Europejscy producenci samochodów zapłacą haracz Tesli. I to w majestacie prawa

Donald Trump wprowadza 25-procentowe cła na samochody wyprodukowane w Unii Europejskiej, tymczasem amerykańska Tesla dzięki europejskim przepisom zarabia miliardy za nic. Jak to możliwe?

Na każdym sprzedanym w Europie samochodzie Tesla zarabia podwójnie. Ale na niesprzedanym - traci podwójnie
Na każdym sprzedanym w Europie samochodzie Tesla zarabia podwójnie. Ale na niesprzedanym - traci podwójnieArtur WidakAFP

Donald Trump ogłosił, że od 3 kwietnia wszystkie samochody wyprodukowane poza USA będą objęte cłem w wysokości 25 procent. W znaczny sposób uderzy to również w europejskich producentów samochodów. Tymczasem w Unii Europejskiej wciąż obowiązują przepisy, dzięki którym Tesla w ciągu roku może zarobić miliard dolarów za nic!

Normy emisji spalin są zbyt radykalne

Donald Trump eskaluje wojnę handlową, a Unia Europejska trwa, przy tak ostrych przepisach dotyczących emisji spalin, że nie da się ich spełnić bez sprzedawania samochodów elektrycznych.

Zaostrzone przepisy weszły w życie 1 stycznia i określiły średnią emisją z samochodów na 93,6 g CO2 na km. To poziom, którego nie spełniają nawet samochody hybrydowe. W efekcie producenci są w stanie uniknąć kar za przekroczenie limitu, dopiero wtedy gdy między 20 a 25 proc. sprzedaży będą stanowiły samochody elektryczne, o emisji zerowej. Problem jest jednak jeden - obecnie sprzedaż aut bateryjnych w Unii Europejskiej stanowi 14, a nie 25 procent.

Kary za przekroczenie norm emisji są horrendalne. Ale można je ominąć

Kary są horrendalne - wynoszą 95 euro za każdy 1 g CO2 ponad normę i wartość tę trzeba pomnożyć przez liczbę sprzedanych samochodów. Szacuje się, że sam Volkswagen za 2025 rok zapłaci nawet 1,5 mld euro kary.

Producenci znaleźli więc sposób na to by, kar nie płacić. Jest legalny i również kosztowny, ale znacznie tańszy. Firmy łączą się w tzw. grupy emisyjne, dzięki czemu emisja spalin samochodów produkowanych przez zrzeszone koncerny jest liczona wspólnie. W ten sposób producenci, który produkują dużo samochodów elektrycznych i mają "nadwyżkę" emisji, mogą ją udostępnić innym producentom. Oczywiście - nie za darmo.

Mercedes daje zarobić Chińczykom

Przykładowo Mercedes łączy się z markami należącymi do chińskiego koncernu Geely, czyli realizującym z nadwyżką wymogi sprzedaży aut elektrycznych Volvo i siostrzaną dla Volvo, a oferującą wyłącznie auta elektryczne marką Polestar. W grupie jest jeszcze Smart, który również sprzedaje wyłącznie auta bateryjne, a jest spółką joint-venture Mercedesa i Geely. Analitycy spodziewają się, że Chińczycy dzięki tej umowie zarobią 300 mln euro.

Tesla może zarobić 1 mld euro na prawach do emisji spalin

Jednak największym beneficjentem grup będzie Tesla, która może zarobić na sprzedaży praw emisyjnych nawet miliard euro. Ponieważ firma ta oferuje tylko samochody elektryczne, to ma duże nadwyżki praw emisyjnych. W efekcie do jej grupy dołączyły Stellantis, Ford, Toyota, Mazda, Subaru, a ostatnio - Honda i Suzuki.

Szacuje się, że sprzedaż jednego auta elektrycznego pozwala zrównoważyć sprzedaż od trzech do czterech samochodów z silnikami spalinowymi. By Tesla mogła wywiązać się z umowy, będzie musiała utrzymywać sprzedaż w Europie na wysokim poziomie i to może być największym wyzwaniem dla amerykańskiego koncernu.

 W Ameryce nie ustają protesty przeciwko działaniom Elona Muska, a dzięki europejskim przepisom Tesla może dostać za nic miliard euroJacek BoczarskiAFP

Polityczne zaangażowanie Elona Muska i rosnąca konkurencja spowodowały, że w tym roku (w styczniu i lutym) sprzedaż Tesli w Europie jest o 44 proc. niższa niż była w zeszłym roku. A jeśli sprzedaż będzie zbyt niska, to Tesla nie zdoła zrekompensować nadwyżek emisyjnych innych producentów i nie dostanie pieniędzy.

Unia Europejska luzuje przepisy czy odkłada wyrok?

Wobec ostatnich zawirowań na rynkach motoryzacyjnych (chińska ekspansja, amerykańskie cła) firmy motoryzacyjne apelowały do Unii Europejskiej o rezygnację z zaostrzania przepisów o emisji spalin. Niestety, decyzja była negatywna. Unia zdecydowała się tylko na niewielkie poluzowanie przepisów - producenci wciąż mają osiągnąć poziom 93,6 g CO2 na km, ale będą na to mieć trzy lata.

To oznacza, że nie będą rozliczani już za 2025 rok i nie zapłacą kar za przekroczenie emisji w 2025 roku, bo pod uwagę będą brane również lata 2026 i 2027. Jeśli wówczas emisja spadnie poniżej progu to będzie równoważyć przekroczenia z obecnego roku.

Mimo tej decyzji grupy emisyjne wcale się nie rozwiązały. To oznacza, że producenci samochodów wątpią, czy trzyletni okres rozliczeniowy pozwoli im uniknąć kar.

Tak czy inaczej europejski pęd do obniżania emisji sprawia, że samochody drożeją, więc Europejczycy zmuszeni są do ponoszenia większych kosztów. Co gorsza jednak, na europejskich przepisach zarabiają producenci z krajów, które trudno traktować, jako przyjazne Europie, a więc Stanów Zjednoczonych i Chin.

Motoryzacja jest niezwykle ważną gałęzią europejskiego przemysłu, dając pracę milionom ludzi. Zmuszanie producentów samochodów to płacenia bezpośrednim konkurentom nie jest najlepszym pomysłem na wzmacnianie ich pozycji w tym trudnym czasie.

Chińskie samochody podbijają polski rynekWydarzenia24Wydarzenia 24