Mitsubishi nie boi się chińskich aut i planuje nowe modele? Rozmawiamy z Frankiem Krolem
Mitsubishi ma już za sobą gorący okres, kiedy ważyły się losy obecności japońskiej marki w Europie. Od tamtego momentu minęły już ponad trzy lata, a to najwyższy czas, żeby zadać trudne pytania o przyszłość. Rozmawiałem z Frankiem Krolem, prezesem europejskiego oddziału Mitsubishi o inwazji chińskich marek w Europie, ataku klonów ze znaczkiem Renault i problematycznej generacji Z.
Sebastian Kościółek, Interia Motoryzacja: Minęły już trzy lata odkąd został Pan prezesem i dyrektorem generalnym Mitsubishi Motors Europe. To dobry moment na szybkie podsumowanie. Dużo się zmieniło przez ten czas?
Frank Krol, Mitsubishi Motors Europe: Całkiem niedawno rozmawiałem na ten temat z kolegą z firmy. Trzy lata temu objąłem stanowisko dyrektora generalnego, ale zawodowo nie była to dla mnie wielka zmiana. Od wielu lat byłem mocno zaangażowany w działalność naszej organizacji na różnych stanowiskach.
Natomiast ostatnie trzy lata były bardzo intensywne dla całej branży motoryzacyjnej. Po drodze mieliśmy pandemię, szalejącą inflację i wojnę tuż za wschodnią granicą Unii Europejskiej. Kiedy wychodziliśmy na dobre z pandemii, pojawił się problem z półprzewodnikami. Dostępność pojazdów była ograniczona, klienci musieli długo czekać na zamówione samochody, a producenci mieli mnóstwo związanych z tym kłopotów.
Teraz mamy na tapecie wojnę na Ukrainie, kryzys energetyczny i nadal spore problemy z inflacją, a co za tym idzie - podwyżki stóp procentowych. Stopy procentowe są bardzo wrażliwym czynnikiem wpływającym na branżę motoryzacyjną, gdy znaczna część sprzedaży jest finansowana przez banki. Tymczasem rynek oczekuje, że sytuacja szybko się uspokoi, a jak doskonale wiadomo, to nie jest łatwy proces. Do całości można jeszcze dodać problemy z logistyką i rosnące koszty frachtu, co ma ogromne znacznie przy imporcie produktów spoza Starego Kontynentu.
Reasumując, wiele wydarzyło się przez ostatnie trzy lata. Rynek motoryzacyjny jest bardzo dynamicznym środowiskiem. Możemy postrzegać niektóre zmiany pozytywnie lub negatywnie, ale na koniec dnia musimy sobie z tym wszystkim poradzić. To część naszej pracy.
Opisywane wyżej zmiany na rynku sprawiły, że nowe samochody są dużo droższe niż kilka lat temu, a tym samym sytuacja rynkowa coraz trudniejsza. Co robi Mitsubishi w Polsce, żeby przetrwać ten moment?
Polska jest rynkiem, który jest bardzo wrażliwy na zmiany cen. Myślę, że jesteśmy dobrze przygotowani do tych trudności. Cały czas kładziemy duży nacisk na nowe technologie i konkurencyjność naszych produktów. Co oczywiste, wykorzystujemy możliwości, jakie daje nam alians z Renault i Nissanem. Dzięki temu możemy utrzymać koszty produkcji na optymalnym poziomie, co przekłada się na ceny naszych produktów na rynku. Jak słusznie wspomniałeś, samochody są coraz droższe, ale pamiętajmy, że duży udział mają w tym kwestie regulacyjne po stronie prawodawstwa europejskiego.
W ostatnim czasie rynek w Polsce i Europie przeżywa "inwazję" chińskich marek. To wyzwanie czy zagrożenie dla takiej marki jak Mitsubishi?
Traktujemy tę sytuację jako wyzwanie. Naszym głównym celem jest możliwie skuteczne przekonanie klientów, żeby decydowali się na produkt marki Mitsubishi zamiast chińskiej marki. Zdajemy sobie sprawę, że nie niektórzy mogą postrzegać taki obrót spraw jako zagrożenie. Jednak musimy szczerze przyznać, że chińskie marki są obecnie w podobnej sytuacji, w jakiej byli japońscy i koreańscy producenci - dwie, trzy, a nawet cztery dekady temu.
Wielu nowych producentów z Chin z pewnością szybko zadomowi w Europie. Tym bardziej, że oferują coraz lepsze produkty w bardzo konkurencyjnych cenach. Mają też zupełnie inną filozofię projektowania i sprzedaży samochodów. Największym wyzwaniem dla naszej marki będzie utrzymanie wypracowanej przez lata grupy lojalnych klientów i entuzjastów marki Mitsubishi. To najważniejszy cel.
W ubiegłym roku Mitsubishi wprowadziło na rynek dwa modele oparte na bazie Renault, czyli ASX i Colt. Jakie są dalsze plany na przyszłość? Czy klienci mają się spodziewać kolejnego "ataku klonów" w ramach sojuszu?
Jeszcze w tym roku planujemy wprowadzić na rynek flagowy model. Nie jest tajemnicą, że będzie to Outlander w europejskiej specyfikacji. Auto trafi na Stary Kontynent prawdopodobnie pod koniec tego roku. W planach są kolejne, jeszcze bardziej unikalne modele, ale potrzeba na to więcej czasu. Prace nad takimi pojazdami pochłaniają więcej zasobów - przede wszystkim czasu. Dwa lata temu musieliśmy szybko podejmować decyzje, żeby pozostać na rynku europejskim. Nie będzie więcej modeli Mitsubishi opartych na stylistyce Renault. Każdy nowy model otrzyma oryginalny wygląd, zgodny z estetyką i DNA naszej marki.
Brak nowych i oryginalnych modeli doprowadziłby do utraty udziałów Mitsubishi na europejskim rynku, a na to nie możemy sobie pozwolić. Nasza marka będzie obecna w kluczowych segmentach SUV - od B do D. Rozważamy wprowadzenie kolejnych modeli w najmniejszych, miejskich segmentach. Aktualnie trwają prace nad kompaktowym SUV-em, którego nazwa będzie dobrze znana na rynku, ale na razie nie możemy jej zdradzić. Nie będzie to jednak - jak pewnie podejrzewasz - Lancer.
Skoro wspominamy Lancera, to od razu ciśnie się na usta pytanie - co z Evolution?
Za jakiś czas wróci, ale potrzebujemy więcej czasu. Cały czas mamy na uwadze modele z legendarnym znaczkiem "Evolution". Zdradzę tylko, że wiele osób w naszej firmie marzy o przywróceniu kilku z tych kultowych samochodów. Można się spodziewać, że w niedługim czasie pojawi się więcej modeli sygnowanych logo "Ralliart".
Wróćmy jeszcze na chwilę do modeli ASX i Colt. Czy jesteście zadowoleni z wyników sprzedaży w Europie? Jak wygląda Polska na tle innych rynków?
Jesteśmy zadowoleni z wyników sprzedaży, biorąc pod uwagę, że obecnie sytuacja na rynku nie jest optymalna. Jest duża konkurencja, a do tego wróciła presja związana z udzielaniem rabatów. Każdy producent próbuje sprzedać jak najwięcej i zwiększyć swoje udziały w rynku. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe okoliczności, wypadamy dobrze. Jednak zawsze może być lepiej. W tej chwili Polska jest szóstym rynkiem w Europie dla Mitsubishi, a numerem jeden pozostają od lat Niemcy. W 2019 roku sprzedaliśmy nad Renem 55 tysięcy samochodów, stając się jednocześnie drugą japońską marką na tym rynku.
Co z modelami elektrycznymi? Mitsubishi było jednym z pierwszych graczy na rynku (model i-MiEV - przyp. red.), które odważnie mierzyły się z raczkującą elektryfikacją. Jednak po latach pozostały już tylko wspomnienia po tamtym modelu. Co dalej w tej kwestii?
