Unijne cła na chińskie elektryki mogą wywołać odwet. Zbliża się kluczowa data
Unia Europejska prowadzi śledztwo mające wyjaśnić sprawę chińskich subsydiów na samochody elektryczne, które produkowane są przez firmy z Państwa Środka. Pewne informacje wskazują na to, że napięcie będzie rosło, ponieważ niewykluczone, że Chiny nie zamierzają być dłużne wobec UE. Kluczowa decyzja w tej sprawie ma zapaść 5 czerwca.
W sprzyjającym chińskim władzom tygodniku Global Times ukazał się ostatnio wywiad z głównym ekspertem Chińskiego Centrum Technologii i Badań Motoryzacyjnych - Liu Binem. W rozmowie z redakcją wezwał on do tymczasowego podniesienia stawki celnej na importowane samochody z silnikami większymi niż 2,5 litra. Jak zwrócił uwagę, Światowa Organizacja Handlu pozwala na cło w wysokości do 25 proc. Jak wskazuje Automotive News Europe, obecna opłata za import samochodów osobowych z Europy wynosi 15 proc.
Do wywiadu odniosła się na swoim profilu w serwisie X Chińska Izba Handlowa przy Unii Europejskiej. Jak ogłoszono, izba została poinformowana przez osoby mające dostęp do poufnych informacji, że chińskie władze faktycznie mogą rozważać podniesienie ceł na importowane z Unii i USA samochody z dużymi silnikami spalinowymi.
Oczywiście ewentualna decyzja Pekinu w tej kwestii będzie odpowiedzią na bardzo prawdopodobne cła, które Unia Europejska może nałożyć w związku z prowadzonym dochodzeniem dotyczącym chińskich subwencji na samochody elektryczne oferowane przez rodzimych producentów. Celem śledztwa było wykazanie, czy dopłaty i benefity oferowane przez chiński rząd są bezpośrednio powiązane z próbą zaszkodzenia europejskim producentom samochodów elektrycznych.
Ponadto w marcu 2024 roku ruszyła rejestracja wszystkich samochodów z Chin, które trafiają na teren Unii, w związku z ewentualnym obłożeniem antysubsydyjnymi cłami wstecznymi. Co prawda dochodzenie zakończyć się ma do listopada, ale KE już w lipcu może nałożyć tymczasowe cła, które zadziałają wstecz aż do 7 marca. Unijne władze muszą jednak na 5 czerwca poinformować, czy zamierzają nałożyć te cła.
Co ciekawe, ewentualne wprowadzenie ceł budzi niezadowolenie firm... z Europy. Krytykuje je choćby szef koncernu Stellantis, Carlos Tavares. W wywiadzie dla agencji Reuters Portugalczyk stwierdził, że cła na chińskie pojazdy elektryczne i tak nie pozwolą zachodnim producentom uniknąć restrukturyzacji, koniecznej do sprostania chińskiej konkurencji. Jego zdaniem skutkiem wprowadzenia ceł może być natomiast inflacja. "Kiedy walczysz z konkurencją, by pochłonąć 30 proc. przewagi kosztowej na rzecz Chińczyków, pojawiają się konsekwencje społeczne. Ale europejskie rządy nie chcą stawić teraz czoła tej rzeczywistości" - stwierdził Tavares.
Stellantis w ostatnim czasie zacieśnił swoją współpracę z chińskimi firmami. Koncern ogłosił niedawno, że w tym roku rozpocznie sprzedaż elektrycznych aut chińskiego producenta, Leapmotor. Jak stwierdził Tavares, "zamiast przyjmować wyłącznie defensywną postawę wobec chińskiej ofensywy, chcemy być częścią chińskiej ofensywy".
Przeciwnikiem wprowadzania unijnych ceł jest również Volkswagen. Przed ewentualnym odwetem Chińczyków ostrzegał jakiś czas temu szef niemieckiej marki, Thomas Schafer. Teraz do sprawy odniósł się dyrektor finansowy całego koncernu, Arno Antlitz. Według niego cła są tylko krótkotrwałym rozwiązaniem. Uważa on, że ważniejsze jest podjęcie działań, które pozwolą na obniżenie kosztów i w konsekwencji spadek cen samochodów elektrycznych zachodnich producentów.
Do rosnących wpływów chińskich producentów w Europie odniósł się również szef producenta, który z tanimi samochodami nie ma zbyt wiele wspólnego. Benedetto Vigna, dyrektor generalny Ferrari, stwierdził, że pojawienie się elektryków z Państwa Środka powinno motywować Europę do działania.