Zabija prędkość czy ignorancja?

Szanowna Redakcjo. Już od dawna nosiłem się z zamiarem napisania tego listu. Zaobserwowałem na polskich drogach pewne zjawiska, których jak mi się wydaje nikt dotąd właściwie nie nazwał i nie opisał i postanowiłem zwrócić na nie uwagę redakcji.

Kliknij
KliknijINTERIA.PL

Z jakich powodów według powszechnej opinii dochodzi do wypadków? Z powodu nadmiernej prędkości, głupoty czy wreszcie złej jakości dróg.

No cóż, to że prędkość zabija udowodnił Richard Hammond który rozbił się przy prędkości ponad 300 mil na godzinę i... żyje nadal. Ostatnio (choć polscy widzowie jeszcze tego nie w telewizji nie mogli oglądać) ścigał się 1000 konnym Bugatti z myśliwcem Eurofighter. Prędkości musiały być duże. I to też przeżył. Jeremy Clarkson słusznie zauważył że jeszcze nigdy, nikogo nie zabiła prędkość, ale jej nagła zmiana, z jaką mamy do czynienia np. podczas kraksy.

Z głupotą jako przyczyną wypadków mogę się zgodzić, ale nigdy nie słyszałem żeby z powodu złej jakości dróg zginął chociażby polski rajdowiec. Specyfiką rajdów jest to że odcinek specjalny (który na co dzień jest zwykłą drogą, często fatalnej jakości) należy pokonać w jak najkrótszym czasie. Do wypadków na trasie takiej imprezy dochodzi często. I co się potem mówi? Że akurat nie wyszło, kierowca nie wyrobił. I to jest właśnie kwintesencja.

Co dzień obserwuję polskich kierowców. Ich zachowanie na drodze, sposób operowania kierownicą, styl jazdy itp. itd. I co widzę? Bardzo często zamiast trzymać ręce na kierownicy za piętnaście trzecia albo za dziesięć druga trzymają je np. u szczytu ryzykując, że w razie wypadku poduszka powietrzna połamie je albo np. stale opierają jedną rękę na drążku zmiany biegów przyspieszając zużycie skrzyni.(czyżby trafienie ręką w dźwignię podczas jazdy było aż takie trudne?)

Często widuję też kierowców gryzących kierownicę (jakaś nerwica?) dzięki czemu nie mają żadnego kontaktu z oparciem i nie czują samochodu.

Nie będę tu opisywał wszystkich póz przyjmowanych przez naszych kierowników (bo kierowcami to ich aż wstyd nazywać) gdyż byłoby to przydługie i nudne więc przejdę do rzeczy nieco bardziej konkretnych.

Okazuje się, że nasi mistrzowie czterech kółek nie potrafią przeważnie nawet prawidłowo wykonać operacji spokojnego hamowania, chociażby przed światłami. W podręcznikach nauki jazdy (bardzo ogólnikowo, ale jednak) pisze że należy hamować silnikiem czyli (i tu już moje wyjaśnienie) pozostawić sprzęgło puszczone zarówno w przypadku gdy dłużej nie przyspieszamy, czy hamujemy(nawet bardzo gwałtownie) i redukujemy biegi aby hamowanie silnikiem przedłużyć, a redukcje wykonujemy stosownie do intensywności wytracania prędkości (w przedziale 1200-4000 rpm). Pozwala to zachować lepszą kontrolę, zmniejszyć zużycie hamulców, i zaoszczędzić paliwo gdyż w trakcie hamowania silnikiem centralka wtryskowa odłącza dopływ paliwa.

A jak to wygląda na polskich drogach? Sprzęgło i hamulec! W efekcie więcej pieniążków wydajemy na paliwo, a wedle mechaników z którym rozmawiałem normą jest załatwienie klocków hamulcowych po dwukrotnie mniejszym przebiegu niż przewidziany.

Co dzień, czy to w mieście, czy to na trasie widzę jak ktoś dodaje gazu i gwałtownie hamuje (np. przy podjeździe do miejsca parkingowego). No ale w końcu zaoszczędzi się 1/10 sekundy!

Pewnym charakterystycznym kuriozum była sytuacja jaką widziałem miesiąc temu. Mianowicie pewna pani jadąca nową hondą civic, gryząc kierownicę i prowadząc burzliwą rozmowę przez telefon komórkowy, który trzymała w prawej ręce zatrzymała się na prawym pasie przy skrzyżowaniu, gdyż akurat zapaliło się czerwone światło. Przed nią stał jeden samochód. Pani najwyraźniej bardzo się spieszyło gdyż postanowiła wykorzystać fakt że lewy pas jest pusty i zignorować czerwone światło. Ruszyła, skręciła w lewo i w momencie gdy przekładała lewą rękę by skręcić mocniej dodała gazu (prawa ręka cały czas trzymała telefon). Przednionapędowa honda rzecz jasna zareagowała wyprostowaniem kół i uderzyła by w stojące przed nią auto gdyby nie to, że kierowniczka (wyrazy współczucia dla tych którymi kieruje, i dla ludzi, i dla samochodów) rzuciła telefon i pomogła sobie prawą rączką, a następnie nerwowo szarpiąc samochodem skręciła w prawo i opuściła skrzyżowanie aż 2 sekundy przed zmianą świateł! Imponujące.

Ciekawe jak teraz pędząc przez miasto znajdzie walający się gdzieś pod fotelem telefon by kontynuować burzliwą wymianę zdań.

Codziennością są natomiast młodzi chłopcy (zwani potocznie dresiarzami) stosujący technikę zimnego łokcia i mydełka Fa oraz styl jazdy "pełna rura", łamiący wszystkie możliwe przepisy w swoich rozpadających się (często dosłownie) Dreswagenach, Swetrach czy BMW.

Niekiedy zaczepiam na parkingach różnych kierowców i pod pretekstem zainteresowania autem pytam się jaki ich samochód ma silnik. Zaskakująco powszechna jest jedynie zdolność określenia rodzaju paliwa jakie jednostka napędowa spala. Pytam dalej: Jaki ma napęd ? Gdy nie wiedzą co odpowiedzieć dodaję: Na przód czy na tył?. Prawie zawsze nie wiedzą ,a to przecież podstawa! W końcu sposób interwencji w przypadku poślizgu zależy od tego która oś jest napędzana.

Ale co ja będę mówił o poślizgach. Większość kierowców na pytania o podsterowność czy nadsterowność reaguje tępą miną albo pytaniem: A co to jest?.

Ale jak wskazują przeprowadzane sondaże, Polacy uważają się za kierowców dobrych lub znakomitych. Na jakiej podstawie skoro o technice jazdy nie wiedzą nieraz nawet tyle ile uczy się na kursach?

Faktycznym miernikiem jakości kierowcy jest to czy potrafi trafnie przewidywać działania jakie będzie trzeba podjąć na drodze oraz przy jakiej prędkości będzie w stanie opanować poślizg swojego auta i ile czasu(oraz miejsca) będzie na to potrzebował.

Miernikiem jakości jest także to czy potrafi tak prowadzić samochód by poślizgów nie prowokować.

Nasi (i na pocieszenie dodam że nie tylko nasi) kierowcy są beznadziejni. A później są wypadki. I czytamy o tragicznych śmierciach, policja informuje że przyczyną wypadku była nadmierna prędkość, ludzie lamentują na złą jakość dróg. To są czynniki wpływające na bezpieczeństwo. Ale to co naprawdę na drogach zabija to ignorancja poparta bezmyślnością i ślepą wiarą we własne umiejętności.

Wypadałoby się nad tym zastanowić zanim zabije się siebie, kogoś ze swojej rodziny albo obcego nam człowieka. A przecież kursy doskonalenia techniki jazdy(przynajmniej te podstawowe) są nawet 5 razy tańsze niż kursy na prawo jady bez egzaminu.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas