OC od kierowcy, a nie od pojazdu?
W Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach, motoryzacyjne ubezpieczenie OC jest obowiązkowe. To bardzo dobrze, bo gdyby było dobrowolne, mało kto decydowałby się na wykupienie polisy. W razie wypadku poszkodowanemu pozostawałaby jedynie możliwość dochodzenia od sprawcy odszkodowania przed sądem z powództwa cywilnego, a to jest zawsze długotrwałe i niepewne. Polisa OC znacznie ułatwia procedury, a jeśli nawet pojazd sprawcy wypadku lub kolizji nie miał wykupionego ubezpieczenia, Fundusz Gwarancyjny pokrywa koszty naprawy auta lub leczenia ofiar, a potem dochodzi zwrotu należności od posiadacza samochodu. Ubezpieczenie OC dotyczy każdego pojazdu mechanicznego (samochodu, motocykla, przyczepy), ale de facto ma niewiele wspólnego z osobą kierującą tym pojazdem. I tu należy sobie zadać podstawowe pytanie: kto powoduje wypadki i czyni szkody: pojazd czy osoba nim kierująca?
Art. 4 ust. 1 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych stanowi, że obowiązkowe jest ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych za szkody powstałe w związku z ruchem tych pojazdów, zwane dalej "ubezpieczeniem OC posiadaczy pojazdów mechanicznych".
1 grudnia 2017 r. posłowie Adam Ołdakowski i Jerzy Gosiewski skierowali do ministra finansów interpelację "w sprawie zmiany w ubezpieczeniu OC dla kierowców posiadających więcej niż jeden pojazd". Na tej podstawie media puściły wodze fantazji, zwiastując mającą nastąpić rewolucję w systemach ubezpieczeń. Ze wspomnianej interpelacji poselskiej miało jakoby wynikać, że już niedługo OC będzie naliczane od kierowcy, a nie od pojazdu.
Po pierwsze, sama interpelacja nie jest nawet inicjatywą ustawodawczą, a tym bardziej poselskim projektem ustawy. Po drugie w tejże interpelacji nie było postulatu całkowitej zmiany sposobu naliczania składek na ubezpieczenie OC. Zmiana miała dotyczyć tylko kierowców posiadających więcej niż jeden pojazd. Co więcej, niektórzy dziennikarze pisali o mających rzekomo nastąpić rewolucyjnych zmianach w OC w czasie, kiedy to ukazała się już odpowiedź przedstawiciela Ministerstwa Rozwoju i Finansów na wspomnianą interpelację. Miało to miejsce 20 grudnia 2017 r.
Ministerstwo w tej odpowiedzi zdecydowanie broni funkcjonujących obecnie zasad, powołując się na istniejące regulacje systemowe. Wprawdzie regulacje te można by zmienić, ale wydaje się, że resort finansów nie ma na to najmniejszej ochoty, chociażby z tego względu, iż wymagałoby to przebudowy bardzo wielu aktów prawnych dotyczących ubezpieczeń i wywołałoby ogromne zamieszanie.
Media wprowadziły zatem kierowców w błąd chociażby takimi sensacyjnymi tytułami: "Zapowiada się rewolucja w systemie OC", "Już wkrótce będziemy płacić OC od kierowcy, a nie od samochodu" itp. Okazało się to typową kaczką dziennikarską.
Niezależnie od tego proponuję jednak panom posłom Ołdakowskiemu i Gosiewskiemu, a także czytelnikom przeanalizowanie wspólnie ze mną wszystkich ZA i PRZECIW w sprawie naliczania składek ubezpieczenia OC od kierowcy, a nie od pojazdu. Uważam bowiem, że taka zasada byłaby o wiele bardziej sprawiedliwa. Sprzyjałaby także podniesieniu poziomu bezpieczeństwa na polskich drogach poprzez eliminowanie kierowców wybitnie niebezpiecznych i regularnie czyniących szkody. To zaś mogłoby pozwolić na obniżenie wysokości składek OC dla pozostałych.
Argumenty ZA
Każdy posiadacz pojazdu mechanicznego musi obecnie wykupić ubezpieczenie OC na ten pojazd. Wprawdzie w ustawie jest mowa o ubezpieczeniu odpowiedzialności cywilnej posiadacza pojazdu, ale musimy płacić za każdy pojazd oddzielnie. Wynika stąd, że de facto polisa OC przypisana jest do poszczególnych pojazdów. W odpowiedzi na wspomnianą interpelację posłów Adama Ołdakowskiego i Jerzego Gosiewskiego przedstawiciel ministerstwa pisze m.in.:
Odpowiedzialność za wyrządzoną szkodę została przypisana do osoby (posiadacza pojazdu), nie zaś do pojazdu. Wynika to m.in. z faktu, że sprawcą szkody pozostaje kierowca poruszający się określonym pojazdem, a nie sam pojazd mechaniczny.
Ta argumentacja nie wytrzymuje jednak krytyki z prostego powodu: nie zawsze posiadacz pojazdu kieruje nim w chwili wypadku lub kolizji. Należy więc zadać sobie pytanie: jeśli jestem posiadaczem samochodu, to dlaczego mam ponosić odpowiedzialność za szkody spowodowane ruchem tego pojazdu, jeżeli to nie ja nim kierowałem, ale ktoś inny? W Polsce stawki ubezpieczenia OC są obliczane według szeregu różnych kryteriów. Najważniejsze z nich to:
- wiek kierowcy
- region kraju
- pojemność skokowa silnika
- dotychczasowa bezszkodowość.
W praktyce to jedna wielka fikcja! Nagminną praktyką jest rejestrowanie samochodu przez młodych kierowców na starszego członka rodziny, np. na tatusia, który jeździł bezszkodowo i dlatego przysługują mu zniżki. W rzeczywistości tym autem jeździ teraz 19-letni syn. Bardzo popularne jest także rejestrowanie pojazdu na kuzynkę ze wsi lub małego miasteczka, bo tam stawki OC są o wiele niższe. W rzeczywistości ten samochód będzie jeździł w Warszawie albo w innym dużym mieście.
Zastanówmy się też, jaki wpływ na ewentualną szkodowość ma pojemność silnika. Kiepski kierowca nawet malutkim autkiem albo motocyklem może wyrządzić bardzo poważne szkody. Dobry kierowca tego nie uczyni, nawet jeżeli pod maską jego auta znajduje się 6-litrowy silnik.
Zobacz również:
- Zwracają do 85 proc. ceny samochodu. Rusza nowy program
- Zakaz rejestracji samochodów spalinowych chwieje się w posadach
- Toyota Urban Cruiser rusza na podbój miast. Podgryzie Yarisa Cross
- Rozwiązali problem płatności za mandaty. Koniec z gotówką w schowku
- Jak zostać instruktorem jazdy Porsche? Janusz Dudek zdradza sekrety swojej pracy
- Elektryczny DS N8 imponuje zasięgiem. Ale ta kierownica to pomyłka
- Brawura pod szkołą się nie opłaciła. Kara będzie sroga
Aby móc ocenić faktyczną szkodowość danego kierowcy, należałoby przeanalizować jego osobistą historię za kierownicą. Sprawdzić, ile spowodował z własnej winy kolizji, a tym bardziej wypadków. Obecny system na to nie pozwala. Trudno bowiem oceniać szkodowość posiadacza pojazdu. Byłoby to miarodajne tylko przy założeniu, iż wyłącznie posiadacz tym pojazdem kieruje.
W praktyce mamy więc do czynienia z sytuacją bardzo korzystną dla firm ubezpieczeniowych, ale rozwiązania te są zupełnie oderwane od realiów, a w dodatku stwarzają szerokie pole do nadużyć i oszustw. Weźmy tez pod uwagę dwa następujące przykłady.
Przykład 1.
Pan X jest posiadaczem samochodu osobowego. Od wielu lat jeździ bez żadnej kolizji i dlatego przysługują mu znaczne zniżki w ubezpieczeniu OC. Pewnego dnia kolega pana X prosi go o krótkotrwałe pożyczenie auta, gdyż jego samochód jest w naprawie, a musi odwieźć żonę do szpitala. Pan X wyświadcza przysługę koledze i użycza mu samochód. Kolega powoduje kolizję. W rezultacie pan X automatycznie traci przysługujące mu dotychczas zniżki, a w jego ubezpieczeniowej kartotece zostaje zapisana szkoda, tak jakby on sam ją spowodował. Natomiast kolega pana X płaci tylko mandat, ale ta kolizja w rejestrach ubezpieczeniowych nie figuruje na jego koncie. Czy to jest słuszne i sprawiedliwe?
Przykład 2.
Pan Y prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą. Załóżmy, że jest to firma hydrauliczna. Pan Y ma 3 samochody (zarejestrowane na siebie), którymi jego pracownicy dojeżdżają do klientów. Jeden z tych pracowników powoduje kolizję. Jaki jest skutek? To pan Y, a nie ten kierowca. zostaje obciążony utratą zniżek na OC i może pożegnać się ze swoją dotychczasową bezszkodowością.
W dodatku utrata składek dotyczy nie tylko tego samochodu, którym pracownik spowodował kolizję, ale i wszystkich pozostałych aut pana Y. Co więcej, ten kierowca pana Y może być jednocześnie posiadaczem swojego prywatnego samochodu. Mimo, że to on spowodował kolizję, nie zostanie pozbawiony zniżek i nadal w rejestrach ubezpieczycieli będzie uchodził za kierowcę bezszkodowego.
Czy to jest sprawiedliwe? Czy to ma sens?
W rejestrach firm ubezpieczeniowych jedni kierowcy uchodzą zatem za wzorowych i bezszkodowych, chociaż tak naprawdę spowodowali kilka stłuczek albo nawet wypadek (tyle że nie swoim samochodem), podczas gdy inni mają konto obciążone kolizjami, których nigdy sami nie spowodowali.
Funkcjonujący obecnie system nie pozwala więc na wiarygodne ocenianie kierowców pod kątem bezpiecznej jazdy. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby każdy kierowca miał polisę OC przypisaną do niego personalnie, a nie do jakiegoś pojazdu. Wówczas to kolega pana X ponosiłby wszystkie skutki kolizji, którą spowodował jego samochodem. Podobnie w przypadku pana Y: to jego pracownik utraciłby zniżki za kolizję spowodowaną firmowym samochodem, a nie pan Y jako posiadacz tego pojazdu.
Co więcej, taki system w ciągu kilku lat pozwoliłby na wytypowanie kilku grup kierowców w zależności od ich dotychczasowej przeszłości za kierownicą. Przykładowo można by wyodrębnić następujące grupy kierowców:
- wybitnie niebezpieczny
- znacznie niebezpieczny
- średnio niebezpieczny
- przeciętny
- średnio bezpieczny
- raczej bezpieczny
- bardzo bezpieczny
- wzorowy.
To oczywiście tylko przykład. Kierowca, który w ciągu 3 lat spowodował 5 stłuczek i 1 wypadek z ofiarami, trafiałby do grupy "wybitnie niebezpieczny" i wówczas płaciłby OC w wysokości 1000 % składki bazowej. Jednocześnie odpadłby argumenty, że kierowcy czynią tak dużo szkód i dlatego składki OC wciąż muszą rosnąć. Ci, którzy faktycznie są sprawcami poważnych kolizji i wypadków, zostaliby obciążeni ogromnymi zwyżkami kosztów ubezpieczenia. Ale tylko oni, a nie wszyscy!
Z kolei kierowca, który w ciągu 10 lat nie spowodował żadnej kolizji ani wypadku mógłby być zakwalifikowany do grupy "bardzo bezpieczny" i w takim przypadku przysługiwałaby mu zniżka w wysokości 80 %. Dla tych wzorowych, bez żadnej stłuczki proponuję nawet 95 % zniżki. Opłaty byłyby wówczas symboliczne i zachęcały do bezpieczne jazdy.
Taki system pozwoliłby w znacznej mierze na eliminowanie drogą finansową kierowców stwarzających największe zagrożenie na drogach. Nie każdy byłby bowiem w stanie zapłacić składkę roczną w wysokości np. 9000 czy 12 000 złotych.
Weryfikacja kierowców pod kątem bezpieczeństwa jazdy byłaby szczególnie pożyteczna w przypadku zawodowców. Jeżeli chcesz jeździć autobusem, tirem albo taksówką, ale zaliczasz się do grupy kierowców niebezpiecznych, to pracodawca ma obowiązek odmówić zatrudnienia takiego pracownika. Nie uzyskasz też licencji taksówkarza. Nie dostaniesz służbowego samochodu. Byłaby to weryfikacja bardzo obiektywna, gdyż w przypadku polisy OC bierze się pod uwagę tylko wypadki i kolizje zawinione przez ciebie. Ponadto pracodawcy mieliby świetną możliwość oceny kandydata na kierowcę. Jeżeli zgłasza się do mnie facet, który ma na swoim koncie kilkanaście stłuczek albo poważne wypadki, to nie będę podejmował ryzyka zatrudniania kogoś takiego.
