Nowe regulacje UE ws. ładowarek zaszkodzą kierowcom aut spalinowych

We wtorek Parlament Europejski przyjął nowe przepisy mające na celu ułatwienie przejścia unijnego sektora transportowego na napędy "bezemisyjne". Chodzi o zapowiadane od dłuższego czasu regulacje AFAIR (od Alternative Fuels Infrastructure Regulation) mające pomóc w rozwoju elektromobilności. Dobra wiadomość - na głównych drogach ładowarki do samochodów elektrycznych mają stanąć co 60 km.

Jazda elektrykiem w trasie przestanie być problemem? Ładowarki co 60 km
Jazda elektrykiem w trasie przestanie być problemem? Ładowarki co 60 kmMirosław DomagałaINTERIA.PL

Parlament Europejski zatwierdził zestaw przepisów obligujących państwa członkowskie do wzmożenia wysiłków na rzecz transformacji transportu. Zdaniem Europejskiej Agencji Środowiska ten sektor odpowiada za 1/4 całkowitej emisji CO2 w Unii Europejskiej, z czego za 71,7 proc. pochodzić ma z transportu drogowego.

Szybka ładowarka co 60 km. Właścicielom elektryków ma być łatwiej

Nad przepisami określanymi jako "AFAIR" - od Alternative Fuels Infrastructure Regulation - pracowano od kilkunastu miesięcy. Ich ostateczna, przyjęta we wtorek wersja, zakłada że - od 2026 roku - na odcinkach będących częścią transeuropejskiej sieci transportowej TEN-T, czyli autostradach i drogach ekspresowych, odstęp między ładowarkami dla osobowych samochodów elektrycznych wynosić ma maksymalnie 60 km.

W pierwszym okresie każdy z planowanych co 60 km punktów ładowania musi mieć łączną moc co najmniej 400 kW i dysponować przynajmniej jedną szybką ładowarką o mocy nie mniejszej niż 150 kW. W kolejnych dwóch latach moc wzrosnąć ma z 400 kW do co najmniej 600 kW, co - przynajmniej w teorii - pozwoli na szybsze uzupełnianie energii i zmniejszy kolejki do ładowarek.

Stacje ładowania samochodów ciężarowych i autobusów mają znajdować się co 120 km i być zainstalowane w połowie głównych dróg europejskich do 2028 r.; w zależności od drogi ich moc ma wynosić od 1400 kW do 2800 kW. Państwa członkowskie mają zainwestować również w stacje tankowania wodoru, które do 2031 r. powinny być rozmieszczone przynajmniej co 200 km - czytamy w DW.

Ładowarki łatwiejsze w obsłudze. Koniec z naciąganiem kierowców

Same ładowarki mają się też stać przyjaźniejsze użytkownikom. Nowe przepisy określają, że za ładowanie będzie można zapłacić kartą płatniczą lub zbliżeniowo - np. blikiem. Dzięki temu korzystanie z nich stanie się prostsze. Kierowcy samochodów elektrycznych nie będą już musieli instalować aplikacji konkretnych operatorów. 

Przyjęte regulacje narzucają też na operatorów stosowanie ustandaryzowanych informacji o kosztach. Chodzi o wprowadzenie wspólnego dla całej Unii systemu podobnego do tego, jaki znamy ze stacji benzynowych. W tym przypadku ceny będą musiały być przedstawiane w formie opłaty za kWh lub za minutę trwania sesji ładowania. Ustandaryzowanie przekazu sprawi, że konsumenci będą mogli łatwo porównywać oferty poszczególnych operatorów i wybierać te najkorzystniejsze dla siebie.

Niestety dotyczy to wyłącznie tzw. "szybkich" ładowarek. W przypadku tych o mocy poniżej 50 kW, nie będzie obowiązku akceptowania powszechnych form płatności (np. karty kredytowe), a operator - w dalszym ciągu - będzie mógł wymagać opłaty wnoszonej chociażby za pomocą kodów QR generowanych przez aplikacje.

Kierowców elektryków ucieszy też wiadomość, że do 2027 roku powstać ma unijna baza danych dotycząca punktów ładowania pojazdów i tankowania paliw alternatywnych. Docelowo chodzi o udostępnienie użytkownikom w czasie rzeczywistym informacji dotyczących m.in.:

  • lokalizacji stacji,
  • cen obowiązujących w danym punkcie,
  • czasie oczekiwania na ładowanie.

Takie podejście sprawi, że korzystanie z samochodu elektrycznego w trasie przestanie być wreszcie koszmarem i loterią.

Unijne przepisy uderzą w kierowców? W Polsce już widać problem

Chociaż nowe regulacje cieszą kierowców aut elektrycznych i sympatyków elektromobilności, w polskich realiach stanowić mogą spory problem. W tym miejscu wypada przypomnieć, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych ma obecnie duże problemy ze znalezieniem chętnych do dzierżawy i obsługi tzw. "MOP-ów" czyli miejsc obsługi podróżnych. W tym roku udało się zawrzeć umowy dotyczące zaledwie 14 z 56 czekających na dzierżawcę MOP-ów. Pozostałe 42 lokalizacje nie doczekały się najemców właśnie z obawy przed - przyjętymi we wtorek - przepisami.

Poprowadzenie przewodów na odcinku np. kilkunastu kilometrów to inwestycja pochłaniająca miliony złotych, która nie ma szans się zwrócić w okresie dziesięciu lat dzierżawy gruntu - tłumaczy w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Grigoriy Grigoriev, dyrektor generalny operatora sieci ładowarek Powerdot w Polsce.

Pamiętajmy, że wiele MOP-ów zlokalizowanych jest w znacznej odległości od dużych ośrodków miejskich, a samo uzyskanie stosownych pozwoleń i doprowadzenie przyłącza energetycznego to dopiero początek długiej drogi. Na inwestorów czekają jeszcze przecież formalności związane z odbiorami i przyłączeniem do sieci samych ładowarek. Spełnienie narzuconych unijnymi regulacjami terminów jest więc praktycznie niewykonalne, a za ich złamanie grozić mają surowe kary. W efekcie problem ze znalezieniem chętnych do zarabiania na utrzymanie MOP-ów może się jeszcze pogłębić. W praktyce oznacza to, że w kolejnych wiele parkingów przy autostradach i drogach ekspresowych oferować będzie jedynie podstawowe wygody w postaci toalety, bez żadnego zaplecza usługowo-gastronomicznego.

"Wydarzenia": Wraki samochodów wciąż zalegają na polskich ulicachPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas