Przejechałem się współczesnym Polonezem. Bestune B70 to auto z innej epoki
Są samochody, które robią świetne pierwsze wrażenie. Bestune B70 należy dokładnie do tej kategorii. Podchodzisz do niego na parkingu, widzisz prawie pięć metrów karoserii, niską linię dachu, mocne przetłoczenia. Myślisz: "No proszę, Chińczycy zrobili taniego konkurenta Superba". A potem otwierasz drzwi, ustawiasz fotel, ruszasz w trasę i po pięciu minutach wiesz już wszystko. To nie jest rywal dla Skody, Volkswagena ani Toyoty. To współczesny Polonez.

To było krótkie spotkanie, trudno nazwać je testem. Przywiozłem samochód z Warszawy do Wrocławia, by przekazać Pawłowi Rygasowi na pełny test. Stąd brak profesjonalnej sesji zdjęciowej i tylko pierwsza opinia. B70 zrobiło na mnie takie wrażenie, że chciałem o nim napisać. Ten samochód jest jednocześnie kusząco tani i zaskakująco archaiczny. Udaje nowoczesność, ale zaskakuje rozwiązaniami, których nie widziałem w motoryzacji od lat. To nie jest kandydat do tytułu "tańszego Superba". To chiński model, który próbuje podszyć się pod współczesny segment D, choć pod kątem zaawansowania technologicznego nie ma z nim wiele wspólnego. Mi przypomniał o Polonezie.

Najpierw robi wrażenie, potem odsłania braki
Bestune wchodzi na rynek w momencie, gdy kierowcy mają oczekiwania wyższe niż kiedykolwiek wcześniej. I szokuje ceną. Podstawowa wersja 1.5 Business kosztuje zaledwie 119 900 zł, a mocniejsza 2.0 Elegance startuje od 139 900 zł. Do tego importer oferuje promocyjny leasing 103 proc., pełne ubezpieczenie za 1 zł i możliwość wyboru instalacji LPG. Ta propozycja wygląda naprawdę obiecująco, wręcz bezkonkurencyjnie patrząc na kwoty, jakie za podobne auta trzeba wydać w salonach Skody czy Toyoty. Tylko że cała magia kończy się w chwili, gdy ruszasz z miejsca. B70 bardzo szybko pokazuje, że konkurencyjny jest tyko w katalogu.

W środku wygląda nowocześnie, ale tylko na pierwszy rzut oka
Bestune chwali się panoramicznym dachem, kamerami 360 stopni, dwoma ekranami czy fotelami z ekoskóry. I to faktycznie jest na wyposażeniu. Jednak im dłużej się siedzi w kabinie, tym wyraźniej czuć, że nowoczesność jest tu pozorna. Czar pryska natychmiast po uruchomieniu systemu. Menu jest dostępne tylko po angielsku i chińsku, grafika przypomina interfejsy sprzed dekady, brakuje wbudowanej nawigacji, żeby z jakiejkolwiek skorzystać trzeba podłączyć telefon z CarPlay lub Android Auto przez dodatkowy adapter. Gdy je uruchomisz, znika dostęp do klimatyzacji i trzeba ją wyciągać z bocznego menu. Jedna zaleta - CarPlay działa bez konieczności podłączania kabla. Trzeba jednak pamiętać, że z przodu jest tylko jedno gniazdo USB i to starego typu, współczesnego gniazda USB-C w tym aucie nie uświadczysz.

Pozycja za kierownicą jak w tanim aucie sprzed lat
W aucie o długości 4,86 m brak regulacji kolumny kierowniczej w osi przód-tył trudno określić inaczej niż pomyłką projektową. Jak dla mnie - ustawienie prawidłowej pozycji jest niemożliwe. Gdy odsunąłem fotel na odpowiednią odległość dla nóg, kierownica została za daleko. Gdy chciałem usiąść bliżej niej, moje uda traciły kontakt z siedziskiem. Po trasie Warszawa-Wrocław wysiadłem z bólem pleców - i nie pamiętam, kiedy ostatnio zdarzyło mi się to w jakimkolwiek współczesnym samochodzie. Brakowało mi też regulacji podparcia lędźwiowego odcinka kręgosłupa. W takim aucie, stworzonym na długie trasy, to kolejna duża wada. Fotele z przodu są podgrzewane, ale bez regulacji - wyłącznie on/off. Grzeją na maxa, albo wcale.

