Oddał do mechanika pięć samochodów. Żadnego nie odzyskał

Bardzo nietypowa historia rozegrała się w Białymstoku. Właściciel świeżo zakupionej, acz niesprawnej, Mazdy RX-8, zlecił jej naprawę pewnemu mechanikowi. Ponieważ sprawa się przeciągała (silnik Wankla nie jest czymś, z czym poradzi sobie każdy)... pan Artur kupował kolejne niesprawne rzadkie samochody, a następnie pozostawiał je w tym samym warsztacie. Do czasu aż wszystkie te auta zniknęły.

33-letni Artur Jackiewicz mieszka w Białymstoku. Pasjonuje się motoryzacją. Jego marzeniem było sportowe auto. Dlatego w 2017 roku kupił do remontu kilkuletnią Mazdę RX-8. Za namową znajomego oddał samochód do gruntownej naprawy Krzysztofowi K. - białostockiemu mechanikowi. Pan Artur tej decyzji żałuje do dziś.

- Po pozostawieniu tego samochodu u niego okazało się, że silnik jest zatarty, nie odpala. Nagle jest ogromny problem. Zdziwiłem się bardzo, ale zaufałem człowiekowi. Po rozebraniu tego samochodu, co trwało trzy miesiące, a miało trwać tydzień, dwa, kupiłem części. Nie miałem czym jeździć, bo jedyny samochód stał w warsztacie, więc zapytałem pana K. czy naprawiłby mi inny samochód, który bym kupił. Wysłałem mu zdjęcia tego samochodu, opis, żeby ocenić, czy warto to kupić. Ocenił, że tak - mówi Artur Jackiewicz.

Reklama

Krzysztof K. podjął się naprawy samochodów. Niestety części do nich są trudno dostępne. Dlatego mechanik polecił panu Arturowi kupienie kolejnych samochodów, by pozyskać z nich elementy. Pan Artur wziął kredyt w banku i kupił jeszcze cztery pojazdy. Z czasem wszystkie zaginęły.

- Namówił mnie też na zakup trzeciego samochodu, do którego mieliśmy zmienić silnik od Toyoty Supry. Ale te silniki nie są aż tak dostępne. Zakupiłem też Lexusa GS300, który miał taki silnik. Te samochody również zostały oddane do pana Krzysztofa. Miał je zrobić w momencie, w którym skończy poprzednie. Cały czas miał jednak jakiś powód, dla którego nie miał czasu naprawić mojego samochodu. Później nie chciał mi powiedzieć, gdzie auta są - tłumaczy pan Artur.

 Problemy z odzyskaniem swojego samochodu miała także pani Agnieszka. Kobieta kilka lat temu zaufała Krzysztofowi K. Jej zdaniem naprawa auta skończyła się dewastacją pojazdu i ogromnymi kosztami przywrócenia go do pierwotnego stanu.

- Jak kupiliśmy samochód, to był płyn w oleju. Ten mechanik naprawił nam jeden samochód, zrobił to dobrze i w miarę tanio. Postanowiliśmy, że zostawimy i to auto. Miał naprawić silnik, zrobić generalny remont. Okazało się, że części, na które dostał pieniądze, nie są wymienione - opowiada Agnieszka Rogalska-Nikołajuk.

Pani Agnieszka twierdzi, że samochód odebrała w opłakanym stanie. - Była pocięta cała instalacja, bo bez mojej wiedzy wymontował mi alarmy. Samochód został odebrany na lawecie, z rozebraną tutaj całą instalacją. Jest pełno wycieków. Niepodokręcana jest skrzynia biegów, brakuje śrub. Wstępna wycena samych części, bez robocizny, w ASO wynosi 33 tys. zł - wylicza.

Krzysztof K. unikał swoich klientów. Nie wiadomo także, gdzie przeniósł warsztat, a tym samym samochody naszych rozmówców. Pod pretekstem naprawy auta umówiliśmy się z mężczyzną na obrzeżach Białegostoku. Z rozmowy wynikało, że pracuje poza miastem. Następnego dnia pojechaliśmy na miejsce wraz z panem Arturem.

Pan Artur: Człowieku, nic nie zrobiłeś z tym silnikiem. Jest jeszcze w gorszym stanie, niż dostałeś. Dlaczego chcesz ode mnie kasę za naprawę tych samochodów, jak ja nie mam żadnej faktury od ciebie i żadnej informacji, że je naprawiłeś?

Krzysztof K.: Nie będę rozmawiał.

 - Wartość rynkowa samochodów, to jest około 100 tysięcy złotych razem z częściami. Jeszcze trzeba doliczyć kilka tysięcy odsetek z kredytu, który miałem na te samochody, koszty ubezpieczeń, które musiałem płacić, a nie jeździłem autem - wylicza pan Artur.

Wezwana na miejsce policja przez kilka godzin prowadziła oględziny. Udało się znaleźć wszystkie samochody pana Artura. Niestety żaden z nich nie został naprawiony i nie nadaje się do jazdy. Część pojazdów pan Artur odzyskał. Reszta została zabezpieczona przez policję jako dowód w sprawie.

- Wszystkie samochody są w stanie bardzo słabym lub wręcz agonalnym. Dwa z samochodów mają wyjęte silniki. Nie nadają się do wyjechania, są rozebrane na części. Nie doszło do żadnej z napraw. Pieniądze i części przekazane do Krzysztofa nie zostały odnalezione - twierdzi pan Artur.

"W tej sprawie gromadzony jest materiał dowodowy a czynności prowadzone są w kierunku art 284 KK. Prowadzone przez policjantów postępowanie przygotowawcze nadzorowane będzie przez Prokuraturę Rejonową w Białymstoku"- oświadczyła Izabela Malinowska, oficer Komendy Powiatowej Policji w Mońkach.

Poszkodowani twierdzą, że Krzysztof K. nie dysponuje żadnym majątkiem. Mimo to zamierzają swoich praw dochodzić w sądzie. Chcą zwrotu poniesionych kosztów i odszkodowania za zniszczenie ich samochodów.

Interwencja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy