Elektryczna transformacja. Zwolnienia i zmykanie zakładów
Przemysł motoryzacyjny czeka transformacja. Wszystko przez wprowadzony przez Unię Europejską zakaz rejestrowania samochodów spalinowych, który ma wejść w życie w 2035 roku. Chociaż do tego terminu jest jeszcze dużo czasu i tak naprawdę nie wiadomo, czy zakaz wejdzie w życie, to efekty tych przepisów widać już dziś - tylko w tym roku w naszym kraju zostaną zamknięte trzy zakłady motoryzacyjne.
Jak będzie wyglądał rynek motoryzacyjny za 10-15 lat? Czy nadal będzie można sprzedawać samochody spalinowe zasilane paliwami syntetycznymi? Czy wówczas z salonów wyjeżdżać będą wyłącznie lub niemal wyłącznie samochody elektryczne? A co z autami wodorowymi?
Konia z rzędem temu, kto potrafi dziś odpowiedzieć na te pytania. Nie wiedzą tego nawet sami urzędnicy z Unii Europejskiej, którzy najpierw uchwalili definitywny zakaz sprzedaży samochodów spalinowych w 2035 roku, by za chwilę uchylić furtkę (a niektórzy mówią, że wielką bramę), dopuszczając do sprzedaży auta spalinowe na paliwa syntetyczne.
Ponadto cały plan ma zostać poddany analizie i ewentualnej rewizji w 2026 roku.
W efekcie, póki co, producenci poruszają się nieco po omacku i po omacku podejmują kluczowe decyzje. Niektóre firmy mocno postawiły na samochody elektryczne, inne podchodzą do całej sprawy w sposób bardziej zrównoważony. Nie zmienia to jednak faktu, że transformacja się zaczęła i widać już jej pierwsze ofiary, również w Polsce.
Stellantis ogłosił, że do końca bieżącego roku wygasi produkcję w zlokalizowanej w Bielsku-Białej fabryce produkującej silniki spalinowe (dawny zakład Fiat Powertrains). W efekcie pracę straci nawet pół tysiąca osób. Kolejne 2300 miejsc pracy zostanie zlikwidowanych w produkujących autobusy zakładach Volvo we Wrocławiu i Scanii w Słupsku. Obie fabryki również zakończą produkcję.
Polski rynek motoryzacyjny opiera nie tylko na produkcji nowych samochodów, ale w jeszcze większej części - na produkcji podzespołów. Każde zamknięcie zakładu produkującego auta spalinowe uderzy więc również w poddostawców. Trzeba przy tym pamiętać, że samochody elektryczne mają mniej mechanicznych części, ponadto wiele z nich, kluczowych, jak bateria, nie jest produkowanych lokalnie, nawet nie w Europie, a w Chinach.
Nie ma także żadnej pewności, że w Polsce będą powstawać zakłady produkujące samochody elektryczne, które zastąpią zamykane zakłady. Co więcej, nawet jeśli powstaną, to nie oznacza koniec problemów. Wymiana kadr i tak musi nastąpić, bo do produkcji samochodów elektrycznych będą potrzebni nieco inaczej wykwalifikowani pracownicy nic ci, którzy produkują auta spalinowe.
Poza tym, przyszłość zakładów produkujących auta bateryjne wcale nie jest taka spokojna. Auta elektryczne sprzedają się znacznie poniżej oczekiwań analityków, z tego względu produkcję w zakładach wstrzymywał m.in. koncern Volkswagena. Jeszcze dalej posunął się Stellantis, który ogłosił "tymczasowe zwolnienie" 2250 pracowników zakładu Mirafiori w Turynie, w którym produkowane są elektryczne Fiaty 500 i elektryczne modele Maserati. Pracownicy zostaną wysłani do domów 12 lutego, a do pracy nie wrócą aż do 3 marca. To nie pierwszy taki krok tego producenta, podobnie było pod koniec października ubiegłego roku.
Do tego wszystkiego dochodzą problemy z zaburzeniami łańcuchów dostaw związane z atakami na statki na morzu Czerwonym.
Sytuacja na rynku motoryzacyjnym jest więc trudna. Przyszłość jest niepewna i najbliższe lata mogą być dla koncernów motoryzacyjnych i zatrudnianych przez nich pracowników burzliwe.