Czy ty też oślepiasz innych?

Nieprawidłowo ustawione reflektory w samochodach są zmorą polskich dróg. Z jednej strony zachwycamy się matrycowymi, inteligentnymi światłami, a z drugiej nie potrafimy zadbać o regulację tych najprostszych, klasycznych, w które nadal wyposażona jest ogromna większość pojazdów. Na domiar złego różni amatorzy wiejskiego tuningu starają się w swoich starych rzęchach zamontować niby-ksenony, oślepiając skutecznie wszystkich dookoła.

Jeśli ktoś ma pojęcie o reflektorach samochodowych, wadliwe ustawienie świateł widać na pierwszy rzut oka. Prawidłowo wyregulowane światła mijania nie oślepiają. Niestety na naszych drogach to rzadkość. Zazwyczaj pojazdy, z którymi się wymijamy, świecą nam bardziej lub mnie po oczach.

Ilu jest na drogach egoistów i dyletantów

Postanowiłem sprawdzić, jaki odsetek pojazdów ma źle ustawione światła. W tym celu w jednej ze stacji diagnostycznych obserwowałem badania techniczne pojazdów przez cztery dni. W tym czasie przebadano w mojej obecności 102 samochody. Okazało się, że tylko 11% aut poddawanych kontroli miało prawidłowo ustawione światła (tzn. tak, że badający nic nie musiał przestawiać czy regulować). W pozostałych 89% pojazdów ustawienie świateł wymagało większej lub mniejszej korekty, przy czym w 39% aut światła mijania świeciły ewidentnie zbyt wysoko, a więc oczywiste jest, że oślepiały nadjeżdżających z przeciwka, a także przez lusterka tych jadących przed takim samochodem.

Reklama

To mówi samo za siebie. Przeprowadziłem też wśród kierowców małą ankietę dotyczącą tego, jak często kontrolują ustawienie świateł. Ogromna większość pytanych oświadczała, że takiego sprawdzenia dokonuje tylko podczas obowiązkowych badań diagnostycznych. Oznacza to więc, że światła sprawdzane są tylko raz do roku, a w nowych samochodach dopiero po 3 latach od zakupu! A przecież w tym czasie wiele może się stać z reflektorami, począwszy od rozregulowania, a skończywszy na wydatnym przestawieniu położenia, po stłuczce, wymianie lampy itp.

Mało który ankietowany kierowca miał świadomość, że po banalnej wymianie żarówki też powinno się sprawdzić ustawienie świateł. Z kolei posiadacze aut z ksenonami uważali (oczywiście błędnie), że w ich wspaniałych pojazdach w ogóle nie trzeba przeprowadzać kontroli, gdyż są to reflektory samopoziomujące się.

Bardzo niewielu kierowców deklarowało, że używa (w przypadku reflektorów tradycyjnych) korektora ustawienia świateł w przypadku zmian obciążenia pojazdu. Część nawet nie wiedziała, że takie urządzenie jest w samochodzie i tu niestety dominowały panie. Przykro mi, ale tylko dwie (na 35 pytanych) znały taki korektor i potrafiły wytłumaczyć, do czego służy.

Nie dość, że nawdychałem się spalin podczas tych badań, to jeszcze i nasłuchałem głupich wyjaśnień i domorosłych teorii. Tak oto wygląda poziom wiedzy motoryzacyjnej w naszym kraju...

Ja widzę, a że oślepiam innych...

To powszechne niedbalstwo i lekceważenie kwestii ustawienia świateł wynika oczywiście z wygody, bezmyślności i egoizmu. Gdyby taki osobnik miał uszkodzoną wycieraczkę, która nie zbiera wody z szyby, to starałby się ją jak najszybciej wymienić. Gdyby z fotela wyszła jakaś sprężyna i kłuła go tyłek - tak samo. Ale ze światłami jest inaczej. Może świecić do góry i co z tego? Jemu to nie przeszkadza. A co odczuwają inni mrużąc oczy albo odchylając głowę? To już ich problem. Popatrzcie:

Pojazd zbliżający się z przeciwka świeci tak, że w momencie wymijania poza wielką plamą świetlną praktycznie nic nie widać. Inni z kolei oślepiają przez lusterka wsteczne.

Druga sprawa to brak edukacji motoryzacyjnej. W telewizji, w mediach, w internecie powinny być regularnie powtarzane przypomnienia: kiedy sprawdzałeś ustawienie świateł? Stacje benzynowe w ramach promocji mogłyby oferować ustawianie bezpłatną regulację reflektorów, podobnie myjnie samochodowe.

Ne wspominam już o czasopismach motoryzacyjnych. Prezentuje się w nich najnowsze modele aut, podpowiada kierowcom, jak wyłgać się od mandatu, ale żeby chociaż trochę o bezpieczeństwie jazdy, choć troszkę mądrych porad np. dotyczących świateł samochodowych. No cóż, widocznie mądrość to towar deficytowy i mało popularny.

Z furmanki nie zrobisz klasy S

Dotyczy to tych miłośników motoryzacji, najczęściej młodych, którzy chcieliby wzbogacić swoje wysłużone, kilkunastoletnie auto. Upiększyć je tak, by zwracać na siebie uwagę, imponować kumplom z wioski albo miejskim blacharom. Stąd właśnie różne spojlery, przyciemniane szyby, neony i oczywiście niby-ksenony (zwane "zenonami") za 220 zł.

Oczywiście dziewczyna z klasą, znająca się na rzeczy nie da się oszukać i nie poleci na takie wieśniackie sztuczki, lecz będzie szukała innych wartości.  Na przykład prawdziwej klasy S... No, ale zawsze można trafić na mniej wymagającą, która zachwyci się nawet starą "beemą".

Wiadomo, że prawdziwa instalacja ksenonowa to nie tylko palniki i przetwornice, ale także spryskiwacze reflektorów i przede wszystkim układ samopoziomujący światła. W praktyce montaż takiej instalacji w starym samochodzie jest bardzo trudny. Zresztą koszt przeróbek mógłby przekroczyć wartość samego pojazdu.

Wszelkie namiastki są natomiast nielegalne. Najgorsze jest to, że są także szkodliwe. Reflektor niedostosowany do takiego strumienia światła powoduje rozpraszanie wiązki w niekontrolowany sposób. Tu widzimy właśnie przykłady działania takich wynalazków:

Kierowcy, którzy montują takie dziadostwo, oczywiście cieszą się: "O jak wspaniale świeci!", "Ale daje!".  Tak, daje - komuś po oczach.

Nawet nie zdążysz nacisnąć pedału hamulca

Czym grozi oślepianie? Podczas wymijania powstaje ogromny kontrast świetlny. Widzimy tylko plamę światła reflektorów pojazdu zbliżającego się z przeciwka. Reszta pozostaje w ciemności. Widoczność drogi raptownie spada i jedziemy niemal po omacku. Jeżeli w tym czasie skrajem jezdni będzie szedł pieszy albo jechał rowerzysta, potrącimy go i nawet nie zdążymy rozpocząć hamowania. Zauważymy go z odległości maks. 10 metrów, a podczas jazdy z prędkością 90 km/h samochód pokonuje w ciągu 1 sekundy 25 metrów. Nie jest też wykluczone, że stracimy orientację, wyjedziemy na pobocze, do rowu, albo uderzymy w jakąś przeszkodę.

Zobaczcie, z jakiej odległości dostrzegamy rowerzystę. Na szczęście autor nagrania w porę wyhamował, ale gdyby padał deszcz, jezdnia była mokra, z pewnością by go potrącił.

W dodatku po wyminięciu takiego oślepiającego samochodu, zanim źrenice naszych oczu dostosują się do ciemności, widzimy o wiele gorzej. Czasami wręcz nie widzimy przez kilka sekund prawie nic.

Brak kontroli rozzuchwala

Jeszcze jakieś 10 lat temu można było napotkać patrole drogówki wyposażone w urządzenia do kontroli ustawienia świateł i w ogóle stanu technicznego pojazdów. Teraz już chyba zupełnie zniknęły. Dlaczego? Czyżby - zdaniem Policji - stan techniczny samochodów w Polsce był już tak doskonały?

Co gorsza, oślepiający innych kierowcy są praktycznie zupełnie bezkarni. Nawet jeśli taki egoista albo niechluj kogoś oślepi i tamten spowoduje wypadek, to przecież faktyczny sprawca spokojnie sobie pojedzie dalej.

Trzeba z tym zrobić porządek. Policja powinna wychwytywać takie pojazdy (nieprawidłowe ustawienie świateł przecież widać), posługiwać się odpowiednimi miernikami, by udowodnić kierującemu, że światła są źle ustawione i zatrzymywać dowody rejestracyjne. Komu jednak tak naprawdę na tym zależy? Chyba ani kierowcom, ani policjantom.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy