Polski kierowca

Zmasakrował furgonetkę i dostał tylko mandat

W marcu br. na drodze ekspresowej S8 w okolicach Marek pod Warszawą wydarzył się dziwny wypadek. Na poboczu zatrzymał się mały samochód ciężarowy. Kierowca i pasażer chcieli podobno poprawić mocowanie ładunku. W czasie, kiedy zajmowali się tym, nadjechał ciągnik siodłowy bez naczepy. Kierowca tego pojazdu zjechał prawymi kołami na pobocze i dosłownie zmasakrował małą ciężarówkę. Zobaczcie sami:

Jak łatwo zauważyć, kierowca ciągnika siodłowego w ogóle nie hamował przed zderzeniem. Co więcej, po uderzeniu w stojący samochód przejechał co najmniej 100 m dalej, skręcając w kierunku pasa rozdzielającego i dopiero tam zatrzymując się.

Kierowca i pasażer małej ciężarówki wykazali się świetnym refleksem i przytomnością umysłu. Obaj zdążyli zeskoczyć ze swojego samochodu, dzięki czemu ocalili życie. Warto nie tylko zastanowić się, dlaczego doszło do tego zderzenia, ale także nad tym, w jaki sposób ta sprawa potraktowana przez policję.

Reklama

Uciekli z naczepy czyli dziennikarska fachowość

Najpierw jednak mała ciekawostka. Na portalu internetowym jednej ze znanych stacji telewizyjnych zamieszczono relację z tego zdarzenia. Zaczyna się ona następująco:

"Ułamek sekundy, chwila zawahania... Z naczepy ciężarówki mężczyźni uciekli w ostatniej chwili."

Z jakiej naczepy? Ze skrzyni ładunkowej małej ciężarówki. Naczepa to zupełnie coś innego. Tę relację przygotował redaktor płci męskiej. Ja rozumiem, że facet nieobeznany z ciężarówkami może nie wiedzieć, co to jest na przykład retarder, ale żeby nie odróżnić naczepy od skrzyni ładunkowej? No cóż, fachowość mediów nie po raz pierwszy staje pod dużym znakiem zapytania.

Kierowca nie tłumaczył się

Znacznie ciekawsze jest jednak to, co powiedział w tej sprawie policjant z Komendy Stołecznej. Jeżeli czytacie moje artykuły to wiecie, że rzadko krytykuję policję, bo mam szacunek do jej pracy. Często broniłem ją przed różnymi głupimi nagonkami i niesprawiedliwymi osądami. Tym razem nie mogę jednak pozostać obojętny. Policjant mówi do kamery telewizyjnej:

"Nie tłumaczył nam się ten kierowca, nie mieliśmy żadnych podstaw aby traktować to jako zasłabnięcie tego kierowcy..."

Wydaje się to co najmniej dziwne. Kierowca ciągnika siodłowego taranuje stojący na poboczu pojazd nawet nie hamując przed zderzeniem. Co więcej, po uderzeniu w małą ciężarówkę jedzie dalej i zupełnie z niewiadomych powodów skręca w kierunku pasa rozdzielającego. I nie ma żadnych podstaw, by uważać to za zasłabnięcie? Skoro tenże kierowca nie był skory do zwierzeń, jak twierdzi policjant, niezrozumiałe jest, dlaczego nie zapytano go o powody tak dziwnego postępowania na drodze.

Jeżeli ktoś uderza bez hamowania w stojący samochód, to nasuwa się nieodparty wniosek, że tego stojącego pojazdu nie widział. Zakładając, że kierowca ciągnika na chwilę przysnął, (co zdarza się przemęczonym kierowcom zawodowym), to dlaczego po uderzeniu od razu nie hamował?  Przecież powinien go obudzić huk uderzenia i wstrząs pojazdu. Wyobraźcie sobie taką sytuację: na chwilę przymknęliście oczy, ogarnęła was senność i nagle słyszycie potężny trzask, czujecie, że na coś najechaliście. Co robicie w takiej sytuacji? To przecież odruch - zaczynacie awaryjnie hamować.

 Okoliczności zdarzenia wskazują, że po uderzeniu kierowca ciągnika nadal nie miał nad nim kontroli. Po co jechał jeszcze ponad 100 metrów skręcając w dodatku w kierunku pasa rozdzielającego? Zupełnie niezrozumiałe jest, dlaczego policjanci nie zwrócili uwagi na te okoliczności. Należało bezwzględnie zapytać o to kierowcę, a jeśli nie potrafił lub nie chciał na te pytania odpowiedzieć, to jednoznacznie wskazuje, że aż do zatrzymania ciągnika nie miał kontroli nad pojazdem.

To była tylko kolizja

Dalej policjant stwierdza:

"Z tego co ustalili policjanci, było to niedostosowanie prędkości. Dostał mandat."

Przepraszam, ale taka kwalifikacja przyczyny zdarzenia jest niedorzeczna i żenująca. Jakie niedostosowanie prędkości? Ciągnik siodłowy poruszał się z prędkością ok. 80 km/h, podobnie jak inne ciężarówki. Prędkość tego pojazdu nie miała żadnego wpływu na zaistnienie zdarzenia z tej prostej przyczyny, że przed najechaniem na stojący samochód ciągnik w ogóle nie hamował. Trudno zatem mówić o jakimkolwiek niedostosowaniu prędkości. Przyczyną zdarzenia był brak obserwacji drogi przed pojazdem (bo raczej wykluczyć należy celowe, rozmyślne najechanie na stojące auto).

Jednak dalsze postępowanie kierowcy ciągnika po uderzeniu w małą ciężarówkę  dobitnie wskazuje, że kierowca ten nadal nie panował nad pojazdem. Ewentualnie można by mówić o niedostosowaniu prędkości, gdyby ciągnik poruszał się z prędkością 200 km/h, co oczywiście było niemożliwe.

Nie można wykluczyć, że policjanci obecni na miejscu wypadku nie mieli dostępu do nagrania z rejestratora samochodu, który to rejestrator nagrał to zdarzenie. Być może kierowca ciągnika starał się ukryć przed policjantami prawdziwe przyczyny najechania i po prostu wyjaśnił: "zagapiłem się".

Niemniej jednak obecność ciągnika na lewej części jezdni, a ściślej na pasie rozdzielającym powinna skłonić policjantów do znacznie bardziej wnikliwego zbadania sprawy. Żaden kierowca po uderzeniu w przeszkodę nie skręca bez powodu z pobocza przez wszystkie pasy ruchu w kierunku pasa rozdzielającego. Gdyby istotnie kierowca ciągnika zagapił się, bo na przykład zajmował się odtwarzaczem muzyki (podobnie jak pewien polski kierowca tira w Anglii, który zabił kilka osób) albo przysnął, to po uderzeniu w stojący samochód po prostu hamowałby bez zmiany kierunku jazdy i pozostałby na tym poboczu.

Dlatego właśnie rozstrzygnięcie tego zdarzenia przez policjantów w taki sposób i ukaranie kierowcy ciągnika mandatem nie powinno się ostać. Tym bardziej, że takie staranowanie stojącego auta zakrawa bardziej na spowodowania katastrofy, niż na zwykłą kolizję.

Niektórzy internauci zwracali uwagę, że mała ciężarówka, która zatrzymała się na poboczu, w ogóle nie powinna tam stać, gdyż zatrzymania zabraniała linia krawędziowa ciągła. Istotnie, postój pojazdu na takim poboczu jest zabroniony. Nie można jednak wykluczyć, że był to postój awaryjny, związany z obluzowaniem się ładunku. Prawdą jest również, że kierowca małej ciężarówki powinien był wystawić ostrzegawczy trójkąt odblaskowy w odpowiedniej odległości za pojazdem. W tym przypadku trójkąt jednak nic by nie zmienił, bo ciągnik jechał nie zważając na żadne przeszkody.

Pod tym filmem jeden z internautów napisał następujący komentarz:

"Obligatoryjne skierowanie dla sprawcy na kompleksowe badania psychotesty, rozszerzone badania lekarskie, bo może cukrzyca zaawansowana. Gość ewidentnie nie wykonał żadnego odruchu (hamowania, odbicia bądź korekty toru jazdy, płynie bezwładnie do końca na lewą barierkę). Brak słów."

Mogę się tylko pod tym podpisać. Wszystko wskazuje na to, że ten kierowca zasłabł i utracił panowanie nad pojazdem. Po takim zdarzeniu powinien być bezwzględnie skierowany na kompleksowe badania lekarskie. Być może cierpi on na schorzenie, które powoduje nagłą utratę przytomności.

Argumentacja, że nikomu nic się nie stało i była to kolizja, też nie wytrzymuje krytyki. To, że kierowca i pasażer małej ciężarówki nie odnieśli obrażeń, wynika tylko z ich sprawności i przytomności umysłu. Brak ofiar jest w tym zdarzeniu wyłącznie dziełem przypadku i nie można tego faktu poczytywać na korzyść kierowcy ciągnika. Uważam zatem, że funkcjonariusze poszli na łatwiznę. Nikomu nic się nie stało? To kwalifikujemy zdarzenie jako kolizję, kończymy mandatem i mamy problem z głowy.   

Policjanci powinni przeanalizować dokładnie wszystkie okoliczności i zastosować postępowanie adekwatne do nich,  a przede wszystkim fachowe.  Zatrzymać kierowcy prawo jazdy, skierować go na obligatoryjne badania lekarskie i psychologiczne, które warunkowałyby ewentualne odzyskanie uprawnień, zaś zdarzenie przekazać "na dochodzenie", czyli przeprowadzić dokładne ustalenia i czynności w tej sprawie. Niestety, w tym zdarzeniu fachowości ewidentnie zabrakło.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama