekspresowej jest spowodowany jazdą na zderzaku czyli niezachowaniem bezpiecznego odstępu od poprzedzającego pojazdu. To prawdziwa plaga w naszym kraju. Polscy kierowcy zdają się w ogóle nie rozumieć praw fizyki, za to przejawiają lekkomyślny pośpiech, brak wyobraźni i kultury.
Być może powiecie, że znowu krytykuję rodaków za kierownicą, ale taka jest niestety prawda. Jeździłem w wielu krajach, ale w żadnym nie spotkałem tak głupich i agresywnych zachowań, zwłaszcza na drogach szybkiego ruchu. Zresztą popatrzcie sami:
Tu właśnie mamy przykład zupełnie bezsensownej i bardzo niebezpiecznej jazdy na zderzaku. Kierowca tego Forda przecież doskonale widzi, że jadące przed nim auto (z kamerką) wyprzedza inne pojazdy. I co niby ma uczynić kierujący tym samochodem? Zjechać na sąsiedni pas, pakując się w małą lukę pomiędzy pojazdami, zajechać komuś drogę, zmusić do hamowania, bo pan w Fordzie się spieszy? A może ten pozbawiony wyobraźni kierowca oczekuje, że jadący przed nim pojazd gwałtownie przyspieszy?
Prawdopodobnie nie może przyspieszyć, ponieważ przed nim jedzie inny pojazd. Sznur samochodów na lewym pasie to niestety nic nowego w Polsce. W takiej sytuacji pozostaje poczekać, aż na prawym pasie zrobi się luźno i auta z lewego zaczną na niego zjeżdżać. Co też się dzieje w dalszej części nagrania, na której auto z kamerą przyspiesza. Trzeba po prostu chwili cierpliwości, ale kierowca Forda woli siedzieć komuś na zderzaku, popełniając bardzo poważne wykroczenie. Odstęp tego pojazdu od poprzedzającego auta wynosi około 8-10 metrów, a prędkość około 120 km/h. Gdyby samochód z kamerką musiał gwałtownie hamować, z całą pewnością Ford uderzyłby w to auto.
Takich sytuacji jest mnóstwo. Zobaczcie kolejny przykład:
Deszcz, trudne warunki atmosferyczne, wydłużona droga hamowania. Mimo to znajduje się kolejny kierowca któremu bardzo się spieszy. No tak, dojedzie do celu może 5 minut wcześniej, ale za to stwarza na drodze poważne zagrożenie. W dodatku, kiedy wyprzedza samochód autora nagrania, jeszcze złośliwie hamuje.
A tak właśnie kończy się często jazda na zderzaku:
Tutaj kierowca nagrywający zdarzenie zachowuje duży, bezpieczny odstęp. Dzięki temu udaje mu się wyhamować i uniknąć zderzenia. Gdyby tego odstępu nie zachował, znalazł by się w grupie bezmyślnych posiadaczy rozbitych aut. Ci, którzy zderzyli się, jechali właśnie jeden drugiemu na zderzaku. Trzech pozbawionych wyobraźni i jeden myślący kierowca - takie są właśnie proporcje na polskich drogach.
Ten kierowca postąpił zresztą bardzo roztropnie zjeżdżając podczas hamowania maksymalnie w lewo. W ten sposób minimalizował możliwość najechania na jego samochód przez auto podążające za nim.
Mam zjechać mu z drogi czy nie?
Oczywiście nie brakuje kierowców, którzy oczekują, że poprzedzający pojazd ma natychmiast zjechać im z drogi, bo oni jadą szybciej. Nie interesuje ich, gdzie i w jaki sposób ten kierowca miałby zjechać, po prostu niech spada, bo mnie się spieszy. Często w takich sytuacjach ujawnia się nie tylko agresja, ale także prostactwo i chamstwo. Popatrzcie:
Ordynarny gest wystawia tylko świadectwo jego autorowi. Gdybym ja miał takiego pasażera w samochodzie, wyrzuciłbym go niezwłocznie z auta.
