Złodzieje nie ruszają aut osobiście. Teraz zatrudniają "pracowników" zdalnie
Złodzieje samochodów nie ryzykują już bezpośredniego udziału w przestępstwie. Zamiast tego zlecają "brudną robotę" niczego nieświadomym osobom, które wierzą, że dostały dobrze płatną pracę. Warszawska policja rozpracowała ten schemat – teraz ostrzega, jak działa nowy model przestępczy i kto w nim traci najwięcej.

Spis treści:
Złodzieje oferują fikcyjną pracę - 9 tys. zł miesięcznie
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda legalnie. Złodzieje podszywają się pod istniejące firmy motoryzacyjne i wystawiają ogłoszenia o pracę. Szukają kierowców, przedstawicieli handlowych czy pracowników do obsługi aut. Wszystko odbywa się online - kontakt wyłącznie przez aplikacje, żadnych spotkań twarzą w twarz.
Obiecują 9 tys. zł pensji, niskie wymagania i szybkie rozpoczęcie pracy. Brzmi kusząco? Dla wielu tak. Problem w tym, że nowi "pracownicy" nie wiedzą, że pomagają w kradzieży luksusowych aut z wypożyczalni, które później trafiają do sprzedaży - często za granicę albo w atrakcyjnych cenach na portalach aukcyjnych.
Zobacz również:
- Nowy rodzaj oszustwa w Polsce. "Na samochód". Na czym polega?
- Kradną "na kartkę". Nowa metoda złodziei samochodów
- Nieboszczyk kupił 14 aut. Cud, czy bezczelne oszustwo?
- Kradzież "na wózek". Złodzieje chwytają się już wszystkiego
- Stary sposób z PRL znów działa. Obecni złodzieje nie wiedzą co z nim zrobić
Kradzież zdalnie sterowana - złodzieje nie pokazują twarzy
Policjanci z Wydziału do walki z przestępczością samochodową KSP szybko rozgryźli schemat działania grupy. Zatrzymali trzy osoby i odzyskali skradzione pojazdy, ale ostrzegają - takich metod będzie więcej.
Złodzieje działają zdalnie. Nie pojawiają się nigdzie osobiście, wszystko prowadzą zza ekranu. Tworzą fałszywe ogłoszenia, zlecają konkretne zadania - np. odebranie auta, zawiezienie go do konkretnego miejsca - i płacą za to, jakby to była legalna praca. Pracownik wykonuje zlecenie, nie mając pojęcia, że właśnie pomógł ukraść samochód.
Złodzieje zarabiają, a kupujący tracą wszystko
Największymi ofiarami tej metody są jednak nie "pracownicy", tylko końcowi nabywcy aut. Kupują samochody, które wydają się atrakcyjne cenowo, nie mają świadomości, że to pojazdy pochodzące z kradzieży. Gdy policja namierzy takie auto, zostaje ono zabezpieczone jako dowód w sprawie, a kupujący zostaje z niczym.
Pieniędzy nie da się odzyskać, bo złodzieje znikają bez śladu. Nabywca nie może też liczyć na zwrot kosztów - transakcja jest traktowana jako zakup rzeczy pochodzącej z przestępstwa. A wystarczyłaby większa ostrożność - sprawdzenie historii pojazdu, rozmowa z właścicielem, analiza dokumentów. To wszystko mogłoby wzbudzić podejrzenia.
Złodzieje samochodów zmieniają metody. Są coraz bardziej przebiegli
Ta nowa metoda kradzieży aut to przykład, jak sprytni stają się przestępcy - i jak łatwo można paść ich ofiarą. Szczególnie dziś, gdy praca zdalna i komunikacja online są czymś zupełnie normalnym.
Dlatego policja apeluje: uważaj na zbyt dobre oferty pracy. Jeśli ogłoszenie wygląda podejrzanie dobrze - wysokie zarobki, brak kwalifikacji, szybki start - to powinien zapalić się czerwony alarm. Nie podpisuj niczego bez sprawdzenia firmy. I nie bierz samochodu na przejażdżkę, jeśli nie wiesz, skąd się wziął.