Ponadto proponowałbym wprowadzić taką samą zasadę, jaka obowiązuje na Wyspach Brytyjskich. Tam brak polisy OC traktowany jest jako przestępstwo. Wówczas kierowcy, którzy jeżdżą bez ważnego OC wiedzieliby, że mogą ich za to spotkać bardzo poważne konsekwencje. W Anglii kierowca, który nie ma polisy OC, naraża się na odholowanie samochodu, a jeśli w wymaganym czasie nie wykupi polisy, pojazd zostanie ze złomowany. Ponadto czeka go rozprawa w sądzie. Jak wykazują badania, w Polsce jeździ kilka milionów pojazdów bez OC. Co za to grozi? Tylko mandat...
System przypisywania ubezpieczenia OC do kierowcy, a nie do pojazdu miałby też dobre strony dla tych posiadaczy pojazdów, którzy używają ich okresowo. Na przykład ktoś ma kampera, którym tylko raz w roku jeździ na wakacje. Obecnie płaci za niego OC za cały rok. Ktoś inny ma przyczepę kempingową. Sytuacja jest identyczna - płaci OC za 12 miesięcy, chociaż używa jej tylko podczas urlopu. Jeszcze inny kierowca ma przyczepkę towarową, z której też korzysta sporadycznie, ale musi płacić ubezpieczenie OC przez cały rok. Podobnie jak osoba mająca dwa samochody z czego jeden użytkowany regularnie, a drugi wyciągany z garażu tylko na weekendowe przejażdżki. No i wreszcie motocykliści, którzy w okresie zimowym odstawiają swoje jednoślady do garażu, ale też płacą OC tak, jakby jeździli przez cały rok.
Argumenty PRZECIW
Oczywiście to rozwiązanie, które proponuję, nie jest wolne od wad. Pojawiałyby się one szczególnie w sytuacjach, kiedy to z jednego samochodu korzysta kilku członków rodziny, np. mąż, żona, syn i córka. Wówczas każda z tych osób, chcąc jeździć, musiałaby mieć odrębną polisę OC. Myślę jednak, że firmy ubezpieczeniowe mogłyby się pokusić o ofertę tanich pakietów rodzinnych. Dla młodych kierowców, którzy nie mają własnego auta i tylko od czasu do czasu jeżdżą samochodem rodziców albo pożyczonym od kolegi, w takim systemie wykupowanie osobistej polisy OC byłoby kosztowne i trochę bezsensowne. Ale przecież ci młodzi ludzie zapewne zakładają, że kiedyś dorobią się jakiegoś pojazdu albo ubłagają rodziców, aby im go kupili. Tak czy inaczej muszą więc kiedyś zacząć działać na własny rachunek, także w zakresie odpowiedzialności za swoje czyny.
W systemie obowiązkowych polis osobistych OC (czyli przypisanych do osoby kierowcy, a nie posiadacza pojazdu) prawo jazdy stałoby się de facto niewiele wartym dokumentem bez ubezpieczenia OC. Nie dawałoby możliwości przejechania się samochodem kolegi albo wujka. Żona, która ma prawo jazdy bez polisy OC, nie mogłaby poprowadzić auta w przypadku gdy mąż sobie wypił na imprezie. Nie są to jednak moim zdaniem poważne argumenty. Jeśli młody człowiek chce wkroczyć na drogę motoryzacji, to przecież nie zakłada chyba, że będzie stale jeździł samochodem ojca. Sporadycznych przejażdżek musi sobie odmówić, ale one niewiele dają. Prawdziwym kierowcą stajesz się wtedy, kiedy jeździsz na co dzień. Wstawiony mąż może natomiast wezwać sobie taksówkę, nie musi sadzać żony za kierownicą.
Pożyczając komuś samochód, musielibyśmy oczywiście we własnym interesie sprawdzić, czy ten człowiek ma ważną osobista polisę OC. Użyczenie samochodu osobie nieposiadającej tej polisy byłoby traktowane tak samo jak kierowanie samochodem bez OC, czyli jak przestępstwo.
Zastanówcie się, czego chcecie
Według mojej oceny argumentów PRZECIW jest zdecydowanie mniej, niż argumentów ZA. Taki model z powodzeniem funkcjonuje na Wyspach Brytyjskich. Ministerstwo powinno rozważyć, czy chce promować istniejący obecnie system, pełen niedoskonałości, niesprawiedliwy, oparty na fikcji i niedający podstaw do rzetelnej oceny kierowcy pod względem bezpieczeństwa jazdy. Może warto jednak wypracować nową solidną formułę ubezpieczeń, która będzie promować kierowców jeżdżących bezpiecznie i utrudniać życie tym, którzy czynią szkody? To byłoby w interesie nas wszystkich.
Polski kierowca