Masz wolne 500 zł? Punkty karne nie będą ci straszne
17 września ubiegłego roku, kiedy to zmieniono taryfikator punktów karnych, likwidacji uległy również kursy reedukacyjne pozwalające kierowcy zmniejszyć liczbę zgromadzonych na swoim koncie punktów. Przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury głosili wówczas, że kursy takie nie spełniały swojej zasadniczej roli i dlatego ich likwidacja jest w pełni uzasadniona. Parę miesięcy później okazało się jednak, że resort zamierza te kursy przywrócić.
Wiceminister Infrastruktury Rafał Weber w ubiegłym roku powiedział: "Zysk z tego jeżeli chodzi o uświadomienie kierowcy, że zagraża innemu jest niewielki, stąd właśnie decyzja, aby uniemożliwić niwelację punktów karnych".
Istotnie, pan minister miał rację. Kilku wykładowców z różnych WORD-ów opowiadało mi, że podczas takich kursów panowie kierowcy siedzieli sobie ze znudzonymi minami, nierzadko ze smartfonami w dłoniach, zajmując się pisaniem i czytaniem sms-ów i po prostu odwalali te zajęcia, nie wykazując żadnego zainteresowania ani aktywności. Jeden z takich wykładowców (policjant) relacjonował, że kiedy pokazywał uczestnikom kursu fotografie z tragicznych wypadków, na sali rozlegał się rechot i padały różne wesołe komentarze typu "ale się rozwalił, ha ha ha".
- Prowadziłem te kursy, ale miałem przekonanie, że jest to syzyfowa i zupełnie bezcelowa robota. Ci ludzie przychodzili tylko po to aby zdjąć sobie z konta 6 punktów i nie wykazywali żadnego zainteresowania tym, co mówiłem - opowiadał policjant.
Obecnie rozważana koncepcja kursów reedukacyjnych, która czeka już tylko na podpis ministra zakłada, że kierowca, który zgromadził 24 punkty karne, będzie obowiązkowo uczestniczył w takim kursie i dzięki temu jego konto zostanie wyzerowane. A zatem nie byłoby redukcji liczby punktów karnych, ale całkowite oczyszczenie konta.
Kurs miałby trwać łącznie 28 godzin (4 dni po 7 godzin) i kosztować 500 zł.
Jeżeli po wyzerowaniu konta kierowca znowu w ciągu 5 lat uzbiera 24 punkty, to straci prawo jazdy i będzie musiał od nowa odbywać kurs w ośrodku szkolenia kierowców (obecnie musiał tylko zdać egzamin).
Resort teraz uzasadnia, że konieczność przywrócenia kursów reedukacyjnych wynika jakoby z delegacji ustawowej, która zobowiązywała do organizowania takich kursów. Jest to trochę naiwne, bo co trudnego w tym, żeby zmienić ustawę. Przecież ustawy zmieniają się co chwilę.
Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że główny nacisk na przywrócenie kursów pochodził z WORD-ów, które z dnia na dzień straciły pokaźne źródło dochodów.
W projekcie rozporządzenia dotyczącego programu nowych kursów zawarte są praktycznie te same zagadnienia, które występowały na dotychczasowych kursach. Pewną nowością ma być to, że uczestnik kursu będzie mobilizowany przez wykładowcę np. do opowiedzenia, jakie są przyczyny wypadków. Mają to być w założeniu zajęcia warsztatowe.
W rozporządzeniu nie określono jednak czy istnieje możliwość niezaliczenia zajęć uczestnikowi, który wykazuje zerową aktywność albo opowiada same bzdury. W programie zajęć zawarto natomiast zapis: "W przypadku ustalenia, że przyczyną naruszeń przepisów ruchu drogowego przez osobę szkoloną był brak wiedzy, należy przekazać jej określony zakres wiedzy".
Prawie każdy absolwent kursu na prawo jazdy jest niedouczony, a zatem wykładowcy będą mieli co robić. To jednak nie byłoby takie złe, być może kierowcy uczestniczący w takim kursie przynajmniej czegoś by się nauczyli.
Ja jednak nie wierzę, aby te nowe kursy tak znacząco różniły się od poprzednich, by mogły spełnić swoją rolę. Do tego potrzeba by było specjalistycznych filmów prezentujących działania pogotowia ratunkowego lub policji na miejscach wypadków, a także relacje tych kierowców, którzy stali się sprawcami najcięższych śmiertelnych zdarzeń. Takich materiałów oczywiście nie ma.
Być może, gdyby uczestnicy kursu zobaczyli, jak wycina się człowieka ze zmiażdżonego samochodu, gdyby usłyszeli jęk ciężko rannych dzieci, a potem posłuchali, co mają do powiedzenia kierowcy, którzy po pijanemu czy po narkotykach spowodowali śmiertelny wypadek i teraz siedzą za kratami, to zostałby w ich psychice jakiś ostrzegawczy sygnał.
Natomiast ględzenie o przewidzianych w programie "psychologicznych aspektach koncentracji, podzielności uwagi, agresji" jest z góry skazane na niepowodzenie. To może być dobre na kursach dla instruktorów albo egzaminatorów, ale nie dla kierowców - piratów.
Byłoby też lepiej, gdyby zamiast psychologów zajęcia te prowadzili ratownicy medyczni, którzy jeżdżą do wypadków i niejedno już widzieli. Mogliby sobie przy okazji dorobić.
Poza tym trudno oprzeć się wrażeniu, że główną motywacją zamiaru przywrócenia kursów reedukacyjnych jest po prostu kasa. Gdyby ministerstwo od razu zapowiedziało, że takie kursy będą przywrócone wyglądałoby to zupełnie inaczej. Jeśli jednak najpierw samo oświadcza, że te kursy prawie nic nie dawały, a potem je przywraca, to wygląda co najmniej dziwnie.
Pierwotnie zakładano, że kierowca, który zgromadził 24 punkty, musi ponieść z tego tytułu jakąś dolegliwość. Z pewnością taką dolegliwością była konieczność ponownego zdania egzaminu na prawo jazdy.
Teraz jednak okazuje się, że za jedyne 500 zł można się od tej dolegliwości wykupić. Ma to wątpliwy wydźwięk moralny, zwłaszcza, że w zapowiedziach dotyczących zwiększenia w taryfikatorze punktów karnych za wykroczenia oraz radykalnego zwiększenia wysokości mandatów powoływano się na kluczowy argument: konieczność stanowczej walki z kierowcami jeżdżącymi w sposób niebezpieczny.
Można zresztą zastanowić się, jaki sens ma ponowne zdawanie egzaminu na prawo jazdy przez kierowcę, który już jeździł, tyle że w sposób niebezpieczny albo po prostu miał pecha. Co da takiemu kierowcy ponowne jeżdżenie samochodem z instruktorem? Czy instruktor jest w stanie zmienić jego sposób jazdy, wykorzenić ryzykanctwo i lekceważenie zasad bezpieczeństwa? Oczywiście nie, ten kierowca zaliczy kurs, zda egzamin i znowu będzie jeździł po swojemu.
Aby kurs reedukacyjny miał sens, należałoby w jego ramach ulokować badania psychotechniczne. Wtedy zamiast wykładu byłaby możliwość sprawdzenia, czy dany kierowca ma predyspozycje do kierowania samochodem. Ponadto kurs reedukacyjny powinien kończyć się egzaminem, a w razie jego niezaliczenia kierowca powinien być pozbawiony prawa jazdy z zastrzeżeniem, że do kursu w celu odzyskania uprawnień może przystąpić np. dopiero po roku.
Apeluję do ministerstwa, aby prawidłowo oceniło realia i postarało się stworzyć takie kursy reedukacyjne, które naprawdę coś dadzą, które faktycznie wpłyną na mentalność uczestniczących w nich kierowców, a zarazem pozwolą stwierdzić, czy ci ludzie powinny mieć w ogóle prawo jazdy.
Wciąż mam bowiem nadzieję, że ministerstwo chciałoby stworzyć coś dobrego, tylko może do końca nie potrafi. Dlatego podpowiadam jak to zrobić. No chyba, że tak naprawdę chodzi tylko o kasę. Wówczas wszystko jest jasne i nie warto o tym dłużej dyskutować.
Polski kierowca
***