Kolejnym, co mnie zaskoczyło, były manetki za kierownicą. Obszedłem wszystkie auta sąsiadów w garażu - w każdym europejskim czy japońskim aucie manetki od kierunkowskazów czy wycieraczek są wyraźnie dłuższe i sięgają dalej za kierownicę. W Bestune B70 po raz pierwszy w życiu spotkałem się z sytuacją, w której żeby włączyć kierunkowskaz, musiałem sięgać dalej niż zwykle. Tak, jakby zostały zaprojektowane pod mniejszą kierownicę. Przyzwyczaiłem się szybko, ale zdziwienie pozostało.
Do tego lusterko wsteczne nawet w topowej wersji nie jest fotochromatyczne - nie przyciemnia się samo. Na domiar złego, wykończono je tandetnym plastikiem z ostrą krawędzią. W tej klasie to nie przystoi.
Tylna kanapa nie zachęca do podróży
Przesiadłem się do tyłu z nadzieją na świetne warunki do podróżowania, ale tu też nie bardzo jest co pochwalić. Miejsca na nogi nie brakuje, ale nad głową jest już słabo. Ja mając niewiele ponad 180 cm wzrostu dotykam głową sufitu. To nie jest poziom auta, które w katalogu próbuje konkurować z najlepszymi z segmentu D. Super, że w tunelu środkowym są nawiewy na tył, kanapę wyposażono w podłokietnik z miejscami na kubki. Tak jak z przodu - żeby podładować telefon trzeba skorzystać z gniazdka USB-A albo gniazda 12V. Zaskoczyło mnie, że w podsufitce z tyłu nie ma żadnego podświetlenia. Po zmroku nie ma szans na czytanie książki w podróży.

Bagażnik w Bestune B70 ma 500 litrów
B70 to liftback, więc klapa bagażnika unosi się razem z tylną szybą. W topowej wersji jest ona unoszona elektrycznie, w podstawowej - trzeba sobie radzić samemu. Nie znalazłem przycisku do otwarcia bagażnika z zewnątrz - korzystałem z kluczyka albo przycisku w kabinie. Do dyspozycji mamy 500 litrów pojemności, można złożyć oparcia kanapy i uzyskać płaską powierzchnię. Brakowało mi patentów na ujarzmienie bagażu - znalazłem tylko jeden haczyk. Pod podłogą bagażnika znajduje się koło dojazdowe.

Na drodze czuć, że to auto powstało według innych standardów
Dwulitrowy silnik turbo o mocy 218 KM i sześciobiegowy automat są poprawne, ale zupełnie bez charakteru. To konfiguracja, która przypomina pierwsze TSI Volkswagena sprzed lat, z poszarpującymi automatami. Przy 120 km/h auto spala około 8 litrów, co jak na sedana o tak niskiej sylwetce nie jest powodem do dumy. Bestune nie stosuje żadnej "hybrydyzacji", nawet typu mild, która mogłaby poprawić wynik. Dla części klientów to jednak może być zaleta, szczególnie w połączeniu z instalacją LPG.
Zawieszenie jest miękkie i komfortowe, ale zupełnie nie zachęca do szybszej jazdy. Podczas podróży kilka razy zdarzyło mi się, że aktywny tempomat przyhamował auto, gdy wyprzedzający mnie pojazd wrócił na prawy pas. Elektronika uznała, że jest zbyt blisko.

Dla kogo jest Bestune B70?
To samochód dla ludzi, którzy chcą dużego auta w niskiej cenie. Dla tych, którzy oczekują przede wszystkim gabarytu i efektownego wyglądu. Dla kierowców, którzy nie potrzebują nowoczesnych multimediów, dopracowanej ergonomii ani jakości wykonania porównywalnej z europejskimi konkurentami. I właśnie dlatego B70 może być rynkowym ciekawostkowym hitem - jeśli taka grupa klientów istnieje.
Ale trudno udawać, że to rywal dla Superba, Passata czy Camry. W starciu z nimi chiński Bestune wygląda dobrze tylko na parkingu. W ruchu, w dotyku, w codziennym użytkowaniu to zupełnie inna liga - i nie jest to liga wyższa. Bliżej mu raczej do Fiata Tipo.
Bestune B70 przypomina mi Poloneza. Było to auto, które z zewnątrz obiecywało wejście do nowoczesności, a pod spodem przez lata trzymało się realiów poprzedniej epoki. Rynek zdecyduje czy cena wystarczy, by B70 miało szansę na sukces.








