Jak wyeliminować motocyklistów ryczących silnikami?

Motocykl to wspaniały pojazd, ale jak każde urządzenie - kiedy znajdzie się w rękach durnia - może być niebezpieczne lub niezwykle uciążliwe. Wraz z nastaniem wiosny coraz więcej pojawia się na naszych drogach motocykli, a jak wiadomo, inteligentnych inaczej mamy pod dostatkiem przez cały rok. Ta kumulacja sprawia, że w nocy słychać na miejskich i osiedlowych ulicach dzikie ryki jednośladów, których zakompleksieni właściciele podziurawili tłumiki wiertarką...

Oczywiście w Polsce obowiązują precyzyjnie określone normy hałasu, zawarte w Rozporządzeniu o warunkach technicznych pojazdów i zakresie ich niezbędnego wyposażenia. Motocykl o pojemności skokowej silnika powyżej 125 ccm może emitować hałas nie większy, niż 96 dB.

Podobnie, jak w przypadku wielu innych przepisów prawa, motocykliści mają i ten głęboko... gdzieś tam umieszczony.  Polskie prawo znów jest czystą fikcją. Co gorsza, w internecie można znaleźć mnóstwo porad, jak "podrasować" tłumik, a wszystko po to, by robić jak najwięcej hałasu.

Reklama

Ryczenie w nocy

To prawdziwa plaga w dużych miastach. Mniej więcej od godziny 23 do 2-3 nad ranem można usłyszeć durniów, nie mających nic wspólnego z prawdziwymi motocyklistami, którzy mkną swoimi, po wiejsku tuningowanymi, rupieciami, rozkręcając przepustnicę do końca i budząc ludzi pragnących snu i odpoczynku.

Istnieją dwie możliwości. Pierwsza:  taki osobnik jest na tyle bezmyślny, egoistyczny, iż w ogóle nie zastanawia się nad tym, że komuś to przeszkadza, że budzi wystraszone dzieci, ludzi starszych przyprawia o bezsenność, a młodsi chwytając wówczas za noże i siekiery chętnie pokroiliby go na kawałki.

Druga: jest to niedowartościowany sadysta - chuligan, który znajduje przyjemność w tym, że dokucza bliźnim. Robi więc to celowo, z premedytacją. Tak czy inaczej, jest to osobnik szkodliwy, którego należy z naszych dróg i ulic wyeliminować.

Ryczenie w ciągu dnia

Tu z kolei możemy spotkać się z ryczeniem, które rzekomo ma na celu poprawę bezpieczeństwa na drogach. Wyznawcy tej teorii twierdzą, iż głośny motocykl jest lepiej słyszalny dla kierowców i pieszych, a więc zmniejsza się niby ryzyko wypadku.

Gdyby hołdować tej  tezie, należałoby na tramwajach, autobusach i ciężarówkach montować syreny okrętowe. A w ogóle gdyby każdy pojazd ryczał jak silnik odrzutowy, to też byłby lepiej słyszalny, a więc podobno poprawiłoby się znacznie bezpieczeństwo.

Tyle tylko, że piesi i mieszkańcy okolicznych domów musieliby chodzić ze słuchawkami dźwiękochłonnymi na uszach. W rzeczywistości chodzi wam o to, aby przeciskając się waszym moto rozganiać tzw. puszki (czyli samochody) i straszyć pieszych.

Sam widziałem, jak jakiś motocyklowy idiota ryknął silnikiem swojej tandetnej przerobionej sokowirówki tuż za plecami starszej kobiety, przechodzącej po przejściu. Zapaliło się już dla niego światło zielone, ale staruszka jeszcze opuszczała przejście. Aby ją ponaglić, ten dureń wywołał nagle taki hałas, iż kobieta o mało nie zasłabła i z trudem łapała oddech.  Jak mogło się to skończyć dla jej życia czy zdrowia? Czy taki baran chciałby, żeby ktoś tak potraktował jego matkę?

Ryczenie w korku

To kolejny przykład  głupoty i chamstwa niektórych, podkreślam, niektórych motocyklistów. Przeciska się taki  pomiędzy samochodami w korku i jeśli ktoś go nie dostrzeże w lusterku i nie usunie się na bok, potrafi ryknąć swoimi decybelami tuż za samochodem, strasząc kierowcę.

Widziałem również i taki przykład na własne oczy.  Taki baran, notabene jadący w szortach na swoim moto, zbliżył się do stojącego w korku auta i ryknął silnikiem. Kierowca miał opuszczoną szybę, efekt musiał być więc piorunujący. Prowadzący samochód skręcił gwałtownie i o mało nie doszło do kolizji z pojazdem jadącym sąsiednim pasem.

Wbijcie sobie do waszych głów, że kierowca NIE MA OBOWIĄZKU usuwać się wam z drogi. Jest to tylko jego dobra wola i  uprzejmość. Jeśli jednak tego nie uczyni, to straszenie go rykiem silnika jest czystym chamstwem. Powinniście zostać więc szybko eliminowani z dróg za takie wybryki.

Czy Policja musi być bezradna? Pierwszy sposób eliminacji z dróg

Wielu czytelników sygnalizuje, że zgłoszenia dotyczące ryczenia silnikami przez pozbawionych rozumu motocyklistów są często przez policjantów lekceważone. Niektórzy funkcjonariusze twierdzą wręcz otwarcie, że złapanie takiego pirata jest bardzo trudne. Może to i prawda, zwłaszcza jeśli czyni się to oznakowanym radiowozem.  Nawet dureń ma jeszcze tyle roztropności, że zazwyczaj nie będzie ryczał sinikiem tam, gdzie dostrzeże policjantów.

Jest jednak przecież o wiele prostszy sposób. Wystarczy kontrolować wyrywkowo wszystkie motocykle i robić próbę głośności. Decybelomierz można zainstalować sobie nawet na smartfonie. Zatrzymujemy delikwenta, rozkręcamy gaz i patrzymy, jaki maszyna powoduje hałas. Jeśli jest ewidentnie zbyt głośna, czyli przerobiona,  policjant wcale nie zatrzymuje dowodu rejestracyjnego. Po prostu motocykl zostaje od razu skonfiskowany i przeznaczony do huty.

Przerobiłeś sobie tłumik, zrobiłeś przeloty, by ryczeć i straszyć innych? No to pożegnasz się ze swoim sprzęcikiem raz na zawsze i definitywnie. Oto pierwszy sposób eliminacji  motocyklowych szkodników.

Drugi sposób eliminacji

Różni psycholodzy i inni tego typu kreatorzy tzw. poprawnych wzorców twierdzą, że nie wolno tylko karać, że ludzi należy przede wszystkim wychować. Skoro tak, to ok. Proponuję drugi sposób na ryczących motocyklistów. Bardziej wychowawczy. Wyłapujemy ich kilku i zapraszamy na obowiązkowy kurs reedukacyjny, by wytłumaczyć im empirycznie, jak szkodliwy jest hałas.

Motocyklowi durnie siadają więc w wygodnych fotelach, przed którymi umieszczony jest silnik odrzutowy na hamowni czyli specjalnym fundamencie, na którym przeprowadza się jego próby. Delikwenci  zapinani są pasami, aby ich za wcześnie nie zdmuchnęło.

Lubicie hałas, prawda? No to teraz zaznacie prawdziwej rozkoszy! Godzinny seans dla koneserów, pomruk dwóch tysięcy koni mechanicznych, czyli 140 decybeli przez 60 minut. Tego nie da żaden, nawet najlepiej przerobiony tłumik w waszym moto.

Oczywiście za taki kurs trzeba słono zapłacić, bo paliwo lotnicze też kosztuje. Prawdopodobnie większości z was popękają w uszach bębenki, ale przecież jesteście miłośnikami ryku silników. Zobaczycie więc, jakie to miłe dla innych. Zapamiętacie tę rozkosz na całe życie...

Trzeba z tym walczyć

Wiem oczywiście, że żaden z tych sposobów nie doczeka się realizacji. W tym zakłamanym świecie dba się przecież rzekomo o prawa człowieka, a tak naprawdę o prawa szkodnika, przestępcy, drogowego pirata czy wręcz bandyty. On może nam ryczeć nad głową, ale my nie możemy zrewanżować mu się  tym samym, bo to byłoby niehumanitarne. Bandyta może nas zaatakować nożem, ale jeśli my w obronie własnej go poranimy, to będziemy za to odpowiadać. Paranoja.

Mam przynajmniej  nadzieję, że Policja rozpocznie regularne kontrole motocykli w związku z rozpoczętym już nowym sezonem dla jednośladów. Zabierać trzeba dowody rejestracyjne, nękać durniów, bo hałas jest niezwykle szkodliwy, a może być także niebezpieczny. Droga to nie dżungla. Im więcej będzie takich kontroli, tym mniej dzikiego ryku na ulicach. Policja nie może być bezradna wobec motocyklistów.

Dacie sobie radę z ortografią?

Wiem, jakie będą pod tym moim tekstem komentarze. Uprzedzam jednak, że wszelkie próby obrażenia mnie są z góry skazane na niepowodzenie. Będę miał natomiast niezły ubaw, czytając wasze pełne jadu obelgi, zwłaszcza jeśli nie dacie sobie rady z ortografią. A to przecież coraz powszechniejsze. Prostak umie tylko bluzgać, na merytoryczne argumenty już go nie stać. To za trudne.

A może jednak warto zastanowić się na sobą? Lubisz pomruk silnika motocykla, to pojedź na najbliższą autostradę. Tam możesz sobie trochę poryczeć i nawet zamknąć szafę. Nie przeszkadzaj jednak innym, nie zmuszaj ludzi do słuchania tego, co bawi tylko ciebie. 

