Spowodowałeś wypadek? To płać!

Według obliczeń Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ogólny koszt wszystkich zdarzeń drogowych, które miały miejsce w 2015 roku wyniósł 48,2 mld zł. Warto przy tym zauważyć, że cały budżet Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) na tenże 2015 rok wyniósł 69,3 mld złotych. Oznacza to, że gdyby nie koszty wypadków drogowych, można by zwiększyć nakłady na zdrowie o ponad 69%, a to przyczyniłoby się do znacznego skrócenia kolejek do lekarzy, czasu oczekiwania na badanie itp. Wypadki z ofiarami w ludziach kosztowały nasze państwo 33,6 mld złotych, a kolizje 14,6 mld złotych. Kto te koszty ponosi? My wszyscy czyli podatnicy. Czy tak być powinno?

Każdy wypadek ma zazwyczaj swojego sprawcę. Jednego albo kilku. W ogromnej większości takich zdarzeń winę za spowodowanie wypadku ponosi kierujący pojazdem lub pieszy. Bardzo rzadko zdarzają się wypadki zaistniałe z przyczyn niezależnych od uczestników ruchu (nagłe powstanie dziury w jezdni, przewrócenie się na drogę drzewa albo latarni itp.). Zazwyczaj przyczynami wypadków są: nadmierna prędkość niedostosowana do sytuacji na drodze, nieustąpienie pierwszeństwa innemu uczestnikowi ruchu, zignorowanie wskazań sygnalizacji świetlnej itd.

Są to zatem przyczyny ewidentnie zawinione przez kierowcę albo pieszego. Wobec tego nasuwa się logiczne pytanie: czy za bezmyślność, brawurę, nieuwagę albo wręcz głupotę pana X lub pani Y mają płacić wszyscy?

Reklama

Ktoś powie, że przecież każdy pojazd musi mieć obowiązkowe ubezpieczenie OC i w razie wypadku to ubezpieczyciel pokrywa z tej polisy koszty. To prawda, ale nie wszystkie koszty.

Pogotowie ratunkowe, straż pożarna, policja - kto za to płaci?

W 2015 roku w interwencjach związanych z wypadkami drogowymi brały udział następujące służby:

- straż pożarna - 66 646 wyjazdów

- pogotowie ratunkowe - 34 655 wyjazdów

- policja - 43 348 wyjazdów

- pogotowie energetyczne - 523 wyjazdy

- straż miejska - 317 wyjazdów

- pogotowie gazowe - 12 wyjazdów

Całoroczny koszt działań jednostek operacyjnych w zakresie interwencji na drogach (wypadków i kolizji) w roku 2015 oszacowano na poziomie 979 602 970 złotych. Krótko mówiąc, podatnicy zapłacili prawie 1 miliard złotych za same przyjazdy do wypadków załóg pogotowia ratunkowego, straży pożarnej i policji.

Służby ratownicze powinny wystawić rachunek

Jeżeli wypadek spowodował np. młodzieniec, który wioząc kolesi albo panienki z dyskoteki chciał zaimponować swoim pasażerom i w wyniku tego rozbił się na latarni, to czy my wszyscy mamy płacić za przyjazd na miejsce wypadku karetek pogotowia, wozów bojowych straży pożarnej i policjantów?

A jeśli za kierownicą auta zasiadał zbyt pewny siebie pan, który tak bardzo wierzył we wspaniałe systemy elektroniczne swojej wypasionej fury, że doprowadził do zderzenia z innymi pojazdami, to my też mamy płacić za przyjazd na miejsce takiego zdarzenia służb ratowniczych? A gdy auto prowadziła jakaś dama, która zamiast obserwować drogę poprawiała makijaż, wysyłała sms-y albo oglądała coś na tableciei w rezultacie potrąciła pieszego, to my wszyscy mamy płacić za skutki jej głupoty? Co stoi na przeszkodzie, by takie koszty pokrywał sprawca wypadków?

Sprawcę  wypadku zazwyczaj da się ustalić. Zajmują się tym policjanci, a o winie orzeka ostatecznie sąd. A zatem, jeśli sąd uzna, że wypadek spowodował pan X, to wówczas pogotowie ratunkowe, straż pożarna i policja (a niekiedy także inne służby) obciążają go fakturami za przyjazd i działania podejmowane na miejscu zdarzenia.

Jeśli sąd orzeka współwinę, a więc wypadek został spowodowany nie przez jednego uczestnika ruchu, ale przez dwóch lub więcej, to wówczas koszty obciążają wszystkich sprawców proporcjonalnie do stopnia winy.

Ustalić cennik

Rzecz jasna, koszty takie powinny opierać się na rzeczywistych nakładach poniesionych przez służby interwencyjne. To da się oszacować, biorąc pod uwagę średni koszt paliwa potrzebny na dojazd, środki i materiały użyte na miejscu wypadku itd. Należałoby opracować jednolity cennik obowiązujący w całym kraju i zapisany w odpowiednim rozporządzeniu. Na przykład:

  • Koszt dojazdu karetki pogotowia - 400 zł
  • Koszt podjętych czynności ratowniczych - 800 zł
  • Koszt przewiezienia poszkodowanych do szpitala - 400 zł
  • Koszt dojazdu wozu bojowego straży pożarnej - 2000 zł
  • Koszt rozcinania pojazdów i wydobywania rannych - 900 zł
  • Koszt użycia sorbentu i innych działań zabezpieczających - 500 zł
  • Koszt sprzątania szczątków pojazdu z drogi - 500 zł
  • Koszt dojazdu radiowozu policyjnego  - 250 zł
  • Koszt działań zabezpieczających, oględzin i sporządzenia dokumentacji - 700 zł


Sprawca poważnego wypadku miałby zatem "szansę" zapłacić nawet 6000 zł. za koszty działań służb ratowniczych i porządkowych. Jedynie w przypadku gdyby sprawca poniósł śmierć, kosztami należałoby obciążyć skarb państwa. Jestem natomiast przekonany, że te opłaty za działania służb ratowniczych bardzo szybko zniechęciłyby do pajacowania na drodze różnych cwaniaczków i zbyt pewnych siebie zarozumialców. Oczywiście koszty ponosiliby nie tylko kierowcy, ale także piesi. Jeżeli przechodzeń wtargnął gwałtownie pod samochód i spowodował wypadek, to on byłby obciążany wszelkimi kosztami.

Jeden czy drugi zapłaciliby słono za "obsługę" wypadku i to przemówiłoby o wiele bardziej do wyobraźni, niż mandaty albo wyroki sądu w zawieszeniu. Pieniądz jest niestety w dzisiejszych czasach najważniejszym i najskuteczniejszym argumentem we wszystkich dziedzinach życia. Za uzyskane tą drogą pieniądze można by kupić więcej karetek, zatrudnić więcej ratowników w pogotowiu, aby skrócić czas oczekiwania na pomoc medyczną przez ludzi starszych, dzieci, zawałowców.

Myślicie, że to ja wpadłem na taki pomysł? Wcale nie! W wielu krajach sprawcy wypadków są obciążani kosztami ratownictwa. Oto co czytam na pewnym forum dotyczącym turystyki zagranicznej:

"Moja ciocia prowadziła samochód, którym podróżowaliśmy w wakacje na terenie Niemiec. W pewnym momencie na śliskiej nawierzchni wpadła w poślizg i spowodowała wypadek, w wyniku którego została ranna jedna z pasażerek innego samochodu. Po miesiącu ciocia otrzymała wezwanie do zapłaty 700 euro za koszt przyjazdu karetki pogotowia..."

Okazuje się zatem, że w innych krajach potrafią liczyć i obciążają kosztami tego, kto zawinił wypadek. Dlaczego my mamy być tacy wyrozumiali i wspaniałomyślni kosztem całego społeczeństwa?

Ktoś musi za to zapłacić. Wszyscy czy tylko sprawca?

Już widzę tę wielką lawinę oburzenia czytelników: co to za bzdury, ja mam płacić za przyjazd karetki i policji? Takie myślenie wynika z zupełnego niezrozumienia podstawowych praw ekonomii. Jeśli tych kosztów nie pokryje sprawca wypadku, to wcale nie znaczy, że one znikną, wyparują, przestaną istnieć. Te koszty poniesiemy my wszyscy, zostaną one pokryte z naszych podatków. Przecież ktoś musi zapłacić za paliwo zużyte przez pojazdy ratunkowe, za materiały opatrunkowe i inne środki medyczne, za czynności podejmowane przez ratowników itd.

Gdyby nie doszło do wypadku, te koszty w ogóle by nie zaistniały. Zaistniały dlatego, że ktoś postępował na drodze lekkomyślnie, lekceważąc zasady bezpieczeństwa, przeceniając swoje umiejętności albo rozpraszając swoją uwagę np. przez rozmowę telefoniczną lub wysyłanie sms-ów.

Skoro tak postąpił, to czy nie powinien ponosić za to konsekwencji?  Chcecie płacić za niego? Bo ja nie.

Polski kierowca


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy