Kierowca w Polsce musi znać… język polski

Od kilku miesięcy można znaleźć w mediach sensacyjne informacje: przedsiębiorstwo komunikacji miejskiej w Warszawie, Lublinie czy Katowicach zakupiło nowe autobusy i na liniach przez nie obsługiwanych będą mogli pracować tylko kierowcy, którzy znają język polski w stopniu komunikatywnym. Początkowo myślałem, że to jakiś żart albo pomyłka. Okazuje się, że wcale nie. A to oznacza, że wożą nas także kierowcy, którzy nie rozumieją po polsku ani słowa…

Z góry zaznaczam, że nie chcę wdawać się w dyskusje polityczne. Według obowiązującej (jeszcze lub nadal?) poprawności politycznej Polska jest krajem, który wszystkim pomaga i każdego chętnie przygarnia. Widocznie jest tak bogata, że stać ją na to. Szkoda jednak, że czyni to nawet kosztem własnych obywateli. Ale natrafiając na te frapujące informacje o konieczności władania w Polsce językiem polskim zastanawiam się, gdzie ja żyję? Jeszcze w Rzeczpospolitej czy już w jakimś multikulti?

Deficyt kierowców krajowych?

Czytam w jednym z artykułów: "Polscy przewoźnicy ze względu na deficyt kierowców na krajowym rynku coraz częściej decydują się zatrudnienie pracowników spoza Unii Europejskiej. Tylko w 2015 r. wydano 13 238 świadectw kierowcy dla obcokrajowców. Najwięcej wydanych świadectw przypada co roku na obywateli Ukrainy".

Reklama

Czy tak naprawdę młodzi Polacy nie są zainteresowani pracą kierowcy? Ależ skąd! Po co używać takich pełnych hipokryzji eufemizmów, ględzić o jakimś deficycie? Po prostu kierowcy z Ukrainy są tańsi i mówią o tym sami: (tłumaczenia)

Witalij:

Przybyłem do Polski pół roku temu. Jest mi tu dobrze, mam pracę w firmie transportowej, jeżdżę autobusem. Razem z czterema kolegami wynajmujemy kawalerkę. Warunki kiepskie, ciasno, ale za to koszty mieszkania są bardzo niskie, płacę 150 zł miesięcznie. Nie mam tu rodziny, więc mogę pracować od rana do wieczora. Po polsku mówię jeszcze bardzo słabo, ale staram się uczyć.

Andriej:

Ja mam kartę Polaka, więc pracuję bez problemów. Praca kierowcy autobusu jest ciężka, ale na Ukrainie nigdy bym tyle nie zarobił co tu. Czasem pracuję nawet 300 godzin w miesiącu. Czy znam topografię miasta? No trochę się już nauczyłem. A język polski? Jakoś daje sobie radę, dużo rozumiem, ale gorzej z mówieniem.

Dla przyjaciół wszystkie drzwi są otwarte

Każdy cudzoziemiec - obywatel kraju nienależącego do UE, a chcący wykonywać pracę zarobkową, musi posiadać zezwolenie na pracę. Nie dotyczy to jednak osób posiadających kartę stałego pobytu albo kartę Polaka. Okazuje się, że z tymi kartami nie ma większego problemu.

Na Kresach coraz częściej ubiegają się o Kartę Polaka osoby, które na co dzień nie przyznają się do polskości, a nawet te, które z polskością w ogóle nie są związane. W Internecie pojawiają się ogłoszenia firm, które proponują "pomoc" w jej uzyskaniu. I takich firm jest naprawdę mnóstwo - oto wypowiedź  b. Konsula Generalnego RP we Lwowie Jarosława Drozda. Potwierdza to moja eksploracja ukraińskich stron internetowych. Jak załatwić kartę Polaka? To żaden problem, chętnie ci pomożemy...

Jako ciekawostkę można też podać, że posiadacze karty Polaka mają w RP 37-procentową zniżkę na przejazd środkami komunikacji publicznej i bezpłatny wstęp do wszystkich muzeów. Dziwne, że nie przyznano im zniżki w opłatach za prąd i wodę...

Ponadto, w przypadku zatrudniania w Polsce Ukraińca na okres maksymalnie sześciu miesięcy w ciągu 12 kolejnych miesięcy, wymagane jest tylko złożenie oświadczenia w urzędzie pracy o zamiarze zatrudnienia obywatela innego kraju. Nie potrzeba zezwolenia na pracę. Stwarza to możliwość rozmaitych kombinacji i oszustw.

Jeżeli chodzi o kwestię prawa jazdy, obywatel Ukrainy przebywający w Polsce poniżej 6 miesięcy może posługiwać się prawem jazdy wydanym w swoim kraju. Jak zatem widać, mnóstwo ułatwień, mnóstwo przywilejów.

Nie jestem bynajmniej wrogiem Ukraińców, chociaż wmawianie mi na siłę przez mainstream, kogo mam lubić i kochać, kto jest moim przyjacielem, a kto wrogiem, wydaje się żenujące, infantylne, głupie i wredne. Sam mam swój rozum i żaden pismak propagandzista nie musi mi niczego podpowiadać. Ale w kraju, w którym co dziesiąty Polak nie ma pracy, chyba powinniśmy się troszczyć najpierw o siebie?

A może prawko na Ukrainie?

Mam także wątpliwości odnośnie kwalifikacji kierowców pochodzących z kraju, w którym prawo jazdy (i wiele innych rzeczy) da się załatwić po prostu za kasę. A skąd to wiem? Poczytajcie sobie ogłoszenia na polskich portalach:

Wystarczy wpisać w przeglądarkę słowa "prawo jazdy we Lwowie" i natychmiast mamy kilkadziesiąt ofert. Przyszły kierowca musi najpierw pojechać do Lwowa. Tam zostaje tymczasowo zameldowany (fikcyjnie). Po miesiącu znowu przyjazd na jeden dzień, na egzamin. To jedynie formalność. Ogłoszeniodawca GWARANTUJE, że zdasz! W Polsce, na mocy konwencji wiedeńskiej, której sygnatariuszem jest także Ukraina, przetłumaczone prawo jazdy ze Lwowa lub Kijowa jest zamieniane na polskie za skromna opłatą kilkudziesięciu złotych. I już masz w kieszenie kategorie A, B, C, D, E... Co tylko chcesz.

Są jednak i takie oferty, które nie wymagają nawet wyjazdu na Ukrainę! Zapraszam do pasjonującej lektury ogłoszeń, od których na kilometr pachnie szwindlem (pisownia oryginalna):

Załatwiam na terenie Holandi legalne prawa jazdy z wpisem do rejestru w ukrainie. Czas załatwienia takiego dokumentu kat A, B, D C +E ok 4 do 6 tyg niejest konieczny wyjazd klienta z kraju wszystko załatwimy pocztą lub przez pośrednika ale preferujemy kilku dniowy wyjazd na Ukraine!!

Potrzebuje pilnie KAT. D  czy da rade to szybko załatwić  na Ukrainie bez wyjazdu i za ile? Kto mi podpowie jakiegoś sprawdzonego pośrednika?

Załatwię Prawo jazdy z Ukrainy. Tylko osoby zdecydowane. Jak wiemy prawo jazdy na Ukrainie można załatwić bez większego problemu i każdy to może zrobić który zna choć trochę język. Jak uzbieram Paru chętnych i wyjeżdżam i załatwiam te prawo jazdy bez wyjazdu osoby które o te prawo jazdy się stara. Ceny nie jest stała. Tylko zdecydowane osoby proszę pisać

Prawa jazdy na Ukrainie bez konieczności wyjazdu. Cena za kat. B - 2000 zł., każda następna kategoria +300 zł. Ilość ograniczona. Informacje po wymianie maili i rozmowie.

Skoro na Ukrainie prawo jazdy "to żaden problem" i "wszystko da się załatwić", to nasuwa się logiczne chyba pytanie: czy ci, którzy przyjeżdżają do Polski i wożą autobusami miejskimi ludzi po Warszawie, Lublinie, Katowicach też kupili sobie uprawnienia we Lwowie albo w Kijowie?

Gdzie jest prawo? Gdzie tu jest policja?

Dziwi mnie ogromnie, dlaczego cały ten proceder jest tolerowany przez polskie państwo? Przecież ci, którzy ogłaszają się w internecie, deklarują oficjalnie chęć pomocy w popełnieniu przestępstwa. I sami je popełniają. Prawo jazdy bez wyjazdu? Czyli bez egzaminu.

Dlaczego polskie urzędy w majestacie prawa wymieniają fałszywe lub nielegalnie uzyskane prawa jazdy na legalne polskie dokumenty?  Czy to jest oficjalna pralnia dokumentów? Dlaczego policja nie namierza autorów takich ogłoszeń i nie ściga ich?

Dlaczego nie wprowadzono wymogu, by obywatele spoza UE musieli bezwzględnie mieć polskie prawo jazdy, jeśli chcą pracować jako kierowcy?

A wszystko to oczywiście w końcowym etapie odbija się na bezpieczeństwie na drogach. W dodatku chodzi o kierowców, którzy wożą codziennie tysiące ludzi.  Popatrzcie też na coraz większą liczbę wypadków autobusów: a to kierowca utracił panowanie na pojazdem, bo bawił się komórką, a to zasnął...

Okazuje się, że żyjemy w państwie, w którym nie popłaca uczciwość, ale bezczelne cwaniactwo i omijanie prawa. I dlatego, jak ktoś mi mówi, że przecież Polacy też jeżdżą na Zachód i tam szukają pracy, to nie jest dla mnie żaden argument. Praca dla Polaków powinna być tu, na miejscu. Patologiczna sytuacja nie może usprawiedliwiać innej patologii. Dlaczego Niemcy czy Francuzi nie przyjeżdżają w poszukiwaniu pracy do Polski?

Jeśli już, to równe wymogi i równe prawa

Ja rozumiem, że na Ukrainie i w innych krajach jest jeszcze gorzej, niż w Polsce, że ludzie nie mają tam pracy i przyjeżdżają szukać jej nad Wisłą. Nie może być jednak tak, że są przez to preferowani i zyskują pracę kosztem polskich kierowców.

Jeżeli kierowca - cudzoziemiec, nie znający języka polskiego wozi buraki ciężarówką, to jeszcze pół biedy. Ale jeśli wozi ludzi autobusem komunikacji publicznej, to już inna sprawa. Jak ma wyglądać z jego strony pomoc udzielona pasażerowi, który zasłabł? Wezwanie pogotowia? Jak poradzi sobie z razie kolizji?

Jeżeli ktoś chce pracować w Polsce, to powinien spełniać wszystkie POLSKIE wymogi, te same, które obowiązują Polaka. I wtedy niech wygrywa najlepszy. Tymczasem jedynym kryterium jest zysk pracodawcy, a na Ukraińcu można zaoszczędzić sporo, bo zgodzi się na mniejsze zarobki albo będzie jeździł po 12 godzin na dobę.

Polacy bardzo lubią pomagać. I biednym dzieciom w Afryce, i ofiarom trzęsienia ziemi, i przybyszom z Ukrainy albo Syrii i komu tylko się da. To bardzo szlachetne, chociaż ciekawe, ile w tym pozorów i propagandy, a ile szczerych chęci.

Tyle tylko, że jeśli sam nie jestem bogaczem i mam do wyboru, czy dać jeść własnemu dziecku, czy komuś obcemu, to zawsze wybiorę swoje dziecko. I tak chyba zrobi każdy normalny, uczciwy, niezakłamany i nieotumaniony ojciec.  Ojczyzna jest podobno takim ojcem dla nas wszystkich. Nasza niestety postępuje często odwrotnie - swojemu dziecku zabierze i da obcemu.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy