Polski kierowca

Psychotechnika powinna obowiązywać wszystkich

Badania psychologiczne kandydatów na kierowców, popularnie określane jako psychotechnika, obejmują jedynie kierujących pojazdami zawodowo. Tak, jakby tylko oni mogli stworzyć prawdziwe zagrożenie na drodze. A przecież po polskich drogach jeździ ponad 20 milionów samochodów i ogromna większość z nich jest kierowana przez tzw. amatorów. I to oni stwarzają największe niebezpieczeństwo!

Według obowiązującego prawa, badania badaniu psychologicznemu przeprowadzanemu w celu ustalenia istnienia lub braku przeciwwskazań psychologicznych do kierowania pojazdem, zwanym dalej "badaniem psychologicznym w zakresie psychologii transportu", podlegają jedynie osoby ubiegające się o prawo jazdy kat. C1, C1+E, C, C+E, D1, D1+E, D i D+E lub uprawnienia do kierowania tramwajem albo o zezwolenie na kierowanie pojazdem uprzywilejowanym oraz pojazdem przewożącym wartości pieniężne.

Oznacza to więc, że osoby ubiegające się po raz pierwszy o prawo jazdy  kat. AM, A1, A2, A, B1, B, B+E i T nie muszą poddawać się takim badaniom.

Reklama

Będąc zatem konsekwentnym i myśląc logicznie łatwo wywnioskować, że osoby te mogą mieć przeciwwskazania psychologiczne do kierowania pojazdami i mimo to prawo jazdy uzyskają... Wynika to wprost z samej ustawy.

Kto powoduje więcej wypadków: amator czy zawodowiec?

Popatrzmy teraz na problem ze statystycznego punktu widzenia. W naszym kraju mamy około 20 milionów samochodów osobowych, 3 miliony samochodów ciężarowych i 1 milion motocykli. Największe prawdopodobieństwo spowodowania wypadku dotyczy więc jakiej grupy pojazdów? Na to pytanie potrafi chyba odpowiedzieć nawet przedszkolak. Oczywiście osobówek, których jest prawie 7-krotnie więcej, niż ciężarówek.

Teraz sięgnijmy do policyjnych raportów. Dane z roku 2015 wskazują, że kierowcy osobówek spowodowali 78% wypadków, kierowcy samochodów ciężarowych 5,9 %, kierowcy autobusów 1,4%, motocykliści 3,1%, rowerzyści natomiast aż 6 %. Pokazuje to jasno, kto stanowi największe zagrożenie.

Gdyby przyjąć, że do tzw. amatorów zaliczamy kierowców samochodów osobowych (tę grupę zmniejszamy o 5 % odliczając taksówkarzy za zawodowców), motocyklistów i rowerzystów, a pozostałych kierujących do kierowców zawodowych, to wynika stąd, że: zawodowcy spowodowali 19% wypadków, a amatorzy 81%

To chyba mówi samo za siebie. Dlaczego więc badaniom psychologicznym nie poddaje się tych kierujących, którzy są sprawcami ogromnej większości tragedii na drogach?

Duży jest bardziej niebezpieczny?

Być może wynika to z głupiego i dyletanckiego myślenia, że duży pojazd (ciężarówka, autobus) może stwarzać większe zagrożenie, niż samochód osobowy. Tymczasem nawet małe autko waży kilkaset kilogramów i potrafi z łatwością rozpędzić się do co najmniej 150 km/h. Jeśli za jego kierownicą zasiada pozbawiony wyobraźni dureń, to ten niewielki samochodzik staje się śmiercionośnym pociskiem. Bez problemu potrafi kogoś zabić, albo uczynić kaleką. Pieszemu albo innemu kierowcy jest wszystko jedno, czy zabije go zawodowiec, czy amator. Skutek będzie przecież taki sam.

Z drugiej strony warto mieć na uwadze, że kierowcy zawodowi pokonują codziennie kilkaset kilometrów, podczas gdy amatorzy o wiele mniej. Ci ostatni jeżdżą zazwyczaj do pracy, do szkoły, po zakupy, załatwiając różne sprawy itd. Mają więc z natury rzeczy mniejsze doświadczenie za kierownicą. Wykazują się zatem mniejszym opanowaniem, słabszą wyobraźnią i umiejętnością przewidywania.

W jakim samochodzie łatwiej napotkać durnia?

Znowu posłużmy się logicznym myśleniem i wnioskowaniem. Dla kierowcy zawodowego prowadzenie samochodu to praca. Jej utrata może się wiązać z bardzo poważnymi dolegliwościami i kłopotami życiowymi, a zatem zawodowcy raczej uważają, aby nie zmalować czegoś, co przekreśli możliwość wykonywania zawodu.

Za to w samochodzie kierowanym przez amatora o wiele łatwiej spotkać zakompleksionego napaleńca dowartościowującego się ryzykancką i agresywną jazdą, słodką panienkę, która potrafi nie zauważyć hamującego przed nią pojazdu, bo przegląda się w lusterku, trzęsącego się dziadka, ledwo widzącego i głuchego jak pień, naćpanego narkomana, pijaka, małolata popisującego się przed kolegami itd.

Ja nie bronię kierowców zawodowych i nie zamierzam ich wcale gloryfikować. Wśród kierowców ciężarówek i autobusów też jest sporo dyletantów, ryzykantów, niedouczonych i zbyt pewnych siebie partaczy. Jednak sama logika wskazuje, że im większa grupa ludzi, tym większe ryzyko wypadku. A jeśli w dodatku w tej większej grupie stawia się kandydatom na kierowców mniejsze wymagania....

Dopiero jak dureń kogoś zabije, to idzie na badania

Oczywiście, mądry Polak po szkodzie. Wielce wydumane przepisy (Ustawa o kierujących pojazdami) stanowią, że badaniu psychologicznemu podlegają osoby ubiegające się o przywrócenie uprawnienia w zakresie prawa jazdy kategorii AM, A1, A2, A, B1, B, B+E i T, wobec której wydana została decyzja o cofnięciu uprawnienia z powodu:

- ponownego przekroczenia liczby 24 punktów otrzymanych za naruszenie przepisów ruchu drogowego w okresie 5 lat od dnia wydania skierowania na kurs reedukacyjny,

- popełnienia w okresie próbnym trzech wykroczeń przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji lub jednego przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji.

Ponadto badaniu psychologicznemu poddawany jest kierujący motorowerem, pojazdem silnikowym lub tramwajem, jeżeli był sprawcą wypadku drogowego, w następstwie którego inna osoba poniosła śmierć lub doznała obrażeń. Oznacza to zatem, iż kierowca-amator musi kogoś zabić lub ciężko zranić albo stworzyć bardzo poważne zagrożenie i dopiero wtedy podlega badaniom psychologicznym.

Byłoby luźniej na drogach

A teraz pomyślcie, co by było, gdyby badaniom psychologicznym poddawano obowiązkowo wszystkich kandydatów na kierowców, zanim jeszcze rozpoczną kurs i zdadzą egzamin. Odpadliby ci zbyt nerwowi i agresywni, którzy własne problemy odreagowują za kierownicą, a więc złośliwie zajeżdżają drogę, przejeżdżają pieszym tuż przed nosem, z byle powodu posługują się klaksonem itp.

Odpadliby mistrzowie (we własnym mniemaniu), którzy ryzykancko wyprzedzają na trzeciego, notorycznie przekraczają nakazaną zdrowym rozsądkiem prędkość, siedzą poprzedzającemu pojazdowi niemal na bagażniku, miotają się z pasa na pas, ignorują sygnał czerwony, omijają półzapory na przejazdach kolejowych.

Odpadliby drogowi nieudacznicy, mający problemy z koncentracją i koordynacją psychoruchową, a więc nie potrafiący zaparkować osobówką w miejscu, gdzie ja wjechałbym TIR-em, prezentujący brak zdecydowania, wykonujący zaskakujące manewry...

Odpadliby osobnicy mający zbyt zaawansowany wiek, by móc kierować autem, a więc charakteryzujący się dalece osłabionym refleksem, zaburzeniami widzenia itd. Odpadliby nieodpowiedzialni smarkacze, którzy nie dorośli jeszcze do tego, by kierować pojazdem, wykazujący brak odpowiedzialności i rozsądku.

Odpadłyby różne tzw. słodkie idiotki, czyli panie, które uważają, że za kierownicą wszystko im wolno ze względu na płeć, a więc potrafiące walnąć kogoś w bok auta i wydawać naiwne okrzyki: "ojej, nie zauważyłam pana" albo przejechać komuś po nogach i nawet tego nie zauważyć. Odpadliby panowie z kompleksem małego... no, powiedzmy rozumu, którzy dowartościowują się ruszaniem z piskiem opon, gwałtownym hamowaniem w ostatniej chwili, popisywaniem się przed pasażerką.

Ha, ha...  Wyobraźcie sobie, jak byłoby luźno na drogach. Żadnych korków, sprawna i bezpieczna jazda, życzliwość i wyrozumiałość. Tyle tylko, że nie wiadomo, ilu z was mogłoby wówczas ubiegać się o prawo jazdy, prawda?

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama