Wypadek Sebastiana M. na autostradzie A1. Koniec śledztwa ws. policjantów
Sebastian M. który doprowadził do tragicznego wypadku na autostradzie A1, mieszka sobie spokojnie w Dubaju. Tymczasem w Polsce toczyło się śledztwo, które miało wyjaśnić, jak to się stało, że kierowcy BMW M850i, pozwolono uciec z Polski.
Prokuratura sprawdzała, czy policjanci, którzy po wypadku nie zatrzymali kierowcy BMW, dopełnili swoich obowiązków służbowych. Ostatecznie, Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie dopatrzyła się uchybień i umorzyła śledztwo.
Jak wyjaśnił TVN prokurator Piotr Antoni Skiba, rzecznik warszawskiej prokuratury, sprawa dotyczyła przestępstwa polegającego na niedopełnieniu obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy z Komendy Miejskiej Policji w Piotrkowie Trybunalskim w celu uzyskania korzyści osobistej polegającej na uniknięciu odpowiedzialności karnej przez sprawcę wypadku drogowego, utrudniając przez nieprawidłowe wykonywanie czynności dotyczących ustalenia sprawcy wypadku oraz jego przebiegu, co miało wpływ na ukierunkowanie postępowania karnego w sprawie jednocześnie działając na szkodę interesu publicznego i prywatnego. Stwierdzono, że nie doszło do wypełnienia znamion czynu zabronionego.
Prokurator badał m.in. zachowanie obecnych na miejscu policjantów, dlaczego nie zatrzymano Sebastiana M, czy były ku temu podstawy, ale też wątek ewentualnych koneksji rodzinnych lub towarzyskich między kierowcą i pasażerami BMW oraz policjantami zaangażowanymi w sprawę. Nie stwierdzono powiązań.
Rzecznik poinformował również, że po wypadku zatrzymano kierowcy BMW dowód rejestracyjny i prawo jazdy, jednak podstawy do zatrzymanie jego samego pojawiły się dopiero po 20 dniach od wypadku, gdy biegli przedstawili rekonstrukcję zdarzenia.
Decyzja o umorzeniu śledztwa jest nieprawomocna. Pełnomocnik rodzin ofiar wypadku zapowiedział już, że będzie wnosił do sądu zażalenie.
Wypadek, do którego doszło 16 września 2023 roku na autostradzie A1 w Sierosławiu odbił się echem na całą Polskę i wywołał masę kontrowersji. Prowadzone przez Sebastiana M. BMW M850i, jadące z szybkością 250 km/h, uderzyło w poruszającą się w tym samym kierunku Kię. Koreański pojazd uderzył w barierki energochłonne i stanął w płomieniach. W wyniku zdarzenia życie straciły wszystkie osoby jadące Kią - małżeństwo i ich pięcioletnie dziecko. Ich zwęglone ciała znaleziono we wraku.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że przed wypadkiem BMW poruszało się z prędkością przekraczającą 300 km/h. Przed uderzeniem w Kię kierujący miał rozpocząć awaryjne hamowanie, ale zdołał zwolnić jedynie do 250 km/h. Po wypadku pochodzący z majętnej rodziny z Łodzi mężczyzna nie został zatrzymany.
Kontrowersje wywołało to, że informując o wypadku w komunikacie z 18 września policja podawała, że kierowca Kii stracił kontrolę nad pojazdem z nieustalonych przyczyn i uderzył w bariery, nie łącząc z tym zdarzeniem stojącego niedaleko, zniszczonego BMW.
Dopiero zaangażowanie mediów i internautów w sprawę przyczyniło się do ujawnienia danych właściciela niemieckiego auta oraz tożsamości osoby, która je prowadziła. W sieci pojawiło się też nagranie, które pokazywało moment zderzenia BMW z Kią. Dopiero wtedy policja przyznała, że w wypadku uczestniczyło również BMW.
Było już jednak za późno. Szybko okazało się, że Sebastiana M. nie ma już w Polsce. Został zatrzymany dopiero w listopadzie, na lotnisku Dubaju. Początkowo trafił do tamtejszego aresztu, ale po dwóch miesiącach aresztowania i wpłaceniu kaucji został zwolniony. Mężczyźnie zatrzymano również niemiecki paszport, na podstawie którego wyjechał z Europy i zakazano opuszczania Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Równocześnie trwa postępowanie ekstradycyjne i wciąż nie wiadomo kiedy się zakończy. W sprawie interweniował m.in. minister sprawiedliwości Adam Bodnar, który rozmawiał z ambasadorem ZEA.
Za spowodowanie śmiertelnego wypadku Sebastianowi M. grozi do 8 lat więzienia.