Czesi wygrali z Polakami walkę o fabrykę. Teraz stracili na tym miliony euro
Volkswagen zupełnie niespodziewanie ogłosił, że wstrzymuje realizację swojego planu budowy kolejnych fabryk baterii do samochodów elektrycznych. Chociaż początkowo coraz szybszy rozwój elektromobilności wydawał się czymś oczywistym i naturalnym, teraz napotyka coraz większe problemy.
Nie tak to miało wyglądać. Volkswagen nakreślił bardzo ambitny plan rozwoju gamy elektrycznych modeli, należących do submarki ID. Pierwszy z nich wszedł do sprzedaży w połowie 2020 roku, a obecnie producent ma w ofercie także modele ID.4, ID.5, ID.7 oraz ID. Buzz. Elektryczne modele oferują też pozostałe marki koncernu Volkswagena, czyli Skoda, Audi, Cupra oraz Porsche i każda z nich planuje w najbliższym czasie zaprezentować kolejne elektryki. Co więcej, Audi w 2026 roku zamierza wprowadzić na rynek swój ostatni model spalinowy - kolejne nowości będą tylko autami na prąd. Cupra ostatni samochód spalinowy pokaże już w 2024 roku.
Tak ambitne plany rozwoju gamy aut elektrycznych, wymagają między innymi zadbania o odpowiednio duże dostaw baterii. Te miały zapewnić tak zwane gigafabryki, z których trzy są już na różnych etapach realizacji:
- w Szwecji we współpracy z firmą Northvolt - już działa i realizuje zamówienia
- w Salzgitter w Niemczech - planowane rozpoczęcie produkcji w 2025 roku
- w Walencji w Hiszpanii - planowany koniec budowy w 2025 roku
Volkswagen chciał w sumie wybudować sześć gigafabryk, a o czwartą z nich zabiegała również Polska. Nasz kraj przegrał jednak z Czechami i niemiecki producent planował wybudowanie fabryki w Lini koło Pilzna, na terenie strefy przemysłowej wokół dawnego lotniska. Niespodziewanie plany się jednak zmieniły i Volkswagen oświadczył w środę, że rezygnuje z projektu budowy kolejnej gigafabryki. Jak powiedział dyrektor zarządzający Grupy Volkswagena Oliver Blume:
Sporego zawodu decyzją Volkswagena nie kryje czeski minister przemysłu Jozef Sikeli. Według niego kraj ten wydał już kilka milionów euro na przygotowania do budowy fabryki baterii samochodowych. Z kolei premier Petr Fiala musi odpierać teraz zarzuty opozycji, jakoby wycofanie się Volkswagena z inwestycji, było porażką jego rządu. Krytyka faktycznie wydaje się bezpodstawna, ponieważ niemiecki koncern w ogóle zrezygnował (przynajmniej na najbliższy czas) z budowania kolejnych gigafabryk.
Czesi nie chcą jednak pozostać z niczym i prowadzą obecnie negocjacje z pięcioma inwestorami z różnych kontynentów, którzy mogliby być zainteresowani budową fabryki baterii. Według tamtejszego premiera powstanie takiego zakładu jest jednym z priorytetów rządu, a ambicje Czechów sięgają stworzenia całego łańcuchu produkcji samochodów elektrycznych - od wydobycia litu, poprzez produkcję baterii, a potem samych samochodów.
Cytowana wcześniej wypowiedź Olivera Blume wskazuje na coraz poważniejszy problem, przed jakim stają producenci samochodów. Udział elektryków w niemieckim rynku spadł w tym roku o 4 punkty procentowe (do 14 proc.), a z kolei w Norwegii sprzedaż tych samochodów spadła we wrześniu o 21 procent. Podobne problemy są również na rynku amerykańskim, o czy niedawno pisaliśmy.
Informowaliśmy też wcześniej, że Volkswagen był zmuszony na dwa tygodnie zawiesić pracę swoich fabryk w Zwickau oraz w Dreźnie z uwagi na znacznie mniejsze niż planowane zainteresowanie autami elektrycznymi. Swoje zakłady musiał wstrzymać również koncern Stellantis - z tego samego powodu.
Czy to znaczy, że po początkowym boomie na auta elektryczne na rozwiniętych rynkach, czeka nas teraz stagnacja? Z pewnością znacznie wolniejszy rozwój, do czego bez wątpienia przyczynia się odchodzenie kolejnych krajów od dotowania zakupu elektryków. Nie pomaga w tym fakt, że samochody te często drożeją zamiast tanieć i to drożeją szybciej niż wynikałoby to z sytuacji rynkowej, przez co zwiększa się różnica między nimi i autami spalinowymi.
W kolejnych latach można jednak spodziewać się ponownego wzrostu sprzedaży elektrykow, albo przynajmniej ich wyraźnie rosnącego udziału w rynku. Już teraz producenci samochodów płacą w Unii Europejskiej kary za zbyt wysoką średnią emisję CO2 wszystkich sprzedanych aut. A ponieważ w obecnych normach mieszczą się tylko hybrydy plug-in oraz elektryki, producenci coraz bardziej starają się przekonać swoich klientów, do wyboru tylko aut na prąd, zniechęcając ich do spalinowych (choćby na poziomie doradzania przez sprzedawcę w salonie). Z kolei Wielka Brytania wprowadza od nowego roku zasadę, że jeśli jakiś producent nie wykaże się sprzedażą elektryków na poziomie przynajmniej 22 proc. całej sprzedaży, będzie płacił horrendalne kary - 15 tys. funtów za auto osobowe i 9 tys. funtów za dostawcze. W ten sposób sami producenci zadbają o to, aby ich klienci nie podejmowali "niewłaściwych" wyborów.