A w ogóle to pamiętajcie, szanowni prawdziwi motocykliści, że ci durnie ryczący silnikami w miastach wystawiają wam wszystkim fatalną opinię i wspaniale zjednują wam wrogów. Czy nie warto się od nich odciąć i dać dobry przykład?

Polski kierowca

Autor jest ekspertem  d/s  bezpieczeństwa ruchu drogowego

Od redakcji. Tekst ten, który opublikowaliśmy w ubiegły piątek wyłącznie w sekcji poświęconej jednośladom, zbulwersował środowisko motocyklistów. Jeden z nich, notabene nasz stały współpracownik, przysłał nam  polemikę będącą protestem przeciwko poglądom "Polskiego kierowcy". Oto ona:

(...) Powyższy tekst "eksperta" powala  swoim hejtem i skłonił mnie do napisania odpowiedzi. Bo jeśli ktoś szczyci się takim tytułem i w swoich refleksjach nazywa innych użytkowników dróg baranami, idiotami, inteligentnymi inaczej i nawołuje do ich wyeliminowania itd., to ja sobie wypraszam.

Jestem czynnym kierowcą od 14 lat, motocyklistą od lat 6 i drogi ekspercie, warto być bardziej powściągliwym, bo zamiast obrazu eksperta ukazuje się wizja stetryczałego pana, któremu na stare lata hałas przeszkadza. Służę pożądanymi w każdej dyskusji argumentami:

Kliknij na następną stronę.

Po pierwsze - nie jestem piratem. Nikogo nie morduję, nikomu niczego nie kradnę, a to charakteryzuje piractwo. Morskie czy komputerowe. Jeśli nawet przekroczę prędkość i zatrzyma mnie Policja, otrzymam mandat i należne mi punkty karne. Od tego jest taryfikator. Teraz zaś dowiaduję się, że jestem piratem drogowym albo bandytą, bo mam "głośny" wydech. Przypominam przy okazji, że mam aktualne badanie techniczne, którego nikt mi po znajomości nie przystemplował.

Nie jestem też szkodnikiem, bo nikomu nie szkodzę. Szkodnikiem jest np. kierowca ciągnika siodłowego z załadowaną naczepą, jadący po osiedlowej drodze, bo powstają koleiny. Czyli droga jest z czasem uszkodzona.

Po drugie - tu pojawia się słowo homologacja - decybelomierz ze smartfona nie posiada takowej, a większość zainstalowanych w jednośladach układów wydechowych owszem i przeszła okresowe badania techniczne. Koniec i kropka.

Po trzecie - stawianie w jednej linii motocyklisty odkręcającego nieraz rolkę gazu w dzień w korku z bandytą atakującym nożem zalatuje "beretem z antenką". Rolkę nieraz trzeba odkręcić choćby po to, by stojący w korku kierowca przestał pisać smsa i ruszył swoją puszką do przodu. Trąbić przecież w mieście nie wolno. Skoro prowadząc samochód i rozmowę przez telefon równocześnie nie widzicie nas, usłyszcie chociaż.

Po czwarte - te tuningowane rupiecie, jak je nazywa autor, najczęściej są nowsze i droższe od przeciętnego samochodu jadącego tą samą drogą, więc ciężko je zdefiniować jako takowe. Nie wiem też skąd taka wiedza, ale nikt w dzisiejszych czasach nie wierci dziur w wydechu, bo pogarszają się osiągi. Rzeczony DB killer też nie służy do zwiększania hałasu, a do jego zmniejszenia.

Po piąte - hałas to nieodzowny element miast i jego ulic. Silniki spalinowe hałasują. Frustracja na hałas i chęć mieszkania w mieście kolidują ze sobą. Można albo wynieść się do lasu, albo przestać wylewać żale obwiniając motocyklistów o całe zło. Można też forsować dotacje na ciche pojazdy hybrydowe bądź elektryczne, albo przesiąść się na rower.

Po szóste - co wspólnego z bezpieczeństwem ma "zamykanie szafy", nawet na autostradzie? Motocykl sportowy zamyka szafę jadąc blisko 300 km/h. To 80 m/s. "Dzwon" przy takiej prędkości to większe zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego niż stłuczka w korku, bo ktoś skupiony na zmianie statusu "na fejsie" wystraszył się hałasu motocykla.

Pozdrawiam,

Użytkownik polskich dróg

Czekamy na wasze opinie na poruszony powyżej temat. Jeżeli macie  nne zdanie niż "Polski  kierowca"  lub  "Użytkownik polskich dróg"  chętnie opublikujemy polemikę.  Nasz adres:  motoryzacja@firma.interia.pl.

Jedną z takich, nadesłanych do nas polemik, znajdziecie TUTAJ, a drugą TUTAJ.

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy