Pojazdy stanu wojennego - tym jeździła armia i milicja

Paweł Rygas

Oprac.: Paweł Rygas

Aktualizacja

13 grudnia 1981 roku, gdy Polacy obudzili się w nowej rzeczywistości, na ulicach zaroiło się od wojska i milicji. Według oficjalnych dokumentów, tylko pierwszego dnia stanu wojennego z koszar wyprowadzono około 70 tys. żołnierzy wpieranych przez 30 tysięcy milicjantów i funkcjonariuszy MSW (głównie SB).

Armatka wodna Hydromil 1 na podwoziu Star
Armatka wodna Hydromil 1 na podwoziu StarWojciech Stróżyk /Reporter Agencja SE/East News

Do walki z własnymi obywatelami użyto najcięższego sprzętu. 13 grudnia 1981 roku z jednostek wojskowych wyjechało:

  • 1750 czołgów,
  • 1400 różnego rodzaju pojazdów opancerzonych
  • 500 wozów bojowych piechoty
  • 9000 samochodów.

O jaki sprzęt dokładnie chodzi? W przypadku samochodów sprawa jest prosta. Nawet osoby urodzone po 1990 roku pamiętają jeszcze milicyjne Nyski, karetki zbudowane w oparciu o "Duże Fiaty" 125p czy policyjne Polonezy. Stan wojenny kojarzy się też powszechnie z - budowanymi na podwoziach ciężarówek Stara - więźniarkami czy masowo używanymi przez wojsko samochodami terenowymi: Gaz 69 i Uaz 469. W grudniu 1981 roku na ulicach można jednak było zobaczyć zdecydowanie więcej egzotycznego - przynajmniej dla cywili - sprzętu. Jakiego?

Myśląc o stanie wojennym większość rodaków ma przed oczyma obrazy uzbrojonych w pałki zomowców, transportery opancerzone i... armatki wodne. Te ostatnie szczególnie mocno dały się we znaki protestującym.

Stan wojenny. Armatki wodne IFA, Hydromil 1 i Hydromil 2

Historia tego typu pojazdów sięga 1930 roku. Wtedy właśnie do walki z rozwścieczonym tłumem (w dużej mierze ze zwolennikami NSDAP) po raz pierwszy użyła ich berlińska policja. W Polsce debiut tego rodzaju konstrukcji przypadł na rok 1960. Niemieckich armatek firmy IFA użyły wówczas oddziały ZOMO tłumiące zamieszki na Nowej Hucie. Swoją drogą armatki na podwoziach IFA przetrwały w Polsce do wprowadzenia stanu wojennego. Pojazdy te zobaczyć można np. na amatorskich zdjęciach z tłumienia zamieszek we Wrocławiu.

Hydromil 1 na podwoziu StaraWojciech Strożyk REPORTERAgencja SE/East News

Rozwinięciem tej konstrukcji były polskie armatki Hydromil 1 budowane w oparciu o podwozia Stara. Auta, które przez wiele lat służyły do rozpędzania ulicznych demonstracji wyposażone były w trzy dysze - jedną - obrotową - montowaną na dachu, i dwie pod przednim zderzakiem. Pompa wody napędzana była silnikiem od samochodu Polski Fiat 125. One również - masowo - brały udział w wydarzeniach polskiego grudnia 1981 roku.

W połowie lat siedemdziesiątych szeregi ówczesnej milicji zasiliły nowe maszyny - austriackie armatki wodne zbudowane na podwoziu firmy Steyer. Tego rodzaju pojazd mógł poradzić sobie z każdym tłumem. Oprócz głównego uzbrojenia - wysokociśnieniowej armatki wodnej napędzanej silnikiem forda taunusa - auto miało m.in. opancerzoną kabinę, chronione kratami i kuloodporne szyby.

Polacy szybko "udoskonalili" (by nie użyć słowa "skopiowali") i tą konstrukcję. W WSK Kielce zbudowano polski Hydromil 2 skonstruowany w oparciu o podwozie samochodu ciężarowego P420 dostarczone przez Jelcza.

Hydriomil 2Informacja prasowa (moto)

Podobnie jak austriacki pierwowzór, auto miało opancerzoną kabinę i kuloodporne szyby. W zbiorniku mieściło się aż 9800 litrów wody. Pojazd, tak samo jak Hydromil 1, wyposażony był w trzy dysze - główną umieszczoną na szczycie zbiornika z wodą i dwie "pomocnicze" zamontowane pod przednim zderzakiem. Do napędu pompy wody użyto benzynowego silnika z samochodu GAZ 24, czyli popularnej wówczas, radzieckiej Wołgi. Jednostka o pojemności 2,5 l była zdecydowanie mocniejsza niż silnik fiatowski - rozwijała aż 94 KM i dysponowała momentem obrotowym 185 Nm. Dla porównania stosowana w Hydromilach 1 jednostka z fiata 125p miała moc jedynie 75 KM i maksymalny moment obrotowy 112 Nm. W efekcie wydajność pompy wzrosła do 1600 litrów na minutę.

Samochód napędzany był turbodoładowanym silnikiem SW680 o pojemności skokowej 11 l i maksymalnej mocy 240 KM. Jednostka napędowa zapewniała ważącemu przeszło 24 tony pojazdowi doskonałe osiągi - Hydromil 2 rozpędzał się do prędkości maksymalnej 95 km/h.

Pojazdy pancerne w stanie wojennym: BTR 152, BTR-60, BRDM-2 i SKOT

Transporter opancerzony BTR-60 Piotr MałeckiAgencja SE/East News

W rozpędzaniu protestujących na szeroką skalę stosowano też samochody opancerzone. W służbie było ich kilka rodzajów, ale największą popularnością mogły pochwalić się: radzieckie BTR 152, BRDM-2 czy czechosłowackie SKOT, które miały swoją liczną reprezentację nie tylko w jednostkach Ludowego Wojska Polskiego ale i Milicji Obywatelskiej. Za sprawą licznych zdjęć i materiałów filmowych, zwłaszcza dwa ostatnie, stały się prawdziwymi "ikonami" stanu wojennego.

BTR 152, obok nowszych BTR-60 - "walczyły" na ulicach wielu miast wojewódzkich (m.in we Wrocławiu i Szczecinie, w barwach Milicji). To radziecka konstrukcja opracowana w 1946 roku, czerpiąca z doświadczeń różnych frontów II wojny światowej. Ważący 8,7 tony wóz miał 6,8 m długości i mieścił w przedziale bojowym nawet do 17 osób desantu (plus 2-osobowa załoga). Samochód napędzał 6-cylindrowy, benzynowy silnik ZiŁ-123 o mocy 110 KM. Pancerz wykonano ze spawanych płyt walcowanych grubości 6-13 mm.

Rekonstrukcja stanu wojennego - w tle SKOTWojciech Stróżyk /Reporter Agencja SE/East News

Symbolem stanu wojennego jest też bez wątpienia czechosłowacki transporter opancerzony SKOT (cz. Střední Kolový Obrněný Transportér). Wozy te, na mocy porozumienia pomiędzy PRL a Czechosłowacją, powstawały w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie. Łącznie - w latach 1963-1971 w Polsce wyprodukowano 4500 egzemplarzy SKOT-a. SKOT-y były powszechnie używane zwłaszcza w początkach stanu wojennego i pełnił funkcję mobilnych posterunków strzeżących głównych arterii komunikacyjnych.

Sam wóz miał osiem kół, 7,4 m długości i - oprócz 2-osobewej załogi - przewoził do 10 osób w przedziale desantowym. Opracowano go w latach 60-tych ubiegłego wieku, mógł się więc pochwalić całkiem nowoczesną konstrukcją. Źródłem napędu był np. ośmiocylindrowy wysokoprężny silnik Tatra (klasycznie chłodzony powietrzem) o pojemości 11,8 l i mocy 180 KM. Jednostka współpracowała z półautomatyczną pięciostopniową skrzynią biegów z systemem preselekcji (układ stosowany przez Niemców w czasie II wojny światowej). Wóz miał oczywiście napęd na wszystkie koła, niezależne zawieszenie każdego z nich i system regulacji ciśnienia w ogumieniu. SKOTa produkowano w Polsce w oparciu o licencję, co było następstwem niewielkich mocy wytwórczych czechosłowackiego przemysłu. Samą konstrukcję uznać można jednak za bardzo nowoczesną (jak na ówczesne standardy państw Bloku Wschodniego).

BRDM-2 Wojciech Stróżyk /Reporter Agencja SE/East News

Inny z symboli stanu wojennego to doskonale znany BRDM-2 czyli radziecki pojazd rozpoznawczo-patrolowy produkowany w latach 1963-1989. Jego zmodernizowane wersje (np. Żbik) do dziś spotkać można na wyposażeniu jednostek Wojska Polskiego. To lekko opancerzony czterokołowy pojazd z charakterystyczną niską wieżyczką mieszczącą wielokalibrowy karabin maszynowy 14,5 mm. Załoga składała się z czterech osób (dowódca, kierowca, zwiadowca, celowniczy).

BRDM-2 - widoczne koła pomocniczeMONKPRESSAgencja SE/East News

Wóz napędzał pierwotnie ośmiocylindrowy, benzynowy silnik GAZ-41 o mocy 140 KM. Dzięki stosunkowo lekkiej konstrukcji (pancerz nie zapewnia ochrony przed ostrzałem z broni maszynowej) BRDM-2 rozpędzał się na drodze do 100 km/h i samodzielnie pokonywał przeszkody wodne. Cechą charakterystyczną BRDM-2 są nietypowe, schowane pod fartuchem bocznym, opuszczane koła pomocnicze (dwa zestawy po dwa koła) pomagające w pokonywaniu przeszkód terenowych (kąt rampowy).

Z czołgami na robotników

Czołg T-55 na terenie kopalni "Wujek" - w drodze do zakładowego muzeum. Zdjęcie - Polska Grupa GórniczaInformacja prasowa (moto)

Myśląc o stanie wojennym wiele osób ma też przed oczami obraz czołgów, które 16 grudnia 1981 roku sforsowały ogrodzenie Kopalni Węgla Kamiennego "Wujek" w Katowicach, gdzie w wyniku starć z wojskiem i milicją życie straciło 9 górników. Były to o podstawowe wozy Ludowego Wojska Polskiego - radzieckie T-54 i T-55 czyli czołgi podstawowe tzw. I generacji. Wszystkie one zniknęły z wyposażenia polskiej armii do 2002 roku, ale wiele przetrwało w kategorii eksponatów muzealnych (T-55 zobaczyć można np. właśnie w muzeum Kopalni Wujek). Warto przypomnieć, że Polska była jednym z ważniejszych producentów tych - zaprojektowanych w ZSRR - wozów. Wytwarzano je w zakładach Bumar-Łabędy w Gliwicach od 1958 roku.

T-54 (T-55 był jego gruntowną modernizacją) to pojazd o masie 36 ton. Jego główne uzbrojenie stanowiła armata o kalibrze 100 mm i trzy karabiny maszynowe. Czteroosobową załogę chronił pancerz z walcowanych płyt pancernych o grubości do 99 mm (odlewana wieża do 203 mm). Trzyosobowa wieża mieściła stanowiska dowódcy, działonowego i ładowniczego. 12-cylindrowy diesel o mocy 520 KM zapewniał prędkość do 50 km/h (na drodze).

Jak się produkuje czołgi

INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas