Kupiła „nówkę” za 100 tys. zł. Auto nie odpala, więc do pracy chodzi pieszo

Sześć tysięcy kilometrów i sześć wizyt w ASO - tylko po to, by naładować akumulator. Tak wygląda dotychczasowy dorobek Pani Wiolety - właścicielki nowej hybrydowej Toyoty Yaris. Kupione za 100 tys. zł auto, którego przebieg wynosi obecnie 6 tys. km, notorycznie odmawia posłuszeństwa. Wychodząc do pracy właścicielka, oprócz laptopa, codziennie zabiera też ze sobą "booster", czyli tzw. wspomagające urządzenie rozruchowe. Gdyby nie ono, każda z dotychczasowych podróży do ASO musiałaby odbyć się na lawecie.

Problem z akumulatorami rozruchowymi dotyczy w szczególności hybrydowych modeli Yaris, Yaris Cross i C-HR /fot. materiały prasowe/123/rf.com
Problem z akumulatorami rozruchowymi dotyczy w szczególności hybrydowych modeli Yaris, Yaris Cross i C-HR /fot. materiały prasowe/123/rf.com 

Ostatnio na naszą redakcyjną skrzynkę pocztową trafił list od rozczarowanej właścicielki hybrydowej Toyoty Yaris z rocznika 2022, która średnio raz na tysiąc kilometrów musi "meldować" się w ASO, by naładować niedający oznak "życia" akumulator rozruchowy. Autorka nie szczędziła gorzkich słów pod adresem japońskiej marki tym bardziej, że jest to jej trzecia Toyota i drugi z kolei Yaris z napędem hybrydowym.

Na kolejną generację skusiła się tylko dlatego, że poprzednie auto zupełnie bezawaryjnie służyło jej długie lata, miała więc pełne zaufanie do japońskiego producenta i technologii hybrydowej. Niestety - do czasu. Pierwszy raz problem z rozładowanym akumulatorem rozruchowym dał o sobie znać po zaledwie 1200 km przebiegu.

Twoja hybrodowa Toyoty też nie chce się uruchomić?

Pani Wioleta nie jest, niestety, odosobnionym przypadkiem. O problemach z akumulatorami "rozruchowymi" w nowych Toyotach Yaris, Yaris Cross i C-HR informowaliśmy już w grudniu 2022 roku.

Z nieoficjalnych rozmów z pracownikami serwisów Toyoty dowiedzieliśmy się wówczas, że problem jest doskonale znany. W większości przypadków chodzi o pojazdy wyposażone w akumulatory rozruchowe (wzbudzeniowe) firmy Mutlu. "Jesteśmy świadomi zwiększonej ilości wymian akumulatorów w ramach gwarancji, wszystkie przypadki są raportowane, lecz ogłoszenie akcji serwisowej nie leży w gestii importera" - tłumaczył wówczas w rozmowie z Interią Robert Mularczyk, menedżer PR Toyota Central Europe.

Korespondencja z panią Wioletą utwierdziła nas w przekonaniu, że mimo upływu wielu miesięcy, problem z wyładowującymi się akumulatorami "rozruchowymi" Toyoty nie został rozwiązany. Kolejny raz zwróciliśmy się więc do polskiego importera z prośbą o wyjaśnienia. Jak do zarzutów rozgoryczonej właścicielki Yarisa odnieśli się przedstawiciele polskiego oddziału Toyoty?

Toyota o problemach z akumulatorami. Dobre wieści dla klientów

Co ważne, Toyota nie chowa głowy w piasek i nie stara się "zamiatać" problemu pod dywan.

Sytuację znamy od dłuższego czasu i prowadziliśmy wielomiesięczne rozmowy z działem technicznym naszej centrali
Robert Mularczyk PR Senior Manager Toyota & Lexus Central Europe

Dodaje, że w imieniu polskiego oddziału w rozmowach z centralą występowali inżynierowie: Marcin Dzielak i Krzesimir Brzezicki, którzy przygotowali zestaw danych serwisowych i eksploatacyjnych. Na tej podstawie polski importer wnioskował o zmiany produkcyjne w samochodach oraz korektę procedury serwisowej. 

Dziś mogę potwierdzić, że projekt naszych inżynierów zakończył się moralnym i technicznym sukcesem
podsumowuje Mularczyk

Twoja Toyota też nie chce odpalić? Umów się na nowy test w ASO

Efektem rozmów polskiego przedstawicielstwa marki z japońską centralą Toyoty jest nowa, przygotowana w Polsce procedura sprawdzenia stanu akumulatora (uwzględniającą nasze warunki klimatyczne), która obowiązywać będzie w całej Europie.

Mularczyk podkreśla, że już teraz trafiła ona do wszystkich  autoryzowanych serwisów Toyoty w naszym kraju. Właścicieli samochodów objętych problemem zachęcamy więc do skontaktowania się z ASO i wykonania testu baterii według nowej procedury. Umawiając się na wizytę warto jednak zapytać, czy sam serwis dysponuje już nowym testerem do sprawdzania baterii.

To również polska inicjatywa dla Europy - z nowym oprogramowaniem także od naszych inżynierów
- informuje Mularczyk.

Przedstawiciel importera zaznacza jednak, że nie wszystkie ASO dysponują już nowym sprzętem, a Toyota zakłada, że dostarczenie nowych urządzeń do całej sieci serwisowej potrwa około dwóch miesięcy.

Twoja hybryda nie chce odpalić? Toyota obiecuje wymianę akumulatorów na gwarancji

Tym, co w najwyższym stopniu ucieszyć powinno właścicieli hybrydowych Toyot zmagających się z problemem jest fakt, że wadliwe akumulatory (po zweryfikowaniu w ASO w ramach nowej procedury) wymienione zostaną na gwarancji (o ile konkretny pojazd wciąż jej podlega). Na same akumulatory musimy chwilę poczekać.

Wiele wskazuje więc na to, że trwające od długich miesięcy "przepychanki" właścicieli nowych Yarisów i C-HR-ów z autoryzowanymi serwisami wreszcie się zakończą, a właściciele odzyskają zaufanie do swoich pojazdów. Ostatecznie osoby zmagające się z problemem szybkiego rozładowywania się akumulatora rozruchowego w Toyotach muszą jednak uzbroić się w cierpliwość i - by uniknąć późniejszych nieporozumień - sprawdzić, do kiedy ich auta objęte są gwarancją.

***Pierwszy z listów, jaki otrzymałem od Pani Wiolety (dane do widomości redakcji):

"Szanowny Panie redaktorze, chcę Pana zainteresować moją sprawą, w której pierwsze skrzypce gra samochód. To jest moja trzecia Toyota Yaris. Pierwsza z 2012 była klasyczna z litrowym silnikiem i to był "pancernik". Druga, z 2015, to była moja pierwsza hybryda, w której zakochałam się od pierwszej jazdy i też nie było z nią problemów, mimo minimalnych przebiegów dziennych do max 1,5 km, z przerwami weekendowymi i czasami pauzami - nawet 2/3 tygodniowymi. Auto z założenia - jako trzecie w domu - miało służyć na dojazdy do pracy i czasami jakieś zakupy. Siadałam, odpalałam, samochód nigdy mnie nie zawiódł.

Niesiona własnym doświadczeniem z poprzednimi modelami i oczarowana wyglądem nowego modelu postanowiłam spełnić swoje marzenie. Pozbyłam się poprzedniego modelu z niewielkim przebiegiem i nierozważnie - po półrocznym okresie oczekiwania - w czerwcu 2022 roku dokonałam zakupu najnowszego modelu za prawie 100 000 zł. Już przy odbiorze powinna zapalić mi się lampka ostrzegawcza, bo sprzedawca bardzo dużo czasu poświęcił na awaryjne odpalanie samochodu. Wtedy wydało mi się to dziwne - teraz z perspektywy czasu jestem pewna, że sprzedawca bardzo dobrze wiedział, że taka umiejętność będzie niezbędna do użytkowania tego auta. Jakież było moje rozczarowanie, gdy samochód po przejechaniu 1200 km pierwszy raz odmówił mi posłuszeństwa, a ja zapomniałam szkolenie i musiałam się posiłkować pomocą bliskich aby uruchomić samochód. Oczywiście udałam się do serwisu, a tam wyszkolony personel udawał, że chce mi pomóc, bo przyjął samochód, naładował akumulator i zrobił test - wszystko było OK. Czy to nie genialny zabieg testować auto po naładowaniu i informować klienta, że wszystko jest OK? Na forach doczytałam, że stałam się kolejną ofiarą, która nabrała się na kultową bezawaryjność modelu, a wadliwe akumulatory to codzienność klientów odbijających się od serwisu. Oczywiście dostałam w serwisie kilka cennych rad, pierwsza abym więcej jeździła, druga abym nabyła sobie booster, trzecia bym ładowała auto w garażu. Niby jak, skoro nie mam tam zasilania? Profesjonalnie pożałowano mnie i poinformowano, że takich przypadków mają od kilku do kilkunastu dziennie - nie tylko w Yaris ale też w Yaris Cross. Niestety - mój akumulator nie nadaje się do wymiany, bo przecież test wyszedł dobrze - zgodnie z procedurą centrali. Poradzono mi, abym napisała płaczący list do centrali, to może coś zrobią. Pomyślałam, że przecież to niemożliwe - to Toyota synonim niezawodności, wzorzec obsługi klientów, bla bla bla. Niestety nic się nie zmieniło, a jest coraz gorzej. Od tego momentu zaczęłam się wstydzić, że jeżdżę Toyotą, bo kilkanaście razy musiałam iść do pracy na piechotę. Auto rano nie odpaliło - a jeździłam codziennie. Zaczęłam wstawać wcześniej - jeśli auto nie odpali to mam przynajmniej zapas, aby dojść do pracy "z buta". Potem wstydziłam się, bo nawet jak dojechałam do pracy, powrót autem nie był wcale oczywistością. Tak samo w sklepie, u dzieci itd. W serwisie standardowo - fałszywa uprzejmość i troska i dobre rady jak wyżej, ale teraz dostałam dodatkową - od sprzedawcy, nie serwisu - że powinnam zdemontować system antykradzieżowy BLE 42. Swoją drogą wcześniej ten sam człowiek namówił mnie na instalację przed odbiorem - czad. Doszła jeszcze prośba, żebym bardzo dobrze - najlepiej najwyżej - oceniła wizytę w serwisie, bo o coś tam rywalizują - bezczelność. Postanowiłam posłuchać dobrych rad i jeździć więcej. Zamiast 1,5 km dziennie robiłam 12 -15 km - tylko po to, aby auto odpaliło rano. Zmusiłam też męża aby w dłuższe trasy brać Yariskę, co może się wydać dziwne jak ma się nowego Volkswagena Tiguana i nową Mazdę 6 z 2,5-litrowym silnikiem i najwyższym wyposażeniem. Jakież było moje zdziwienie, gdy moje super auto "zdechło" po przejechaniu prawie 500 km ciągiem. Kolejna wizyta w serwisie, tam znowu udawane współczucie, ładowane, test po ładowaniu, i dalej "jest OK". Kolejny raz, gdy miałam odebrać auto, serwis poinformował mnie, ze wyskoczyły jakieś błędy - a po sprawdzeniu okazało się, że uszkodzona była jakaś wiązka od ABS i komputer "wariował". Niby wiązkę wymieniono, ale kwitu w tym temacie brak. I tutaj hit - przy odbiorze poinformowano mnie, że powinnam doładować akumulator (!). Nie - sami na to nie wpadli. Dalej jak głupia robiłam kilometry i... dalej to samo. Obecnie mam przejechane 6000 km, a coraz bardziej boję się jeździec tym autem, bo nigdy nie ma wiem, jak będzie. Nikt nigdy nie sprawdził czy to akumulator, czy instalacja i skąd takie pobory prądu na postoju? Tradycyjnie prośba serwisu o pismo do centrali w tej sprawie, to może coś się uda. Teraz już jestem w rozpaczy bo auto znowu zdechło, ale mam już umówioną wizytę w serwisie. W trakcie umawiania tradycyjnie obsługa udawała, że jest jej przykro, ale nie mogą pomóc, jeśli test wychodzi dobrze, bo takie mają dyspozycje z centrali. Pisz Pani na Berdyczów. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że lubię jeździć tym autem - oczywiście jeśli akurat jeździ. Ten brak pewności i niezawodności robi się dodatkowo niebezpieczny jak człowiek opiekuje się schorowaną matką lub wnukiem. Mąż pracuje poza domem - jest w ciągłych rozjazdach, a ja ciągle się boję, że w chwili próby zawiodę, bo nowe super-nowoczesne auto nie odpali. Na pytanie dlaczego nie wezmę innego auta od razu odpowiem - Tiguanem na co dzień jeździ mąż, a w Mazdzie nie czuję się pewnie - jest ogromna. Na forach cały czas się gotuję, a Toyota dalej opowiada bajki z "mchu i paproci", jakie to nowoczesne i bezawaryjne auto. Jeżeli akumulatory są tak złe, to czemu ich nie wymieniają, nie zwiększą pojemności, czemu nie zmieniają oprogramowania? Ostrzegam wszystkich potencjalnych kupców nowej hybrydowej Yariski, że ten zakup to prośba o kłopoty, potem rozczarowanie, a na końcu wstyd i brak pomocy ze strony serwisu. Znaczy - pomoc jest, ale udawana i nieskuteczna oraz pełna dobrych rad. Szkoda, że nie przed zakupem.

A na koniec hit. Jak teraz zgłaszałam auto w serwisie to w gablocie zachęcano do zakupu... boostera. Nie lepiej od razu dokładać do auta?

Z poważaniem 

Wiola "

Wyprzedzał wprost na kolumnę samochodówPolicja
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas