Hulajnogi są niebezpieczne. 36-latka zginęła pod ciężarówką

Nie żyje Emily Hartridge, popularna prezenterka telewizyjna i gwiazda serwisu YouTube. 36-latka zginęła w wypadku elektrycznej hulajnogi.

Do tragedii doszło na rondzie Queen’s Circus w Battersea w południowo-zachodnim Londynie. Prezenterka jechała na elektrycznej hulajnodze i zderzyła się z ciężarówką.

***

Parę miesięcy temu w kilku polskich miastach pojawiły się hulajnogi, które można wypożyczyć na minuty. Od razu zaznaczę, że nie jestem przeciwnikiem tych pojazdów, podobnie jak nie jestem wrogiem rowerów. Wszystko jednak powinno być robione z głową. W rzeczywistości okazało się, że polskie prawo nie jest w stanie uregulować zasad poruszania się hulajnogami, a ich użytkownikom - podobnie jak rowerzystom - często brakuje rozumu i kultury. Hulajnogi stały się za to doskonałym probierzem sprawności decydentów, wyobraźni społeczeństwa i wiedzy dziennikarzy. Na początku, kiedy hulajnogi wchodziły na ulice Wrocławia, Warszawy i Poznania, w mediach było mnóstwo zachwytów: jaki to wspaniały i nowoczesny środek lokomocji, jak ułatwi życie mieszkańcom, pozwoli szybko dojeżdżać do pracy itd. Mobilny, ekologiczny... Nikt z autorów tych pochwalnych peanów nie pomyślał wówczas, po jakich drogach te hulajnogi mają jeździć

Reklama


Po krótkim okresie eksploatacji hulajnóg okazało się natomiast, że do wszystkiego trzeba dorosnąć. Na ulicach zagościły hulajnogi porzucone byle jak, leżące na chodnikach, a niekiedy nawet na jezdni. Zdarzały się już przypadki pozbawionych wyobraźni użytkowników hulajnóg pędzących po chodnikach wśród idących pieszych. Można też było zobaczyć bardziej "odważnych", którzy jeździli hulajnogami po jezdniach wśród samochodów:

Dziewczyna na hulajnodze w dodatku ignoruje zasady pierwszeństwa. Jestem przekonany, że użytkownicy hulajnóg w krótkim czasie zaczną postępować tak jak ogromna większość rowerzystów: nas przepisy nie dotyczą, nam wszystko wolno...

Tak jak w tej sytuacji: osoba na hulajnodze jedzie beztrosko środkiem pasa ruchu, następnie ignoruje sygnał czerwony. Widziałem już także dwie osoby jadące na jednej hulajnodze, w tym także małe dzieci wiezione przez tatusia lub mamusię.

Czy hulajnoga nie jest pojazdem?

Niektórzy eksperci, a w ślad za nimi dziennikarze powtarzają, że hulajnoga nie jest zdefiniowana i nie można jej zaliczyć do pojazdów. A właściwie dlaczego nie? Zacytujmy definicję pojazdu zawartą w ustawie Prawo o ruchu drogowym (art. 2 pkt. 31):

"Pojazd - środek transportu przeznaczony do poruszania się po drodze oraz maszyna  lub urządzenie do tego przystosowane."

Hulajnoga jest z pewnością urządzeniem przystosowanym do poruszania się po drodze. Dlaczego więc wszyscy tak uporczywie twierdzą, że osoba poruszająca się na hulajnodze jest pieszym? Rzekomo tak ma wynikać z przepisów. Przytoczmy zatem art. 2 pkt. 18 ustawy:

"Pieszy - osoba znajdującą się poza pojazdem na drodze i nie wykonująca na niej robót lub czynności przewidzianych odrębnymi przepisami; za pieszego uważa się również osobę prowadzącą, ciągnącą lub pchającą rower, motorower, motocykl, wózek dziecięcy, podręczny lub inwalidzki, osobę poruszającą się w wózku inwalidzkim, a także osobę w wieku do 10 lat kierującą rowerem pod opieką osoby dorosłej."

W definicji pieszego nie ma ani słowa o hulajnodze. Trudno uznać osobę jadącą na hulajnodze jako osobę prowadzącą rower, wózek podręczny lub inwalidzki. A zatem wszystkie twierdzenia różnych ekspertów, specjalistów i niedouczonych redaktorów są niewiele warte. Proponuję najpierw wnikliwie przeczytać ustawę.

Hulajnoga na chodniku?

Jedna z firm wypożyczających hulajnogi bardzo sprytnie uchyliła się od odpowiedzialności za różne niebezpieczne zdarzenia, wprowadzając w swoim regulaminie zapis, że jazda po chodniku jest niedozwolona. W tej sytuacji, jeśli ktoś jedzie hulajnogą po chodniku, to łamie regulamin.

Powstaje tylko pytanie: po jakich drogach można taką hulajnogą jeździć? Te pojazdy osiągają prędkość do 25 km/h. Poruszanie się z taką prędkością wśród ludzi może stworzyć poważne zagrożenie. Chodnik przeznaczony jest dla pieszych. Poruszają się po nim również osoby starsze, niepełnosprawne, a także dzieci. Najechanie na taką osobę hulajnogą rozpędzoną do 25 km/h może spowodować groźne obrażenia.

Nasuwa się też pytanie: po co stworzono w tych pojazdach możliwość osiągania takiej prędkości?

Hulajnoga na jezdni?

Jazda hulajnogą po jezdni, wśród pędzących samochodów, jest natomiast wielce ryzykowna. Jest to pojazd mało stabilny, chwiejny, a kierowanie nim wymaga sporej dozy wyobraźni i rozsądku. Na co dzień widzimy, co wyprawiają na jezdniach rowerzyści. Czy chcemy wpuścić na te jezdnie kolejną grupę uczestników ruchu kompletnie nieprzygotowanych do poruszania się w nim?

Hulajnoga poruszająca się z prędkością 25 km/h wśród samochodów będzie stanowiła zawalidrogę, zmuszała kierowców do wyprzedzania. Nietrudno w takiej sytuacji o wypadek.

Hulajnoga na drodze dla rowerów?

Użytkownicy hulajnóg chcieliby korzystać z dróg dla rowerów, których jest coraz więcej. Niestety, prawo na to nie zezwala. A szkoda, bo drogi dla rowerów wydają się miejscem najbardziej odpowiednim dla hulajnóg. Wprawdzie rowerzyści podobno bardzo się irytują napotykając na swoich ddr-ach hulajnogi, ale to ich problem. Trzeba nauczyć się na drodze koegzystencji z innymi uczestnikami ruchu. Kierowców samochodów też irytują rowerzyści przeciskający się pomiędzy autami albo wjeżdżający nagle z chodnika na jezdnię. Mimo to muszą zaakceptować obecność rowerów na jezdni. Niech więc także rowerzyści zaakceptują na drogach dla rowerów inne pojazdy.

Ministerstwo chciało, ale Unia nie pozwoliła

Ministerstwo Infrastruktury przygotowywało projekt zmian w ustawie Prawo o ruchu drogowym, zamierzając wprowadzić definicję urządzenia transportu osobistego (UTO). Do tej grupy zaliczać miały się m.in. hulajnogi, monocykle napędzane siłą mięśni lub elektryczne, deskorolki, deskorolki elektryczne, wrotki, łyżworolki, segwaye. Definicja ta miała brzmieć następująco:

"UTO to urządzenie konstrukcyjnie przeznaczone do poruszania się pieszych, napędzane siłą mięśni lub za pomocą silnika elektrycznego, którego konstrukcja pozwala na rozwinięcie maksymalnej prędkości do 25 km/h, a jego szerokość nie przekracza w ruchu 0,9 m."

Niestety okazało się, że proponowane zapisy "wykraczały poza zakres wdrożenia do krajowego porządku prawnego postanowień dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/45/UE w sprawie okresowych badań zdatności do ruchu drogowego pojazdów silnikowych i ich przyczep". Tak wyjaśniło to ministerstwo, posługując się unijną nowomową. Trudno wprawdzie pojąć, co mają wspólnego okresowe badania zdatności do ruchu z określeniem dróg, po jakich miałyby jeździć hulajnogi. Czyżby one też  miały przechodzić co roku badania diagnostyczne? Wcale to nie wykluczone, biurokratyczne myślenie nie zna bowiem granic.

Co oznacza w praktyce taka decyzja? Ano to, że uregulowanie kwestii "gdzie mogą jeździć hulajnogi" odwlecze się nie wiadomo na jak długi okres. Okazuje się, że Unia Europejska najwyraźniej też nie nadąża za rzeczywistością. Wydaje się to zupełnie niezrozumiałe, bo skoro organizacja ta swego czasu zajmowała się tak ważnymi kwestiami jak długość i kąt ugięcia banana, to nie ma czasu, by zająć się hulajnogami?

Unijne normy nie powinny być w żadnym razie przeszkodą do uregulowania w polskim prawie kwestii tak istotnej jak pojawianie się w ruchu drogowym nowych rodzajów pojazdów. Przecież chodzi tu o bezpieczeństwo i wygodę milionów uczestników ruchu, nie tylko tych, którzy jeżdżą na hulajnogach, ale także tych, którzy na drogach je spotkają. Brak regulacji prawnej dotyczącej hulajnóg spowoduje natomiast bierną akceptację dla poruszania się takimi pojazdami po chodnikach.

Stworzycie przepisy - a kto będzie je przestrzegał?

Z drugiej strony nasuwa mi się taka myśl: czy warto tworzyć specjalne regulacje prawne, skoro zapewne i tak nie będą przestrzegane? Przecież w kodeksie drogowym jest mnóstwo przepisów dotyczących rowerzystów. No i co? Cykliści zazwyczaj w ogóle ich nie znają, a nawet jeśli znają, to mają je głęboko...

