Polska potęgą motoryzacji. Dlaczego się nie udało?

Skoda weszła pod skrzydła Volkswagena, Dacia dogadała się z Renault, a w Polsce wciąż liczyliśmy na cud. Fabryki działały, samochody powstawały, ale czegoś jednak zabrakło. Czy mogliśmy powtórzyć sukces naszych sąsiadów? A może Polska nigdy nie miała na to szans?

Fiat 125p czy Syrena to dziś zabytki, które przypominają o trudnych losach polskiej motoryzacji
Fiat 125p czy Syrena to dziś zabytki, które przypominają o trudnych losach polskiej motoryzacjiJan GraczyńskiEast News

Na myśl o motoryzacji w Polsce zawsze pojawia się nuta nostalgii. Syrena, Maluch, Polonez – to nazwy, które rozgrzewają serca miłośników motoryzacji w kraju nad Wisłą. W czasach PRL-u byliśmy dumni z naszych fabryk, z których samochody wypływały strumieniami. Czy jednak moglibyśmy dziś, podobnie jak Czesi ze Skodą czy Rumuni z Dacią, cieszyć się globalną marką motoryzacyjną? Dlaczego polska motoryzacja nie przebiła się na światowe salony?

Polonez - nasza duma narodowa nie doczekała się współczesnego spadkobiercyARKADIUSZ ZIOLEKEast News

Licencje – fundament, który stał się kulą u nogi

Polska motoryzacja startowała w trudnych warunkach. Po II wojnie światowej budowa przemysłu była możliwa tylko dzięki licencjom – najpierw od ZSRR (Warszawa jako kopia Pobiedy), a potem od Fiata (125p i 126p). Maluch stał się symbolem motoryzacyjnej Polski, ale ile w nim było polskości? Licencje oznaczały zależność technologiczno-finansową, a w dłuższej perspektywie – brak samodzielności. W tym samym czasie Skoda pracowała nad Favoritką, modelem, który otworzył jej drogę do współpracy z Volkswagenem.

A my? Próbowaliśmy. Powstały takie perełki jak Beskid – aerodynamiczny cud na czterech kołach – i Wars, który mógł konkurować z Renault 5 czy Volkswagenem Golfem. Jednak te projekty ugrzęzły na etapie prototypów. Dlaczego? Brak pieniędzy, zaplecza technicznego i, przede wszystkim, politycznej wizji.

FSO Wars był jedną z kilku szans polskiej motoryzacji na globalny sukcesINTERIA.PL

Polityczne rafy, na których rozbijały się marzenia

Polska motoryzacja to historia błędów, które mogłyby posłużyć jako scenariusz thrillera polityczno-gospodarczego. Najlepszym przykładem jest fiasko umowy z Fiatem na produkcję modelu Uno. Podpisano ją, a następnie zerwano… tego samego dnia. Wars? Odrzucony, bo „za drogi”. Władza, zamiast wspierać nowoczesne rozwiązania, tonęła w chaosie decyzyjnym.

Do tego dochodzą związki zawodowe. W negocjacjach z inwestorami stawiały warunki, których nikt nie mógł spełnić – gwarancje zatrudnienia na lata, brak redukcji przywilejów socjalnych. To odstraszyło takich gigantów jak GM czy Rover.

Gdyby sprawy potoczyły się inaczej i FSO dogadało się z Roverem, być może dziś to my produkowalibyśmy MG HSPaweł RygasINTERIA.PL

Prywatyzacja – szansa zmarnowana

Lata 90. to czas prywatyzacji i otwierania się na zachodnie koncerny. Czesi oddali Skodę w ręce Volkswagena, Rumuni – Dacię Renault. W obu przypadkach decyzje te były kluczowe dla rozwoju przemysłu. Polska postawiła na Daewoo, koreańską firmę, która w 2000 roku ogłosiła bankructwo, zostawiając FSO z gigantycznymi długami. Zamiast stabilnego partnera z doświadczeniem, wybrano koncern, który zupełnie nie potrafił wywiązać się z obietnic.

FSO miało jeszcze szansę na odbicie. Rozmawiano z Roverem, Nissanem, a nawet chińskim Chery, ale żaden z tych partnerów nie zdecydował się na pełne przejęcie fabryki. Dlaczego? Brak atrakcyjnego modelu w ofercie, niejasna polityka i niekończące się problemy finansowe.

Po klęsce polskiego oddziału Daewoo trwały dyskusje z Chery Automobile – firmą, która wyrosła na giganta i dziś sprzedaje u nas auta marek Omoda i Jaecoo, a niebawem również Chery TiggoOmodamateriały prasowe

Do tego otwarcie rynku na import samochodów używanych z zagranicy sprawił, że ludzie zmęczeni bylejakością aut z FSO i FSM zamiast myśleć o krajowych produktach, próbowali raczej zdobyć wymarzone auta z Zachodu – takie, do których w poprzednim systemie dostęp mieli tylko wybrani.

Jak to zrobili inni?

Czesi, Rumuni, Rosjanie – każdy z tych krajów znalazł sposób, by przetrwać transformację ustrojową. Skoda miała nowoczesnego Favorita i zaplecze badawcze, co uczyniło ją atrakcyjnym partnerem dla Volkswagena. Dacia, choć bazowała na Renault 12, zmodernizowała go do modelu Nova i zyskała zaufanie Renault. Łada, choć mniej innowacyjna, dysponowała szeroką gamą modeli, które pozwoliły jej przetrwać.

A Polska? Nie miała nowoczesnego modelu ani stabilnych partnerów. Wybór Daewoo był ryzykiem, które się nie opłaciło. Gdy Czesi i Rumuni budowali przyszłość, my próbowaliśmy przetrwać kolejny kryzys.

Trudno uwierzyć, że w XXI wieku FSO wciąż produkowało PolonezaAdam BurakowskiReporter

Czy mogło się udać?

Czy Polska mogła być motoryzacyjną potęgą? Teoretycznie tak. Mieliśmy fabryki, uzdolnionych inżynierów i ambicje. Jednak brak konsekwencji w decyzjach, zależność od licencji i problemy z partnerami zagranicznymi zamknęły nam drogę do sukcesu. Dziś produkujemy samochody, ale nie nasze. FSO czy FSM stały się wspomnieniem, a polska motoryzacja – symbolem niewykorzystanego potencjału.

Czy ta historia powinna nas zniechęcać? Nie. Może być inspiracją, by zrozumieć, że sukces wymaga wizji, odwagi i konsekwencji. Choć dotychczasowe próby z Arrinerą, Syreną NIXI, Vosco i Izerą nie nastrajają optymistycznie, w wielu z nas tli się jeszcze nadzieja, że znowu wsiądziemy do nowego Malucha.

Odwiedziliśmy Castrol Ikony MotoryzacjiinteriaINTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas