Szał mieszania gatunków
Tak jak na wymagającym rynku elektronicznych gadżetów, tak i w motoryzacji coraz trudniej o spektakularny sukces. Aby go osiągnąć, trzeba się wyróżnić. Albo przynajmniej znaleźć rynkową niszę. Służy temu "motoryzacyjna inżynieria genetyczna".
Auto kompaktowe, luksusowa limuzyna, masywny pojazd terenowy, rodzinny minivan. To od wielu lat znana klasyka gatunku. Nic odkrywczego. Takie wozy pasują ludziom, którzy mają konkretne oczekiwania: chcą tylko bardzo wygodnie podróżować albo jedynie sprawnie pokonywać najbardziej wymagające bezdroża.
Jest jednak coraz więcej mniej zdecydowanych klientów. Lub inaczej: takich, którzy oczekują od samochodu czegoś więcej niż pełnienia tylko jednej funkcji. Dlatego producenci aut nie ustają w staraniach, by tworzyć modele uniwersalne. Pełniące dwie, trzy albo i więcej różnych ról, zależnie od aktualnych potrzeb lub zachcianek ich właścicieli.
Doskonałym przykładem takiego łączenia gatunków jest Mercedes CLS. To od niego zaczęła się moda na luksusowe limuzyny o prezencji sportowego coupe. Teraz na rynku jest już CLS drugiej generacji, jego śladem zaś poszło wielu innych producentów obecnych w segmencie premium. Odpowiedniki pięknego Mercedesa w swojej ofercie mają już Audi, BWM i Porsche. To modele A7 Sportback, seria 6 GranCoupe oraz Panamera.
Każdy z tych modeli ma nieco inny charakter, lecz jednocześnie wszystkie trzy stanowią połączenie luksusowej limuzyny z najwyższej półki z coupe o efektownych, opływowych liniach. Dzięki temu na co dzień mogą one pełnić funkcje służbowego samochodu prezesa firmy, ale w jego czasie wolnym z powodzeniem sprawdzą się w roli samochodów zdolnych podwyższyć poziom adrenaliny we krwi.
Szczególnie, gdy mowa o wersjach wyposażonych w mocne silniki, a takie właśnie są Mercedes CLS 63 AMG (525 KM), Audi S7 (to specjalna, sportowa wersja A7 z 420-konnym motorem), czy też Porsche Panamera Turbo (550 KM).
Zgodnie z podobnymi założeniami powstał kosztujący ponad milion złotych Aston Martin Rapide, czyli ponad 5-metrowy sedan, który do złudzenia przypomina sportowe wozy tej szlachetnej, brytyjskiej marki, która teraz znajduje się w rękach arabskich funduszy inwestycyjnych. Pod maską Rapide'a tkwi 6-litrowy silnik o mocy 447 KM, który zapewnia osiągi bardziej niż wystarczające.
Zgodnie z tym samym pomysłem zaprojektowano zresztą i nieco tańsze auta. To choćby bazujący na Audi A5 Coupe model A5 Sportback, czy też oparty na popularnym Passacie Volkswagen CC (który jeszcze niedawno nazywał się po prostu Passat CC). Oba wspomniane modele prezentują się bardzo dobrze i - jak widać w statystykach sprzedaży - mają wielu zwolenników, również w gronie menedżerów wybierających je jako swoje wozy służbowe.
Jeszcze mniejszy i tańszy jest Citroen DS4, z bardzo skutecznie ukrytą drugą parą drzwi. Na tyle, że z oddali w ogóle nie widać, że to czterodrzwiowy pojazd. DS4 wygląda jak eleganckie, nieduże coupe. Minus jest taki, że skuteczne ukrycie tylnej pary drzwi wymusiło nieporęczne rozwiązanie: tylne szyby w ogóle się nie otwierają. To spory minus, bo przecież nie każdy musi chcieć podróżować z nieustannie włączoną klimatyzacją.
Krok dalej, ponownie wyprzedzając konkurencję, idzie Mercedes, który niedawno przedstawił model CLS Shooting Brake. Idea jest podobna: dwie pary drzwi, luksusowe wnętrze i piękne, opływowe nadwozie. Tym razem jednak nie chodzi o przypominającego coupe sedana, lecz o... efektowne kombi. Czy to się przyjmie? Pokażą kolejne miesiące. Tymczasem wiadomo już, że pozostali niemieccy producenci, tak w razie czego, mają już na deskach kreślarskich podobne modele.
Prawdziwy worek z różnej maści mieszańcami to segment niegdyś grupujący tylko klasyczne SUV-y. To pojazdy 4x4, które zaprojektowano tak, by wygodnie jeździły po miejskich ulicach i asfaltowych drogach szybkiego ruchu, niekoniecznie zaś nadawały się do ciężkich przepraw w terenie. Komfortowe wnętrze i zawieszenie ustawione z myślą o codziennej jeździe w połączeniu z przyjemną dla oka sylwetką to jednak dla wielu osób zbyt mało. Owszem, podwyższona pozycja za kierownicą jest zaletą w ruchu miejskim, ale teraz po SUV-ach spodziewamy się czegoś więcej. Choćby pięknej linii nadwozia.
Pionierem w tej dziedzinie był Nissan, prezentując Murano, auto doskonale wyposażone i niesamowicie efektowne jak na SUV-a. Z tej okazji wymyślono nawet nieco inną nazwę: Murano to crossover, czyli połączenie "terenówki" z czymś na kształt coupe. Pomysł się sprawdził, a na rynku jest już nieco leciwe Murano drugiej generacji.
Śladami japońskiej marki poszli i inni producenci, proponując klientom SUV-y od początku budowane z przeznaczeniem na utwardzone drogi. Szczytem ich osiągnięć jest pokonanie zaśnieżonego podjazdu i to pod warunkiem, że pod śniegiem będzie co najwyżej mokry asfalt, a nie lity lód. Takich aut jest na rynku coraz więcej. Należą do nich BMW X6 (które doczekało się nawet sportowej wersji X6 M - doskonale czującej się na torze wyścigowym), Infiniti EX oraz FX, czy też bardzo efektowny Range Rover Evoque, w którego projektowaniu uczestniczyła sama Victoria Beckham.
Niecodzienne podejście do auta 4x4, i to już dawno, zaprezentował także Mercedes w swojej klasie R. Właściwie jest to luksusowy, świetnie wyposażony minivan, o czym zresztą świadczy jego jednobryłowa sylwetka. Ale... wszystkie jego wersje mają napęd 4x4, a w komunikatach reklamowych wóz ten od zawsze przedstawiany był jako zdolny do jazdy w umiarkowanie trudnym terenie.
Jeszcze ciekawiej w reklamach mówi się o Mini Countrymanie. To niewielkie auto z napędem 4x4 (choć są i wersje z napędem na przód) reklamowane jest jako dostarczające... sportowych wrażeń.
Nieco innych charakter mają dwa modele Audi: A4 Allroad i A6 Allroad. Jeżdżą tak samo, a może nawet lepiej, niż odpowiadające im kombi, na których podwoziu zresztą powstały. Oba mają podwyższone zawieszenie i dodanych kilka detali, które wizualnie upodobniają je do tradycyjnych SUV-ów. Tak naprawdę są to najzwyklejsze kombi z napędem 4x4 i nieco zwiększonym prześwitem. Właśnie ta ostatnia zmiana sprawia, że faktycznie trudniej zakopać je w głębokim śniegu albo uszkodzić podczas jazdy kamienistą, polną drogą.
Podobnie jest z dwoma innymi samochodami kompaktowymi, które zyskują na podwyższonym zawieszeniu i napędzie 4x4. Mowa o Nissanie Qashqai, który stał się prekursorem kompaktowych aut o nadwoziu przywodzącym na myśl SUV-y oraz o Skodzie Yeti, która stanowi dla niego nieco nowocześniejszą alternatywę. Oba wspomniane samochody można mieć w wersjach z napędem na jedną lub obie osie, ale zawsze mają tę samą sylwetkę, a ich kierowca w każdym przypadku siedzi nieco wyżej niż prowadzący zwykłe samochody kompaktowe.
Łączenie gatunków sprawdziło się również w gronie minivanów. Tu od lat bryluje bardzo udany model Forda: S-Max. To pięciomiejscowe auto, które z zamontowanymi w pakownej przestrzeni bagażowej opcjonalnymi, dodatkowymi dwoma fotelami może przewieź nawet siedem osób. Ma opływową sylwetkę, a w ofercie Forda dostępna jest jego wersja z bardzo mocnym jak na tę klasę silnikiem. Poza tym, do sportowych ambicji S-Maxa idealnie pasuje sposób, w jaki ustawiono jego zawieszenie. Jest wystarczająco komfortowe dla rodzinnego minivana, ale jednocześnie pozwala jeździć naprawdę szybko i stabilnie. Niemal jak sportowym kompaktem. Prowadząc S-Maxa nie czuje się, że to spory i dość wysoki minivan.
Takie same wrażenia można mieć prowadząc nowego Mercedesa klasy B. Model poprzedniej generacji o tej samej nazwie był wysoki, z przestronnym wnętrzem, ale - osadzony na miękko zestrojonym zawieszeniu - nie grzeszył stabilnością na szybko pokonywanych zakrętach. Teraz klasa B to nadal minivan, ale tak naprawdę, bardziej przypomina dynamiczne kombi. I to zarówno wyglądem, jak sposobem poruszania się po asfaltowych drogach.
Konstrukcją z pogranicza segmentów jest również Citroen DS5, należący do wyodrębnionej ze standardowej oferty, luksusowej linii samochodów tego francuskiego producenta. DS5 ma wnętrze komfortowej limuzyny, ale z zewnątrz wygląda trochę jak coupe, a trochę jak spłaszczony SUV. W sumie prezentuje się doskonale, a jego zawieszenie niezwykle skutecznie rozprawia się z naszymi dziurawymi asfaltami.
Najbardziej oryginalnym wśród "mieszańców" zdaje się jednak auto stosunkowo niedrogie, klasy kompaktowej. Właściwie trudno powiedzieć, czy jest to kompakt, czy też coupe. Chodzi o Hyundaia Velostera - samochód, jak niektórzy twierdzą, dla niezdecydowanych. Producent zastosował w nim dość śmiałe i bardzo oryginalne rozwiązania. Otóż od strony kierowcy auto ma jedne, długie drzwi i wygląda jak niebrzydkie coupe. Z kolei po stronie pasażera ma, niczym zwykły hatchback, dwoje drzwi. To mistrzostwo świata w dziedzinie spełniania zachcianek tych, którzy do końca nie wiedzą czego potrzebują.
Na pewno jednak nie jest to ostatnie słowo świata motoryzacji. Eksploracja nisz trwa w najlepsze. A nawet jak ich nie ma, producenci z radością je tworzą. Tak, by dotrzeć do nowych klientów. By spełnić zachcianki tych, którzy dotychczas sądzili, że nie ma produktu idealnie zaspokajającego ich wymagania.
Henryk Jarecki