Trump zmienia zdanie ws. ceł. Auta "Made in USA" z ulgami
Jeszcze miesiąc temu Donald Trump forsował 25-proc. cła na samochody i części, twierdząc, że to ochrona amerykańskiego przemysłu. Teraz – po fali krytyki i ostrzeżeniach ze strony koncernów – zmienia decyzję.

Spis treści:
Decyzja administracji Trumpa o nałożeniu ceł na importowane samochody i części wstrząsnęła branżą motoryzacyjną. Choć pierwotnie amerykański prezydent zapowiadał twarde podejście, w wyniku rosnącej presji ze strony producentów, Trump postanowił złagodzić kurs. Minister handlu, Howard Lutnick, ogłosił, że prezydent podpisał rozporządzenie, które zmieni zasady obowiązujących ceł.
Trump zmienia decyzję: zwolnienia z ceł dla "amerykańskich" aut
Nowe przepisy mają wprowadzić zwolnienie z ceł dla pojazdów montowanych w USA, pod warunkiem że przynajmniej 85 proc. części pochodzi z krajowego rynku. Do tej pory auta produkowane w Stanach Zjednoczonych były obciążone cłem, jeśli zawierały komponenty sprowadzane z zagranicy. Teraz, dzięki nowym regulacjom, tylko samochody zdominowane przez amerykańskie części będą traktowane ulgowo.
Decyzja ta jest reakcją na apel producentów, którzy domagali się ulg, twierdząc, że wysokie cła podniosłyby koszty produkcji, a w dłuższym czasie mogłyby zagrozić miejscom pracy w amerykańskich zakładach. Producenci, tacy jak Ford czy GM, wielokrotnie podkreślali, że zmiana przepisów ma na celu przyciągnięcie inwestycji do USA i skrócenie łańcuchów dostaw. Celem jest ograniczenie zależności od dostawców z innych kontynentów.
Zwroty i ulgi dla producentów
Zmiany przewidują również 15-procentowy zwrot kosztów dla producentów, którzy importują części objęte dodatkowymi opłatami celnymi. Zwrot ma na celu złagodzenie skutków podwyżek cen spowodowanych nowymi taryfami. Poza tym producenci zostaną zwolnieni z płacenia innych ceł, w tym m.in. na stal i aluminium, co daje im przestrzeń do dalszej optymalizacji kosztów.
Choć te ulgi dotyczą tylko amerykańskich producentów, ich wpływ będzie miał znaczenie dla globalnego łańcucha dostaw, w tym także dla europejskich firm motoryzacyjnych, które zmuszone będą dostosować się do nowej rzeczywistości.
Reakcje koncernów i obawy o koszty
Zanim zapadła decyzja o złagodzeniu ceł, branża motoryzacyjna wyrażała głośne obawy. Na początku tego roku koncern Stellantis ogłosił, że zwolni 900 pracowników w Michigan, w tym w zakładach w Warren, w pobliżu Detroit - centrum amerykańskiej motoryzacji. Warto zaznaczyć, że podobne kroki rozważały inne firmy, takie jak Tesla, która już teraz zaczęła wycofywać swoje prognozy finansowe na 2025 rok, wskazując na wpływ nowych ceł na koszty operacyjne.
Tymczasem, jak podkreślił minister Lutnick, decyzja o złagodzeniu ceł miała na celu ochronę amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego przed nadmiernymi kosztami. Choć 25-procentowe cła na importowane części wejdą w życie zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, nowa regulacja zapewnia ulgę w postaci zwrotów i zwolnień dla firm, które produkowałyby samochody w USA.

Polska w trudnej sytuacji
Zmiany w amerykańskim systemie celnym mogą mieć poważne konsekwencje dla polskiego przemysłu motoryzacyjnego. Polska jest jednym z największych europejskich eksporterów części i komponentów samochodowych do USA, a wprowadzenie wyższych ceł na części samochodowe, które zaczną obowiązywać 3 maja, może wpłynąć na konkurencyjność polskich producentów. Obecna sytuacja sprawia, że firmy muszą dostosować swoje strategie produkcji i dystrybucji, aby uniknąć wyższych kosztów.
Polityczne znaczenie decyzji Trumpa ws. ceł
Zmiany w systemie celnym zostały ogłoszone tuż przed wizytą Trumpa w Michigan. Prezydent wystąpił w Warren, na przedmieściach Detroit, gdzie motoryzacja odgrywa kluczową rolę zarówno w gospodarce, jak i w politycznych preferencjach wyborców. Jak zauważają analitycy, decyzja ta jest także częścią strategii prezydenta Trumpa mającej na celu pozyskanie głosów wyborców w stanie Michigan, który jest jednym z kluczowych punktów na mapie wyborczej USA.
Dzięki ogłoszonym ulgach Trump stara się przekonać do siebie wyborców związanych z przemysłem motoryzacyjnym, podkreślając, że to on, jako prezydent, dba o amerykańskie miejsca pracy. Takie posunięcie może pomóc w utrzymaniu poparcia wśród pracowników branży, a także wśród ich rodzin i społeczności lokalnych.