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, faktycznie dość wcześnie rozpoczęliśmy prace nad pojazdami elektrycznymi - mówimy o 2009 roku. Przez ostatnie lata wykorzystywaliśmy elektryfikację w trochę innym kontekście. Od wielu lat oferujemy modele z napędem hybrydowym typu plug-in (PHEV). Najnowsza generacja tego napędu jest jeszcze bardziej wydajna i przekonuje do siebie coraz więcej klientów. Oczywiście kolejnym naturalnym krokiem będzie powrót do pojazdów zasilanych w pełni elektrycznych.
W Polsce hamulcowym rozwoju elektromobilności jest brak infrastruktury i wysokie ceny energii. Jak wygląda sytuacja w Holandii, gdzie znajduje się europejska centrala Mitsubishi?
Myślę, że Holandia wypada bardzo dobrze na tle innych państw w Europie, jeśli chodzi o kwestie związane z elektromobilnością. Do tego stopnia, że infrastruktura nie ma słabych punktów, a sieć przez cały czas się rozwija. Kierowcy nie muszą się martwić podróżowaniem po Holandii w samochodzie elektrycznym. Ładowarki są wszędzie. Nie brakuje też szybkich punktów na autostradach.
Wiem, że w Polsce udział pojazdów elektrycznych jest bardzo mały, ale z roku na rok się podwaja. Uważam, że w ciągu powiedzmy, nadchodzących dziesięciu lat, dojdzie do ogromnego rozwoju tej gałęzi transportu. To także część transformacji energetycznej i część całej naszej polityki klimatycznej. Szczerze mówiąc, myślę, że nikt i nic tego nie zatrzyma. Wszyscy chcemy korzystać z dobrodziejstw bezemisyjnej jazdy, ale najpierw musimy problemy, które leżą gdzie indziej.
No właśnie, porozmawiajmy o problemach.
Dużo większym problemem jest obecny nacisk na obniżanie cen aut elektrycznych. Wielu producentów decyduje się na ten ruch z powodu słabych wyników sprzedaży. To powoduje, że konsumenci, a zwłaszcza rynek flotowy, są coraz mocniej zaniepokojeni. Kolejną konsekwencją są spadające wartości rezydualne aut z takim napędem. Tymczasem przezorni klienci prywatni będą czekać na odpowiedni moment i skorzystać z kolejnej fali aut elektrycznych, dostępnych po znacznie niższych cenach. To nie służy rozwojowi rynku.
Rynek holenderski zanotował rekordową sprzedaż elektryków w 2019 i 2020 roku. Teraz, po kilku latach, te samochody wracają na rynek. Myślę, że to może być tymczasowy problem. Jestem również głęboko przekonany, że jeśli raz jeździłeś pojazdem elektrycznym i byłeś z niego zadowolony, nie wrócisz tak łatwo do samochodu spalinowego.
Na koniec jest jeszcze inne, równie poważne wyzwanie dla branży motoryzacyjnej. To generacja Z, która wprowadza nowe zasady w świecie rządzonym przez milenialsów i pokolenie X. Jesteście gotowi na nowe pokolenie, które zacznie dyktować warunki na rynku?
Musimy dużo myśleć o klientach nowej generacji, a zwłaszcza pokoleniu Z. Nie jest już zaskoczeniem, że młodzi nie mają wielkiej potrzeby posiadania własnego samochodu. Wystarczy, że spojrzę na własne dzieci oraz to, jak zupełnie inaczej postępują w życiu. Wszystko w ich świecie odbywa się w internecie. Nie interesuje ich już staroświecka telewizja, nie czytają gazet. Załatwiają wszystko w cyfrowym świecie.
Warto przyglądać się na bieżąco jak obecne i kolejne pokolenia będą podchodzić do kwestii mobilności. Już w tej chwili traktują to jako niedrogą usługę. W najbliższych latach usługi carsharingowe oraz ich kolejne ewolucje będą zyskiwać na znaczeniu.
Dziękuję za rozmowę.