Jeszcze bardziej smucą komentarze pod tego rodzaju filmikami. Oto cytaty (pisownia oryginalna):
"to jak jechales takim zlomem i wk... chlopa jadac 130 to walilbym ci dlugimi dopoki bys nie zjechal i tak samo srodkowy palec w twoim kierunku za spowalnianie innych"
"idź do dystrybutora, niech puszczajo w kinach, zarobisz meliony dulary za ten trzymający w napięciu film akcji... mam nadzieje, ze sie nie rozpłakałeś jak ci bolek pokazał faka"
Bełkot, ortografia na dennym poziomie, buta i agresja. Podobnych wypowiedzi inteligentnych inaczej osobników nie brakuje. Czy można dziwić się, że takie sytuacje spotykamy na drogach?
Wyjaśnijmy sobie, kiedy pojazd poprzedzający powinien zjechać na prawo, usunąć się z drogi podążającemu za nim, a kiedy nie musi i nie powinien tego robić. Warto tu posłużyć się przykładem z Niemiec. Jeden z sądów w tym kraju sprecyzował dokładnie tę sytuację orzekając, że jeśli kierujący pojazdem ma możliwość zjechania na prawo w lukę pomiędzy podążającymi sąsiednim pasem samochodami, czyniąc to bez hamowania i może pozostać na prawym pasie przez 20 sekund, to powinien tak uczynić. W przeciwnym razie absolutnie nie należy zjeżdżać na prawo, gdyż zmusiło by to kierujących na tym pasie do hamowania i stworzyło zagrożenie bezpieczeństwa na drodze.
Popatrzcie na rysunek:
Jeżeli mamy możliwość bezpiecznego "schowania się" w dużą lukę pomiędzy pojazdami poruszającymi się prawym pasem, ale w taki sposób, że nikomu nie zajedziemy drogi, nie zmusimy żadnego kierowcy do hamowania i sami też nie będziemy musieli hamować, to powinniśmy zjechać. Niech ten, kto chce jechać szybciej, wyprzedzi nas. Nie jesteśmy też od tego, by osądzać, z jaką prędkością on jedzie. Od tego jest policja i fotoradary.
Nikt nie ma prawa jednak wymagać, abyśmy wciskali się w małą lukę pomiędzy autami na sąsiednim pasie, bo jemu się spieszy. Takie wjechanie pomiędzy poruszające się pojazdy spowoduje konieczność naszego hamowania, a tym samym zmusi do hamowania także kierowcę samochodu, przed który wjechaliśmy.
Nikomu korona z głowy nie spadnie, jeżeli zaczeka, aż my wyprzedzimy kilka pojazdów. Autostrada czy droga ekspresowa to nie tor wyścigowy. Może jedni chcą jechać 180 km/h, ale są i tacy, którzy jadą tylko 120 km/h. Wywieranie presji jazdą na zderzaku może też spowodować u mniej doświadczonego kierowcy stres, skłonić go do wykonania niebezpiecznego manewru, do zajechania komuś drogi. Czy to wam nie przyszło do głowy? Pewnie nie, bo co was to obchodzi. Gaz do dechy, ile fabryka dała...
Oczywiście istnieje zasadnicza różnica pomiędzy bezsensowną jazdą lewym pasem (o czym też wielokrotnie pisałem), a jazdą lewym pasem podczas wyprzedzania. Jeżeli auto przed wami wyprzedza jakiś pojazd albo kilka pojazdów poruszających się w niewielkiej odległości za sobą, to nie macie prawa oczekiwać, że tamten kierowca będzie na siłę próbował zjechać, przerwać to wyprzedzanie, wcisnąć się pomiędzy wyprzedzane auta tylko dlatego, że wam się bardzo spieszy.
Postawmy sprawę jasno: takie wywieranie presji na jadącego przed wami, wyprzedzającego kierowcę to prostactwo i chamstwo. Nie każdy musi dusić pedał gazu do podłogi tak jak wy. Jeżeli tak bardzo się spieszycie, to kupcie sobie helikopter.
Co to jest odstęp bezpieczny?
Zasadniczo przyjmuje się, że odstęp bezpieczny powinien wynosić połowę prędkości liczoną w metrach. Jeśli zatem jedziemy z prędkością 50 km/h, odstęp powinien wynosić 25 metrów. jeżeli 90 km/h - 45 metrów, 140 km/h - 70 metrów. To są minimalne, bezpieczne odstępy podczas jazdy w dobrych warunkach atmosferycznych, na suchej nawierzchni. Bardzo rzadko można zauważyć, by polscy kierowcy zachowywali takie odstępy. Niestety! Brakuje wiedzy i wyobraźni.
Inna teoria zakłada, że odstęp bezpieczny powinien wynosić 2 sekundy. Co to znaczy? Jeśli w danej chwili auto jadące przed nami mija np. wiadukt, to my powinniśmy znaleźć się pod tym wiaduktem po upływie 2 sekund. Można to sprawdzić licząc głośno: 1001, 1002, 1003 (tak, to są dwie sekundy!). Jeżeli pod tym wiaduktem znajdziemy się w krótszym czasie, to oznacza, że nie zachowujemy bezpiecznego odstępu od poprzedzającego pojazdu.
Obejrzyjcie ten film. Komentarz jest wprawdzie w języku angielskim, ale łatwo zrozumieć, o co chodzi:
Jazda na zderzaku oczywiście oznacza, że odstęp jest radykalnie za mały.
Zobaczcie, jak przebiega hamowanie. Gdy poprzedzający samochód zaczyna hamować, gwałtownie wytraca on prędkość. My natomiast, podążając za nim, jeszcze przez chwilę jedziemy z dotychczasową, niezmienioną prędkością. Dlaczego? Bo musi upłynąć pewien czas, zanim nasze oczy zauważą, że samochód przed nami hamuje, zanim sygnał ten dotrze do mózgu i nasz mózg przekaże prawej stopie polecenie przejścia z pedału gazu na pedał hamulca i naciśnięcia go. Musi też upłynąć czas zadziałania układu hamulcowego w naszym aucie. To wszystko trwa łącznie około sekundy.
Przez tę jedna sekundę zbliżamy się zatem do poprzedzającego auta (które już hamuje) z niezmienioną prędkością. Nagle zauważamy, że to poprzedzające auto gwałtownie rośnie nam w oczach. Jeśli zachowywałyśmy bezpieczny odstęp, mamy jednak szansę wyhamować. Jeżeli jechaliśmy niemal na zderzaku poprzedzającego samochodu, takiej szansy absolutnie nie mamy:
Jesteśmy daleko w tyle
W internecie można znaleźć bardzo wiele filmików edukacyjnych pokazujących, na czym polega zachowanie bezpiecznego odstępu. Oto przykłady:
Zwróćcie uwagę, że wszystko są to filmy zagraniczne. Nie spotkałem ani jednego filmu polskiego, który mógłby służyć jako materiał dydaktyczny w szkoleniu kierowców. Mało tego! Napotkałem film (oczywiście też zagraniczny) z lat 60. ubiegłego wieku, w którym już w tamtych czasach omawiano zagadnienie bezpiecznego dostępu pomiędzy pojazdami:
Niestety, potwierdza to moją tezę, jak dalece polska edukacja motoryzacyjna pozostaje w tyle za krajami bardziej cywilizowanymi. To naprawdę przykre, ale sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy podczas szkolenia na prawo jazdy instruktor albo wykładowca objaśniał wam te zasady? Tłumaczył, jaki powinien być bezpieczny odstęp?
To pytanie retoryczne, odpowiedz wszyscy znamy. Powtórzę raz jeszcze: polski system szkolenia kierowców jest anachroniczny, zacofany i zupełnie odbiegający od realiów ruchu drogowego. Najwyższy czas to zmienić.
Dodam jeszcze, że w krajach o wysoko rozwiniętej motoryzacji na drogach szybkiego ruchu montowane są specjalne kamery potrafiące obliczyć odstęp pomiędzy pojazdami i rejestrujące wykroczenia w tym zakresie. W polskim wspaniałym kodeksie drogowym nie zdefiniowano nawet pojęcia odstępu bezpiecznego.
Do wyjątków należą też sytuacje, by policjanci w Polsce ukarali kierowcę za jazdę na zderzaku. W innych krajach, np. w Niemczech czy we Francji policja autostradowa ściga takich piratów drogowych, a mandaty sięgają nawet 400 euro. Za tego rodzaju wybryki można też stracić prawo jazdy.
Polski kierowca