Takiego tąpnięcia na rynku aut elektrycznych nikt się nie spodziewał
Nie słabnie kryzys związany ze spadającym popytem na samochody elektryczne w Niemczech. Na przyfabrycznych parkingach, a nawet starych lotniskach zalegają tysiące fabrycznie nowych aut bateryjnych, na które nie ma nabywcy, a producenci w panice porzucają ambitne plany przejścia na wyłącznie elektryczne układy napędowe. Eksperci są zgodni – rozwiązaniem problemu są niższe ceny.
Niemieckie media od dłuższego czasu donoszą o pogłębiającym się kryzysie związanym ze słabnącą sprzedażą samochodów elektrycznych. Z najnowszych danych Federalnego Urzędu Transportu Samochodowego wynika, że w pierwszym kwartale 2024 roku udział sprzedaży modeli bateryjnych w Niemczech wyniósł zaledwie 11,9 proc. Dla porównania rok temu było to jeszcze 16 proc. Jednocześnie w 2023 roku w Niemczech wyprodukowano rekordową liczbę samochodów elektrycznych, które teraz masowo zalegają na parkingach i lotniskach.
Eksperci nie mają złudzeń - powodów takiego stanu rzeczy należy doszukiwać się w działaniach rządu. Wycofanie się niemieckich władz z dopłat do samochodów elektrycznych dla klientów biznesowych, poskutkowało załamaniem sprzedaży elektryków we wrześniu 2023 roku. Przed Bożym Narodzeniem ogłoszono też decyzję o zakończeniu programu dopłat do zakupu aut elektrycznych dla klientów indywidualnych. Efekt? Kolejne rynkowe tąpnięcie w styczniu i nagły wzrost sprzedaży samochodów z silnikami Diesla. Analitycy mówią wprost - ludzi nie stać na samochody elektryczne i jest mało prawdopodobne, aby w 2024 r. sytuacja ta uległa zmianie.
Tak gwałtowne załamanie sprzedaży aut bateryjnych wpłynęło na postawę producentów samochodów. Coraz więcej firm infomuje o zmianie swojej dotychczasowej strategii i porzuceniu ambitnych planów zaprzestania produkcji silników spalinowych. W przemówieniu na konferencji finansowej w Londynie, prezes koncernu Volkswagen, Thomas Schäfer, podkreślił, że producent zamierza utrzymać elastyczną ofertę zespołów napędowych na wypadek dalszego spadku popytu na samochody elektryczne. Podobne słowa w ostatnim czasie padły także z ust dyrektorów Mercedesa, Nissana oraz Hyundaia. Marki robią co mogą, by dostosować swoją ofertę do aktualnego popytu, a ten powoli powraca do modeli benzynowych i wysokoprężnych. Pewnej nadziei można doszukiwać się we wzrostach sprzedaży samochodów wyposażonych w układy hybrydowe.
Jak jednak poradzić sobie z niską sprzedażą i piętrzącą się nadwyżką wyprodukowanych aut na baterie? Eksperci z Instytutu Motoryzacyjnego w Chemnitz podkreślają, że rozwiązanie jest zaskakująco proste. Trzeba mocno obniżyć ceny. Tyle tylko, że nie jest to proste do zrobienia.
Dzisiaj większość samochodów elektrycznych to duże pojazdy. Nie ma w tym przypadku. W dużym aucie można zabudować dużą baterię, która zamaskuje największy problem aut na prąd, czyli ograniczony zasięg. Tyle tylko, że duża bateria kosztuje dużo pieniędzy i kółko się zamyka.
Obecnie na rynku niemieckim trudno znaleźć model elektryczny w cenie poniżej 25 tys. euro, a jak pokazują badania, dla wielu osób jest to tzw. psychologiczna bariera zakupowa. Jednak w najbliższych miesiącach wielu producentów zamierza wprowadzić na rynek małe modele, dostępnie w takiej właśnie cenie. Ale znów - kosztem będzie mniejsza bateria, a więc zdecydowanie mniejszy zasięg, który może spaść nawet do realnych 200 km.
Czy mniejsze i tańsze auta elektryczne o mniejszym zasięgu zdołają odwrócić spadkowy trend sprzedaży? Czas pokaże.