Ile auta elektryczne naprawdę przejadą zimą? Ten test nie pozostawia złudzeń
Norweski automobilklub NAF opublikował dane testu realnego zasięgu samochodów elektrycznych w warunkach zimowych. Tym razem na dalekie trasy po ośnieżonych drogach Norwegii wyruszyły aż 23 auta z wtyczką. Zwycięzca - chiński HiPhi Z - zdeklasował konkurencję pokonując na jednym ładowaniu aż 522 km.
NAF czyli Norweskie Stowarzyszenie Motoryzacyjne cyklicznie organizuje testy zasięgu i ładowania samochodów elektrycznych. Próby organizowane są dwa razy do roku, w warunkach letnich i zimowych. W drugim przypadku oznacza to temperatury sporo poniżej zera i wymagającą trasę z dużymi przewyższeniami. Jak wypadło najnowsze norweskie porównanie zasięgu samochodów bateryjnych?
Najnowsza edycja zimowego testu zasięgu NAF odbyła się 31 stycznia. W sumie sprawdzianowi poddano aż 23 modele samochodów elektrycznych. Wszystkie wyjechały z Oslo o godzinie 9 rano i udały się w kierunku malowniczej miejscowości Dombås w północnym hrabstwie Innlandet w Norwegii.
Trasa nie jest przypadkowa. Pojazdy wyruszają na drogę niemalże z samego wybrzeża i kończą podróż w centrum kraju, w górskiej miejscowości będącej ośrodkiem sportów zimowych. Dystans dzielący oba miasta to około 335 km, ale podróż kończy z reguły dużo dalej. Samochody jadą bowiem do momentu całkowitego rozładowania.
Profil trasy stawia przed pojazdami duże wyzwania. Oprócz temperatur (minimalna w dniu testu wyniosła - 11 stopni Celsjusza), chodzi również o przewyższenia. Test rozpoczyna się na wysokości 18 m n.p.m., a w najwyższym punkcie przebiega drogami położonymi na wysokości ponad 1060 m n.p.m.
Dla fanów elektromobilności mamy dobre informacje. Z norweskich testów wynika, że zasięg aut powoli przestaje być realnym problemem, a postęp jaki dokonał się na tym polu w ostatnim czasie śmiało nazwać można imponującym. W pierwszej edycji zimowego testu NAF w 2020 roku średni deklarowany przez producentów zasięg testowanego pojazdu wynosił 373 km. Dla porównania, w najnowszej serii testów było to już 530 km.
Sprawa jest oczywiście skomplikowana, bo o ile w pierwszej serii testów przeważały pojazdy segmentu C, jak np. Volkswagen e-Golf, Nissan Leaf czy BMW i3, o tyle obecnie w szranki stawały m.in. takie wielkie i ciężkie pojazdy, wyposażone w potężne bateria, jak np. Audi Q8 e-tron, Volkswagen ID.7, Mercedes EQE 350 czy nawet Ford F-150 Lightning Lariat (czyli dokładnie takiej, jakich nie chcą widzieć w mieście paryżanie). Które modele najlepiej poradziły sobie z próbą zasięgu w warunkach zimowych?
W pierwszej piątce aut, które w prawdziwych warunkach drogowych przejechały zimą największy dystans na jednym ładowaniu znajdziemy aż 4 producentów związanych z Chinami. Samochodem, który zdeklasował rywali jest chiński HiPhi Z. Skonstruowany w 2022 roku, przez chiński startup Human Horizons, pięciodrzwiowy shooting brake długości ponad 5 m ma napęd na obie osie i rozwija aż 672 KM (3,8 s do 100 km/h). Akumulator o potężnej pojemności 120 kWh daje mu deklarowany zasięg 555 km wg standardu WLTP. W teście drogowym norweskim kierowcom udało się pokonać bez ładowania rekordowy dystans 522 km, czyli zaledwie o 6 proc. mniej niż deklaracja producenta, a trzeba pamiętać, że w czasie testu temperatura otoczenia dochodziła do minus 11 stopni Celsjusza.
HiPhi Z ma oczywiście swoje wady. Oprócz małego bagażnika (pojemność zaledwie 316 l) największą jest cena. W Norwegii zaczyna się od 1,1 mln koron, czyli około 415 tys. zł. Warto jednak zauważyć, że pierwszy raz w historii zestawienia, w teście zasięgu zwyciężył samochód z Chin, a nie - jak to bywał do tej pory - Tesla. Przy okazji warto dodać, że testowana w tej serii prób Tesla Model 3 Long Range Dual Motor, zamiast deklarowanych 629 km, pokonała dystans 441 km, czyli już ponad 30 proc. mniejszy.
W pierwszej piątce aut o najwyższym zasięgu, poza HiPhi Z, znalazły się też kolejno:
- Nio ET5 AWD Long Range Touring - deklarowany zasięg 560 km, realny zasięg - 481 km (różnica - 15 proc.)
- Hyundai Ioniq 6 Long Range RWD Premium - deklarowany zasięg 614 km, realny zasięg - 468 km (różnica - 24 proc.)
- Lotus Eletre S - deklarowany zasięg 530 km, realny zasięg 465 km (różnica - 12 proc.)
- Nio EL6 AWD Long Range - deklarowany zasięg 529 km, realny zasięg 456 km (różnica - 14 proc.)
Biorąc pod uwagę sam zasięg, bez odnoszenia go do segmentu pojazdu czy pojemności baterii, najgorzej wypadały w teście samochody skonstruowane w Europie. Aż trzem z nich nie udało się pokonać na jednym ładowaniu dystansu 300 km. Były to:
- Jeep Avenger - 286 km zamiast deklarowanych 385 km (-109 km; różnica 26 proc.),
- Opel Astra - 296 km zamiast deklarowanych 413 km (-117 km; różnica 29 proc.),
- Peugeot e-308 - 297 km zamiast deklarowanych 409 km (-117 km; 28 proc).
Mocno "zebrało się" też Volkswagenowi, Volvo i Toyocie. Zdaniem Norwegów, deklarowany przez tych producentów zasięg jest średnio aż o ponad 30 proc. wyższy od realnych przebiegów w warunkach zimowych.
Przykładowo, rodzinny Volkswagen ID.7 Pro (77 kWh, 286 KM), zamiast deklarowanych 606 km, przejechał w teście "zaledwie" 414 km (-32 proc.), a Volvo C40 Recharge Long Range RWD Ultimate - jedynie 395 km zamiast deklarowanych 572 km (-31 proc.). W przypadku Toyoty sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, bo norweski importer nie udostępnił samochodu do testu, przez co twórcy zestawienia musieli posiłkować się autem z wypożyczalni. Testowana Toyota BZ4X AWD Active Tech mogła więc nie być wyposażona w najnowsze oprogramowanie, co nie zmienia faktu, że zamiast deklarowanych 460 km, w czasie testu pokonała zaledwie 314 km (-32 proc.).