Podatek od zbyt długiej naprawy auta. Polskie przepisy są parodią zachodnich
Nowe przeglądy techniczne, które obowiązywać mają od 1 stycznia 2023 roku, budzą wśród kierowców sporo wątpliwości. Kością niezgody są np. kary dla spóźnialskich zmotoryzowanych, którzy pojawią się w stacji kontroli pojazdów później niż w 30 dni po terminie. Czy w każdym tego typu przypadku trzeba będzie zapłacić za badanie techniczne podwójną stawkę?
Jak potwierdza w korespondencji z Interią Szymon Huptyś - rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury - przyjęty przez Radę Ministrów projekt ustawy o zmianie ustawy Prawo o ruchu drogowym oraz niektórych innych ustaw (UC48), zakłada m.in. obowiązek dokumentowania fotograficznego pojazdu w trakcie badania technicznego. Planowany termin wejścia w życie nowych przepisów to 1 stycznia 2023 roku.
Kontrowersje budzi jednak - zakładana przez projekt - dodatkowa opłata dla "spóźnialskich", czyli kierowców, którzy pojawiają się w stacji kontroli pojazdów na długo po terminie badania technicznego.
Podnoszony przez kierowców problem dotyczy aut, które nie uczestniczą w ruchu, chociażby z powodu usterki technicznej. W takim przypadku rzeczywiście mówić można o pewnej niepokojącej luce.
Przedstawiciele Ministerstwa Transportu uspokajają, że projekt ustawy zawiera wyłączenie od obowiązku pobierania opłaty dodatkowej w przypadku pojazdu, dla którego wyznaczony termin badania technicznego upłynął w okresie:
- czasowego wycofania pojazdu z ruchu;
- uszkodzenia zasadniczych elementów nośnych konstrukcji nadwozia, podwozia lub ramy oraz w związku z którym pojazd został poddany dodatkowemu badaniu technicznemu;
- uszkodzenia pojazdu stanowiącego szkodę istotną.
Niestety, polskie przepisy na tle rozwiązań stosowanych w innych krajach europejskich (jak chociażby w Niemczech), są w tej kwestii - łagodnie mówiąc - bardzo ułomne. Obowiązujące od 31 stycznia 2022 roku prawo przywracające możliwość czasowego wycofania z ruchu samochodu osobowego jest w istocie parodią rozwiązań stosowanych na Zachodzie. Zapisy o przywróceniu możliwości czasowego wycofania z ruchu auta osobowego wymogło na polskich władzach prawo unijne. Ustawodawca zrobił jednak wszystko, by z takiego przywileju nie można było korzystać swobodnie.
Mimo protestów zmotoryzowanych w Polsce czasowe wycofanie z ruchu samochodu osobowego możliwe jest wyłącznie:
- w przypadku stwierdzenia tzw. "szkody istotnej",
- w przypadku konieczności naprawy istotnych elementów konstrukcyjnych.
Pojazd taki może być wycofany z ruchu wyłącznie na okres od 3 do 12 miesięcy - bez możliwości przedłużenia. Co więcej - kolejne wycofanie pojazdu z ruchu może nastąpić po upływie co najmniej 3 lat od dnia, w którym upłynął okres czasowego wycofania z ruchu określony w ostatniej decyzji.
Tak rygorystyczne traktowanie kierujących nie jest zaskoczeniem jeśli wziąć pod uwagę, że czasowe wycofanie z ruchu samochodu osobowego (zwane powszechnie czasowym wyrejestrowaniem) uprawnia do zniżki w obowiązkowym ubezpieczeniu OC w wysokości nawet 95 proc. Oznacza to, że kierowcy, którzy z innych przyczyn nie są w stanie wykonać obowiązkowego badania technicznego w terminie do 30 dni po upłynięciu "ważności" dotychczasowego, nie mają możliwości uniknięcia dodatkowej opłaty.
Wbrew pozorom, tego typu sytuacje nie są rzadkością. W dobie ograniczonej dostępności nowych pojazdów i problemów z dostępnością elektroniki, usunięcie niektórych usterek, które skutecznie wykluczają pojazd z ruchu, zajmuje często długie tygodnie. Problemem bywa też napięty terminarz u specjalistów. Na naprawę główną jednostki napędowej czy remont automatycznej skrzyni biegów nierzadko umawiać się trzeba z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Podobnie jest w przypadku zakrojonych na szerszą skalę prac lakierniczych. Remont blacharsko-lakierniczy często ciągnie się długimi miesiącami, nawet jeśli naprawy nie wymagają "elementy nośne karoserii".
Co więc zrobić mają kierowcy, w samochodach których - na kilka dni przed przeglądem - współpracy odmówi jednostka napędowa lub skrzynia biegów? Nie pozostaje im niestety nic innego jak wyciągnąć z kieszeni dodatkową kwotę, będącą w istocie "podatkiem od awarii samochodu" lub przedłużającej się naprawy.
Pamiętajmy też, że - zgodnie z najnowszym taryfikatorem - na samo badanie techniczne (po terminie) powinniśmy udać się... lawetą. W przeciwnym wypadku grozi nam mandat w wysokości - uwaga - minimum 1500 zł (nawet do 5 tys. zł).
***