To samo będzie z hulajnogami. Mamy już pierwsze przykłady arogancji, bezmyślności i pospolitego chamstwa. Hulajnogi są często rzucane byle jak. Związek Niewidomych alarmuje, że tak porzucone hulajnogi stwarzają bardzo poważne zagrożenie dla osób poruszających się z białą laską:

Jeśli ktoś nie wie dlaczego, to wyjaśniam: osoba niewidoma może nie rozpoznać hulajnogi leżącej na chodniku i po prostu przewrócić się na niej.

Żaden przepis nie spełni swojej roli i tak naprawdę jest guzik wart, jeśli władza nie potrafi go wyegzekwować. Czy warto zatem opracowywać definicje, przepisy, skoro mało kto będzie ich przestrzegał? W dodatku użytkownicy hulajnóg będą się zapewne czuli równie bezkarni jak rowerzyści.

Gdyby tak poprosić policję o statystykę, ile w ciągu roku ukarano rowerzystów za przejechanie skrzyżowania lub przejścia dla pieszych na czerwonym świetle, to myślę, że naliczono by ich może 100 w całym kraju. A przecież rowerzyści czynią to nagminnie, na każdym kroku. Tak samo będzie z hulajnogami, zobaczycie!

A co na to firmy wypożyczające?

Oczywiste jest, że te firmy, które dziennikarze z upodobaniem nazywają startup-ami, chcą zarobić na tym interesie niezłą kasę. To zresztą naturalne. Tyle tylko, że przepisy są na dalszym miejscu. Wiadomo przecież, że te hulajnogi będą jeździć po chodnikach i żeby nawet wprowadzić najmądrzejsze przepisy, nic tego nie zmieni. Rowerzyści też jeżdżą po chodnikach kiedy tylko mają na to ochotę. I co, policja będzie ścigać hulajnogi?

Może więc należałoby po prostu ograniczyć prędkość hulajnóg np. do 10 km/h. Wówczas zagrożenie dla pieszych byłoby zdecydowanie mniejsze. Takie rozwiązanie uważam za racjonalne i w dodatku pozbawione zakłamania, w przeciwieństwie do  regulaminowego zapisu zabraniającego jazdy po chodniku.

Istnieje też możliwość wyposażenia hulajnogi w urządzenie określające jej pozycję, tzn. czy stoi czy może leży. W ten sposób można by obciążyć użytkownika zdającego hulajnogę karną opłatą w wysokości np. 100 zł. jeśli rzucił hulajnogę zamiast ją postawić. Ta metoda szybko zniechęciłaby pozbawionych rozumu osobników do takich zachowań.

Ponadto hulajnogi mają zazwyczaj krótkie, jednostronne podpory (nóżki), które nie zapewniają stabilnego postoju w każdych warunkach.

Czy taka nóżka może zapewnić stabilny postój? Często zdarza się, że pod wpływem wiatru hulajnogi przewracają się, niekiedy także na jezdnię.

Uważam, że należy wyposażyć je w bardziej stabilne i pewne podpory.

Nadążajmy za rzeczywistością

Od wielu już lat obserwuję w Polsce zjawisko nienadążania za rzeczywistością. W głównej mierze dotyczy to regulacji prawnych. Od dawien dawna badania techniczne pojazdów odbywały się (niekiedy) w formie fikcyjnej. Ile lat trzeba było, aby wprowadzono obowiązkowy monitoring w stacjach diagnostycznych? Tajemnicą Poliszynela jest cofanie liczników w sprzedawanych samochodach. Ile lat musiało upłynąć, aby wprowadzić zaostrzone sankcje za takie czyny?

Ile nieżyciowych, anachronicznych przepisów jest w kodeksie drogowym? Piszę o tym wielokrotnie, ale procesy zmieniania prawa i legislacji trwają latami. Z czego to wynika? Czyżby w ministerstwie pracowało za mało urzędników? Nie żartujmy sobie.

Zanim powstaną wspaniałe przepisy dotyczące hulajnóg, może Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego przygotowałaby filmiki edukacyjne pokazujące, jak należy jeździć bezpiecznie na hulajnodze? Myślę, że byłby z tego jakiś pożytek. Zamiast karać albo walczyć z hulajnogami, należy ludzi edukować przedstawiając im nawet te prawdy, które pozornie wydają się oczywiste.

Hulajnogi bardzo szybko rozprzestrzenią się w polskich miastach czy tego chcecie czy nie. Nie wprowadzajcie, szanowni decydenci,  wydumanych przepisów, lecz po prostu krótki zapis, że hulajnogi mogą jeździć wyłącznie po drogach dla rowerów. A jeśli mają jeździć po chodnikach, to tylko takie, które wyposażono w ogranicznik prędkości do 10 km/h. Nadążajcie za rzeczywistością!

Polski kierowca


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy