Co z cłami na chińskie elektryki? Przez wybory Unia może zmienić plany
Unia Europejska od października 2023 roku prowadzi śledztwo w sprawie chińskich subsydiów na produkowane przez firmy z Państwa Środka samochody elektryczne. Kluczowa decyzja co do karnych ceł miała zapaść 5 czerwca. Z najnowszych informacji wynika jednak, że termin ten może zostać przesunięty.
Znacząco niższe ceny samochodów elektrycznych z Chin spotkały się z podejrzeniami, że tamtejsze koncerny korzystają z państwowych subwencji, by "zalać" europejski rynek tanimi autami na prąd. W efekcie w październiku zeszłego roku Unia Europejska rozpoczęła śledztwo mające na celu wykazanie, czy dopłaty i benefity oferowane przez chińskie władze są bezpośrednio powiązane z próbą zaszkodzenia europejskim producentom oferującym auta zasilane prądem.
Komisja Europejska miała potwierdzić istnienie dowodów świadczących o tym, że chińscy producenci korzystali z nieuczciwych dotacji rządowych. W marcu 2024 r. ruszyła rejestracja wszystkich aut chińskich, które trafiają na teren Unii. Miało to związek z ewentualnym nałożeniem antysubsydyjnych ceł wstecznych. Dochodzenie ma co prawda zakończyć się do listopada, ale KE może już w lipcu wprowadzić tymczasowe cła, które zadziałają wstecz, aż do 7 marca. Unijne władze muszą jednak wcześniej poinformować, czy zamierzają faktycznie wprowadzić te cła. Pierwotnie zakładano, że decyzja zostanie ogłoszona do 5 czerwca. Jak się teraz okazuje, termin ten może zostać przesunięty.
Komisja Europejska planuje odroczyć decyzję w sprawie ceł do czasu zakończenia wyborów do Parlamentu Europejskiego - poinformował agencję Reuters anonimowy informator. Te w krajach wspólnoty mają zostać przeprowadzone w dniach 6-9 czerwca. Nowy termin ogłoszenia decyzji to, zdaniem informatora, 10 czerwca. Według niemieckiego tygodnika Der Spiegel chodzi o to, by nie wiązać tej kwestii z trwającą jeszcze kampanią wyborczą.
Do sprawy unijnego śledztwa odniosło się ostatnio również chińskie ministerstwo spraw zagranicznych. Rzeczniczka resortu, Mao Ning, zaznaczyła, że władze Państwa Środka już wielokrotnie przedstawiały swoje stanowisko na ten temat. Według niej Unia stosuje w dochodzeniu wiele praktyk, które są "nieuzasadnione i niezgodne z przepisami". Rzeczniczka ponowiła chiński apel o zakończenie dochodzenia i zapowiedziała, że w przypadku kontynuowania go Chiny podejmą "wszelkie niezbędne środki", by chronić swoje interesy.
Dość ciekawe wydaje się, że swoje niezadowolenie w związku z ewentualnym wprowadzeniem ceł ogłaszają nie tylko chińskie władze, ale również producenci z Europy. Przeciwnikiem takiej decyzji unijnych władz jest choćby szef koncernu Stellantis, Carlos Tavares. W wywiadzie dla wspomnianej już agencji stwierdził on, że cła i tak nie pozwolą zachodnim producentom uniknąć restrukturyzacji koniecznej do sprostania chińskiej konkurencji. Z kolei według dyrektora generalnego BMW, Olivera Zipse cłami "bardzo szybko można strzelić sobie w stopę". Jego zdaniem cła mogą przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Negatywnie do planów Unii w tej kwestii odnosili się również przedstawiciele koncernu Volkswagen.