Polacy lubią jeździć pod prąd

Do niedawna jeszcze widok samochodu jadącego pod prąd (czyli jezdnią jednokierunkową, ale w przeciwną stronę) należał do wyjątków. Sprawcami takich wyczynów byli zazwyczaj osobnicy zamroczeni alkoholem.

Obecnie w internecie aż roi się od filmików prezentujących jazdę pod prąd. Tak poruszające się pojazdy można zobaczyć nie tylko na jakichś osiedlowych uliczkach, ale także na drogach ekspresowych i autostradach, a ich kierowcy wcale nie są pijani. Jaka jest przyczyna takiego postępowania? Odpowiedź będzie prosta: to postępujące odmóżdżenie zmotoryzowanego społeczeństwa.


Co ciekawe, pod prąd jeżdżą nie tylko młodzi cwaniacy, ale także starsze panie, mamusie i  tatusiowie wiozący całe rodziny, emeryci i inni, zdawać by się mogło, poważni i odpowiedzialni ludzie. Okazuje się zatem, że głupota, lekkomyślność i brak wyobraźni, a także elementarnej wiedzy o zasadach bezpiecznej jazdy zataczają coraz szersze kręgi i są w naszym kraju zjawiskiem powszechnym.  

Reklama

Nie wiedziała, że stwarza zagrożenie

7 września br. na drodze ekspresowej S3 pojawiło się Renault Laguna jadące ze znaczną prędkością pod prąd lewym pasem jezdni. Obejrzycie filmik:

Na szczęście zauważyła to załoga policyjnego radiowozu, która niezwłocznie zareagowała. Policjanci zmuszeni byli również jechać pod prąd, ale nie było innego sposobu, by jak najszybciej zatrzymać to auto. Okazało się, że za kierownicą samochodu zasiadała 60-letnia kobieta, która oświadczyła funkcjonariuszom, że jej zdaniem nie stwarzała żadnego zagrożenia.

No co ja takiego zrobiłam, przecież wszyscy mnie mijali i nic się nie stało...

Dowodzi to niezbicie, jak wielka może być ludzka głupota. Za ten wyczyn kierującej zatrzymano prawo jazdy, a  za stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym policjanci skierowali wniosek do sądu o ukaranie kobiety, dla której myślenie jest zjawiskiem zupełnie obcym. Brawo dla policjantów, którzy niezwłocznie zatrzymali ruch na tej połowie drogi ekspresowej, gdyż każdy samochód, który został zatrzymany na takiej szosie stwarza duże zagrożenie. Trudno sobie wyobrazić, by ta dama zawracała i zjeżdżała z ekspresówki podczas normalnego ruchu pojazdów. Mam głęboką nadzieję, że sąd pozbawi tę kobietę prawa jazdy na dłuższy czas.

Już był blisko zjazdu

A teraz, żeby było sprawiedliwie, pozbawiony rozumu mężczyzna. 4 lipca br. na autostradzie A1 w okolicach Pruszcza Gdańskiego kierowcy, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, zauważyli na lewym pasie jadący pod prąd czerwony samochód osobowy.

Dzięki prawidłowej reakcji i refleksowi tych kierujących udało się uniknąć tragedii. Samochodem kierował mężczyzna, który z pełną premedytacją wjechał pod prąd na autostradę, gdyż na właściwej połowie tej drogi był korek. Próbował go zatem w ten oryginalny sposób ominąć. Co więcej, prosił kierowców, by przepuścili go, bo "ma już niedaleko do wyjazdu z autostrady’’. Nie wiadomo, co bardziej "podziwiać’’: bezczelność czy głupotę?

Czym to grozi?

W Polsce doszło już do kilkudziesięciu wypadków spowodowanych właśnie jazdą pod prąd. Zmotoryzowanym durniom, którzy w taki sposób ułatwiają sobie życie, wydaje się, że jadąc tuż przy pasie rozdzielającym jezdnie unikną jakoś zderzenia czołowego. Nie jest to jednak takie pewne. Popatrzcie na kolejny filmik:

To zdarzenie nagrano wprawdzie w Rosji i zapewne powiecie zaraz, że to dlatego doszło do wypadku, bo tam tak jeżdżą... Wcale nie jesteście lepsi.

Zwróćcie uwagę na przebieg tego zdarzenia. Przed samochodem, w którym był rejestrator, jechał inny pojazd. Autor nagrania miał więc ograniczoną widoczność. Nagle samochód poprzedzający gwałtownie odbił w prawo i wtedy kierowca drugiego auta dostrzegł pędzący wprost na niego pojazd. Nic już nie mógł zrobić.

Nie wiadomo czy obaj kierowcy przeżyli ten wypadek, ale nagrane jęki jednego z nich nie brzmią chyba zachęcająco. Warto przypomnieć, że podczas zderzenia czołowego sumują się prędkości obu pojazdów. A zatem,  jeżeli oba auta poruszają się z prędkością 120 km/h, to uderzenie jest takie samo, jakbyśmy walnęli, w betonową ścianę pędząc 240 km/h. To pewna śmierć, a przy dużym szczęściu zmiażdżone nogi, miednica i narządy wewnętrzne oraz pęknięta czaszka....

Ślepi albo z deficytem intelektualnym

Durniów jadących "na czołówkę’’ można spotkać także na drogach miejskich. Są tacy, którzy mimo wyraźnych znaków pionowych i poziomych zakazujących skręcania albo nakazujących jazdę prosto, potrafią wjechać pod prąd na drogę jednokierunkową. Zobaczcie wyczyny kolejnego inteligentnego inaczej.

Kierowca osobówki najpierw ma przed sobą wyraźny znak "nakaz jazdy prosto", a potem na jezdni strzałkę kierunkową również nakazującą jazdę na wprost. Mimo to próbuje jednak skręcić w lewo. Może ma problemy ze wzrokiem?

Mają rację ci, którzy twierdzą, że gdyby zamiast znaków umieścić na jezdni napis: "nie skręcaj tutaj baranie", skuteczność takiego oznakowania byłaby o wiele lepsza. Do prostych ludzi docierają jedynie nieskomplikowane i właściwie adresowane komunikaty.

Zazwyczaj cwaniacy albo kierowcy o niskim IQ jadący pod prąd, kiedy napotkają naprzeciwko siebie prawidłowo poruszający się pojazd, są jeszcze oburzeni i mają pretensje, że ktoś ośmielił się im przeszkadzać. Oto przykład:

W mieście też może być groźnie

Być może wydaje się wam, że jazda pod prąd w mieście, nie jest taka groźna, gdyż przy stosunkowo niewielkiej prędkości nie może dojść do zderzenia. Okazuje się, że może...

Do takiego wypadku doszło na pewnym nietypowym skrzyżowaniu w Warszawie. Spójrzcie na pierwszy rysunek. Oto skrzyżowanie ulic X i Y. Na tym skrzyżowaniu jest sygnalizacja świetlna, ale - uwaga - jezdnia dwukierunkowa biegnąca ulicą X za skrzyżowaniem przechodzi w jezdnię jednokierunkową.

Tą właśnie ulicą X jechała 35-letnia kobieta kierująca dużą limuzyną. Kiedy minęła skrzyżowanie i znalazła się na jezdni jednokierunkowej, zorientowała się, że pomyliła drogę. Nie zauważyła oczywiście znaków informujących o tym, że za skrzyżowaniem jezdnia jest jednokierunkowa. Być może gadała w tym czasie przez komórkę, a zatem nie zwracała uwagi na takie błahostki jak znaki drogowe.

Kiedy zorientowała się, że zabłądziła, co zrobiła? Po prostu zawróciła na jezdni jednokierunkowej i pełnym gazem skierowała się z powrotem w stronę skrzyżowania z sygnalizacją. W tym czasie sygnał zielony był wyświetlany dla pojazdów na drodze poprzecznej Y.

Drogowcy nie przewidzieli jednak, że ulicą X ktoś może jechać pod prąd. Przed skrzyżowaniem nie było więc sygnalizatora widocznego dla takich kierowców. Bezrozumna kobieta wjechała z prędkością ok. 80 km/h na skrzyżowanie i uderzyła w prawidłowo jadący, mający sygnał zielony, Daewoo Matiz.

Uderzone auto zostało jeszcze wepchnięte na stojącą przed sygnalizatorem po drugiej stronie skrzyżowania taksówkę.

W wyniku tego wypadku kierujący Matizem 29-letni mężczyzna poniósł śmierć, a przewożone w foteliku 6-letnie dziecko doznało poważnych obrażeń. Uderzenie było tak silne, że Matiz został niemal przecięty na pół. Sprawczyni wypadku bynajmniej nie poczuwała się do winy. Twierdziła, że skoro przed skrzyżowaniem od jej strony nie było sygnalizatora, to przecież mogła jechać. Pominęła oczywiście milczeniem fakt, że jechała pod prąd. Skrzyżowania buduje się jednak dla ludzi mających choć trochę oleju w głowię, a nie dla bezmózgich piratów drogowych.

Jak eliminować durniów?

Coraz częstsze przypadki jazdy pod prąd wskazują nie tylko na wspomniane już odmóżdżenie kierowców, ale także na ich poczucie bezkarności. Trudno oczywiście wymagać, by drogówka patrolowała każdy kilometr autostrady, drogi ekspresowej i każdą miejską uliczkę. Jest jednak prostszy i tańszy sposób: na drogach powinny być umieszczane kamery monitorujące, zapisujące obraz przez 24 godziny na dobę. Pozwoliłoby to wyłapać każdego, kto jechał pod prąd. Pozbawienie prawa jazdy na 5 lat i 10 000 złotych mandatu za jeden taki wyczyn ostudziłoby zapał drogowych warchołów.

Okazuje się bowiem, że z wami nie można po dobroci. Trzeba surowo karać i konsekwentnie tępić, a nawet eliminować (z ruchu) tych, którzy stwarzają dla jadących zgodnie z przepisami kierowców śmiertelne zagrożenie.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy